6.

37 4 2
                                    

- Tylko wiesz co? - Zapytałam.

- Hmm?

- Chodzi o to, że nie wiem dlaczego wtedy się tak zachowałeś.

- Kiedy? Jak? I w ogóle o co ci chodzi?

- No na imprezie u ciebie. - Sprostowałam.

Andy podrapał się po głowie i automatycznie zrobił się czerwony.
Zaśmiałam się na ten widok.

- Zapomnij o tym... Byłem trochę pijany, trochę... Przepraszam. - Zciszył głos.

- Dobra nie stresuj się tak. Nic się nie stało. - I poklepałam go po plecach.

- Ejj masz ochotę na coś słodkiego? - Zapytał, zmieniając temat.

- Wybacz ale odchudzam się od momentu, w którym spojrzałam w lustro przed przyjściem na twoją domówkę.

Andy wybuchnął śmiechem, a po chwili otarł łzy rozbawienia.

- Niby z czego? - Prychnął pod nosem i dodał - Przecież jesteś chudzina! Masz swietną figurę i nie masz się o co martwić jejku.

- Tylko tak mówisz bo nie chcesz żeby było mi przykro. - Podpuściłam go.

- Wcale, że nie!

- Wcale, że tak!

I zaczęliśmy się śmiać.

- Dobra idziemy i nie ma, że się odchudzasz, bo masz przestać bo sobie jeszcze krzywdę tym zrobisz. - Ostatni raz się zaśmiał, po czym powiedział - Dwie ulice stąd jest lodziarnia. Fajna nawet, nie powiem, że nie. Właśnie tam pójdziemy.

- Jeju no... No dobrze.. - Założyłam ręce na piersi w krzyż i udałam obrażoną. Nagle momentalnie zostałam oderwana od podłoża, po którym tak twardo stąpałam i wylądowałam na plecach mojego towarzysza. - Ej! Co ty robisz?! Postaw mnie na ziemie, nie jestem jakimś przedmiotem, który można sobie od tak podnosić! - Zaczęłam wymachiwać wszystkim kończynami tylko po to by się uwolnić od jego zaciśniętych dłoni na moich łydkach.
Siedziałam na tak zwanego "barana".

- Cicho, jesteś leciutka.

Chłopak tylko się drwiąco uśmiechnął i zaczął podążać lekkim krokiem nie zważając ze nosi na swoich plecach trochę - dużo kilogramów.

Po skończonej wycieczce do lodziarni udaliśmy się do pobliskiego parku.

Godzinę później...

- Już trochę późno. Będę się zbierać. - Powiedziałam odchodząc od barierki na mostku.

- Już idziesz? Zostań jeszcze.

- Chciałabym ale serio muszę już iść. - Gdy schodziłam z mostku zakręciło mi się w głowie. Złapałam się za barierkę.

- Co Ci? Wszystko w porządku? - Chłopak podbiegł do mnie i złapał mnie za ramiona.

- Tak, wszystko w porządku... Chyba...

- Teraz to chyba już cię nie puszczę. - Spojrzał mi w oczy, a po chwili na moje usta i uśmiechnął się znacząco.

- A ja myślę, że jednak puścisz. - Wyprostowałam się i odsunęłam Andy'iego od siebie.

Chłopak posmutniał ale chwilę potem się uśmiechnął ponownie.

- To co? Odprowadzę cię może?

- Jeśli chcesz, to czemu nie? - Powiedziałam poprawiając włosy, które i tak chwile później rozwiał wiatr.

- Chcę. - Odpowiedział krótko i bez namysłu.

W tym momencie dostałam SMS-a od Bena z pytaniem gdzie jestem.

- Wybacz, ale muszę odpisać.

Ja: W parku na mostku, aaaa coo?

Ben: bo masz goscia

Ja: Hmm?

Ben: no chodź do domu to zobaczysz, on mówi ze cię zna

Ja: No oki, zatem będę tak za?? 15? 20 minut?

Chłopak już nie odpisał.

- Eee słuchaj, bo jednak wrócę sama. - Poinformowałam go w dość mało elegancki sposób o mojej decyzji.

- Co? Dlaczego? - Zdziwił się.

- Ktoś na mnie czeka w domu i chce sama wrócić. - Oczywiście domyślałam się chyba kim jest owy gość.

- Twój chłopak? - Wyrzucił z siebie po kilkunastu sekundach ciągłego obserwowania mnie.

Zastanowiłam się chwilę. Wiedziałam,  że podobam się Andy'iemu bo to było widać gołym okiem. Nawet ślepy by to zauważył. Dlatego też wiedziałam również, że jeśli powiem, że nie mam nikogo to będzie sobie robił nadzieję, że ja i on będziemy razem. A bądźmy szczerzy, Andy po prostu nie jest w moim typie. Jeśli jednak powiem mu, że czeka na mnie mój facet to zrobi mu się przykro, ale jednocześnie da sobie spokój ze mną, albo będzie próbował mnie "zdobyć" za wszelką cenę.
Obie opcje są dość brutalne, bo wybierając pierwszą sprawie mu tak samo zawód jak wybierając drugą. Cóż.. Ale kto powiedział, że każda decyzja musi wszystkich zadowalać? Nawet jeśli 4 ludzi na 5 będzie zadowolonych to zawsze znajdzie się ta jedna osoba, której coś nie odpowiada.

- Halo, Melanie? Jesteś tu? - Z moich rozmysleń wyrwało mnie wołanie chłopaka machającego przed moją twarzą dłońmi.

- Nie, nie ma mnie. Poszłam sobie.  - Odpowiedziałam sarkastycznie.

- Zabawne... Więc kto na ciebie czeka? Chłopak? - Ponowił swe pytanie.

Wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam:

- Tak, chłopak, którego kocham. - Ucichłam.

- A, okej..

Staliśmy w niezręczniej ciszy jakieś trzy minuty, aż w końcu postanowiłam przerwać ową katorgę.

- To ja już będę lecieć. Dziękuję ci za dziś. - Pocałowałam jego policzek raz na pożegnanie, po czym udałam się w stronę mojego domku.

Aaaaaaaaaa Ci którzy czekali na następne rozdziały pewnie mnie zabiją XDD

Przepraszam ale nie miałam w sumie czasu i chęci do pisania next'ów. Mam nadzieje, że zrozumiecie, oraz że wróci mi chęć do pisania tego opowiadania 😕❤

Cóż.. Zatem tak jak zawsze:

2 vote = next  😊😊

Do następnego, papaa

Toxic | Melanie MartinezOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz