Luke stał na podjeździe i rozmasowywał kciuk, w którego już drugi raz przywalił młotkiem. Miał ochotę rzucić to wszystko w cholerę, ale z drugiej strony miał cichą nadzieję, że może dzięki temu Gwen znowu zacznie z nim normalnie rozmawiać.
Był wtorek, a ona nadal odzywała się jedynie sporadycznie, chociaż znał ją na tyle długo, by wiedzieć, że dobre i tyle. Wiedział już też, że trochę zawalił, ale przynajmniej o wyjeździe powiedział jej od razu. To znaczy, prawie.
Blondyn wbił w ziemię ostatni słupek i zabrał się za właściwą część pracy. Po obu stronach podjazdu ustawił dziesięć drewnianych palików, do których miał zamiar przywiesić oświetlenie. Były to kolorowe kule, coś jakby mini lampiony i fajnie by było, gdyby do świąt nie pojawiła się żadna burza, bo słabo widział ich żywot, jeśli zacząłby padać deszcz.
Nie pokazywał ich żonie, ale był pewny, że jej się spodoba. Zawsze lubiła takie rzeczy i tak szczerze, robił to tylko dla niej. Skoro marzyła o pięknie oświetlonym ogrodzie, jest gotowy zrobić jej tu lepszy pokaz niż przed słynną operą w ich mieście, choćby miał spędzić na tym całą noc.
Gdy Luke ostrożnie przytwierdzał takerem oświetlenie do słupków, bacząc, by czasami nie uszkodzić zszywką kabla, Gwen kończyła ozdabiać dom wewnątrz. Znalazła na internecie piękne oświetlenie, które po założeniu na ścianę wyglądało jak wodospad lampek. Od głównego, trzy metrowego kabla odchodziła w dół masa dwu i pół metrowych kabli, pokrytych gęsto małymi, białymi światełkami. Dziewczyna zamówiła dwa – jedno, do sypialni, które przymocowała na przyklejanych haczykach na wprost ich łoża małżeńskiego, a drugie w jadalni. Tam dodatkowo doczepiła do niego trochę zdjęć z zeszłorocznych świąt, oraz tych trochę bardziej oddalonych w czasie. Udało jej się je zdobyć od swojej mamy i teściowej, które wprost nie mogły się doczekać, by zobaczyć jej małą ściankę wspomnień.
Nad kominkiem zawisły czerwone skarpety, a na drzwiach ozdobny stroik. Gwen ozdobiła też trzy dodatkowe pomieszczenia, bo była pewna, że ktoś zostanie u nich na noc i chociaż wiedziała, że pewnie nikt nie zwróci na to nocą szczególnej uwagi, uznała, że przyjemniej będzie się spało w świątecznym otoczeniu. Sama lubiła, gdy święta dawało się odczuć nie tylko w salonie, gdzie stała choinka, ale też w dalszej części domu. Stwierdziła, że trzeba pielęgnować świąteczny nastrój, bo im starszy człowiek się staje, tym mniej cieszy się z nadchodzącego święta, widząc w nim jedynie wolne od pracy. Czasami trzeba zrzucić z siebie łatkę dorosłego i pobyć przez chwilę dzieckiem, a święta są ku temu idealną okazją.
Gwen zerknęła przez okno, ale Luke'a nigdzie nie było. Uśmiechnęła się widząc piękne łańcuchy wzdłuż podjazdu i wprost nie mogła się doczekać wieczora, by zobaczyć jak odcinają się na tle ciemnej nocy. Nie przypominała sobie, by wybierała jakiekolwiek zewnętrzne oświetlenie; wspominała jedynie mężowi, że fajnie by było, gdyby ogród też został oświetlony. Miło z jego strony, że postanowił spełnić jej prośbę, mimo iż ona ma od dwóch dni muchy w nosie.
To nie tak, że miała zamiar obrażać się na niego do końca życia, bo ona nawet nie była na niego obrażona. Jasne, na początku głównie się złościła, ale gdy emocje opadły, poczuła jedynie przygnębienie.
W głębi serca cieszyła się na wspólne święta, na dom wypełniony śmiechem bliskich i harmider przyprawiający o ból głowy. Przerażał ją jedynie ogrom przygotowań, bo musiała jakoś wykarmić dwadzieścia osób, a w tej rodzinie każdy lubił co innego. Myślała, że przynajmniej Luke... w pewien sposób ją wesprze, pomoże, a nie zostawi na dwa dni przed świętami, by śpiewać kolędy. I w sumie dlatego była ostatnio dla niego taka obojętna. Było jej smutno, że jego przy niej nie będzie, a to było jedyne, czego od niego tak naprawdę chciała.
CZYTASZ
Wyzwanie: Święta || L.H.
Fanfiction| uwaga! wydarzenia nie mają wpływu na fabułę fanfiction "Wyzwanie: Małżeństwo" | Krótkie świąteczne opowiadanie, w którym przypadkowe małżeństwo Luke'a i Gwen zostaje poddane kolejnej próbie podczas wielkich, rodzinnych świąt Bożego Narodzenia. "...