Brunetka spała sobie bardzo smacznie, wiecie bardzo przyjemnie, ale obudziły ją jakieś hałasy. Za wszelką cenę, próbowała się nie obudzić, ale się obudziła. Nie była zadowolona z tego faktu, ponieważ na pewno jest bardzo wcześnie, czuć było na dworze chłód, pomimo tego, że mamy lato. Zapomniała wczoraj zamknąć okno. Wiecie jak dla niej było za wcześnie. Nigdy o tej porze nie wstawała. W sumie, nawet nie ma pojęcie, która jest godzina. Przewróciła się na drugi bok i spojrzała na zegarek po lewej stronie. 5:46. O matko. Na dworze robiło się już jasno, i do pokoju pomału wpadały promienie słoneczne, co trochę ożywiło jej pokój. Po chwili takiego leżenia, stwierdziła, że hałas, który ją obudził, ucichł. Tak więc poszła spać dalej, ale nie było jej to dane. Bo gdy tylko zamknęła oczy i przewróciła się na drugi bok, hałas powrócił. Przykryła głowę poduszką, prawie, aż dusząc się nią. Hałas powrócił z podwójną siłą. Na miłość boską. Był on coraz bardziej wyraźniejszy i natarczywy. Komuś naprawdę udało się ją wkurzyć, i to cholernie tego pożałuję, ale cholernie. Wkurzona wykopała się z ciepłego łóżka i usiadła na skraju, pocierając oczy, które domagały się snu. Powoli odzyskiwała wzrok, słuch i takie tam i spojrzała się w stronę hałasu, który w tym momencie ucichł. Spojrzała się w stronę okna i ujrzała sowę. Sowę, która chyba nie była zadowolona z tego, że tak długo musi czekać, aż frunie do pokoju, tylko, że okno było otwarte. Pewnie jest ślepa. Podeszła do okna i odtworzyła drugą jego stronę, a sowa wleciała do pokoju, usiadła na biurko wystawiając nóżkę. Odwiązała szybko kopertę, dała sowie coś do zjedzenia i picia, po czym wróciła po kopertę. Odwróciła kopertę i dostrzegła wojskową pieczęć z herbem: lew, orzeł, borsuk i wąż wokół dużej litery H. Jej okrzyki szczęścia były takie głośne, że sowa nie wiedząc właściwie co się stało, szybko wyleciała z jej pokoju. Szybko zamknęła za nią okna i tak jak stała wybiegła ze swojego pokoju, uderzając o kogoś. Ten ktoś również upadł z hukiem na podłogę jak ona. Podniosła się, rozmasowując swoją pupę jedną ręką, a w drugiej wciąż trzymając kopertę, spojrzała się na Justina, który również wstawał powoli z podłogi, masując sobie głowę. Zauważyła, że również trzyma kopertę. Uśmiechnęła się. Była tak szczęśliwa. Z nim może iść nawet w ogień.
-Czemu biegłeś do mnie?
-Chciałem ci pokazać to. -zamachał jej przed oczami kopertą, co za chwilę ona uczyniła to samo.
-Ty też?
-No jasne. Boże Justin jak ja się cieszę.
-Ja też. U ciebie czy u mnie?
-Chodź do mnie.
Poszli do pokoju brunetki. Brunet zamknął drzwi za sobą i tak jak wczoraj usiedli naprzeciwko siebie. Patrzyli to na siebie, to na koperty. Byli tacy szczęśliwi. Ze sobą ich życie w Hogwarcie, będzie o dużo lepsze, łatwiejsze, przyjemniejsze i takie tam. Pomimo tego, czy trafią do dwóch różnych domów, zawsze będą szli za sobą. Zrobią dla siebie wszystko. Naprawdę. Kochają siebie. Bardzo mocno. Mocno.
-Dobra ty pierwszy. -powiedziała a brunet skinął głową i zaczął otwierać swoją kopertę. Wyjął z niej biały pergamin, który był złożony na trzy części. Justin siedział naprzeciwko Ariany, i czytając to nowe zdanie, uśmiechał się jeszcze bardziej. To oznaczał tylko jedno. Dostał się. Wiadome.
-Dostałem się! -krzyknął i rzucił się na Arianę. Zaczął ją tulić na podłodze, rozbijając przy tym ich kubki, których wczoraj nie posprzątała, ale to się nie liczyło. Liczyło się tylko to, że się dostali. -Teraz ty. -powiedział do niej, kładąc się obok niej. Wzięła swoją kopertę i odtworzyła ją. Biały pergamin, złożony był na trzy części. Był on po prostu perfekcyjny. Aż żal było go dotykać. Odtworzyła list i przeczytała na głos.
CZYTASZ
new life| JB | AG | DM |
Fanfiction-Wszelkie osoby, czas akcji, miejsca i inne rzeczy są zmienione na potrzeby fanfiction, więc nie wszystko będzie się zgadzać z tym co się dzieje w książce o Harrym, i w życiu Ariany i Justina-