Wyjazd

23 6 1
                                    

  Był to Michael, syn Ryszarda. A ona stała z obnażonym mieczem wycelowanym w jego szyje.  

Wzięła szybko ostrze z jego szyi. Lecz nie mogła cofnąć czasu. Schowała miecz do pochwy. Miała zamiar go jak najszybciej go ominąć.

- Przepraszam, nie chciałam. - skłoniła się i miała zamiar wyjść drzwiami na zewnątrz, które były niedaleko. Może udałoby się jej uciec gdyby nie dłoń,która wylądowała na jej ramieniu. Chciała ją strzepnąć ale za  mocno ją trzymał. Powoli ją odwrócił do siebie. Na jego twarzy jaśniał uśmiech lecz w oczach miał nadal szok.
Podejrzewała go, że się w niej zakochał więc ograniczyła z nim spotkania do minimum. Nie chodziło to, że był brzydki, bo nie był lecz o to, że każdą sprawę traktował śmiertelnie poważnie. Na pewno całą sytuację wziął sobie do serca.
Będzie musiała się narodzić aby jej wybaczył ale czy tego chce?

- Przepraszam Cię, nie chciałam. - kiedyś odkryła, że szybciej się go pozbędzie jak będzie mu składać komplementy. Zwykle działało.
- No ja nie wiem. Niechcący wyciągałaś i  we mnie wycelowałaś?- nadal był wstrząśnięty, co szło u niego z gniewem.
-Lepiej daj mi dobry powód abym cię nie uszkodził. Masz minutę. - Jego iluzje były tak realistyczne, że aż straszne. Zwłaszcza, że w nich pojawiało się dużo krwi.

-Czekam - na jego twarzy pojawił się uśmiech zwycięstwa, gdy skrzywiła się.
- Może dlatego, że mam dla ciebie niespodziankę.
-Niespodziankę?
-Tak, niespodziankę. - zamyślił się.  Uwielbiał niespodzianki. Ale przecież nadal na nią jest zły. Ciekawość wzięła jednak górę.
- Pokażesz mi ją? Prooooszę.
Mimo całej swojej mocy, był dziecinny.
-Pokażę ci ją ale najpierw musisz
zamknąć oczy i policzyć do 10. Wtedy przed tobą pojawi się niespodzianka. -zrobił to o co go prosiła. Odwrócił się i zaczął liczyć.
-1
-2 ...
Wyciągnęła z kieszeni kamień. Podstawiła go przed nim i odeszła. Musiała spakować się na wyprawę. Szybko przemierzała kolejne korytarze, aż dotarła do celu.

Podeszła do szafy i zaczęła ją przeszukiwać. W końcu znalazła to czego szukała- mieszka ze złotem. Wyciągnęła z niego 10 złotych monet i schowała je do kieszeni. Resztę rzuciła na swoje miejsce. Wzięła pierwszą, lepszą parę spodni i koszul. Zwinęła je w ciasny tobołek i położyła obok broni. Odpięła od pasy miecz, zabrała natomiast sztylet i krótki toporek. Ta broń  bardziej będzie jej przydatna w obozowisku niż nieporęczny, długi miecz. A Swallow zbuntuje się przeciwko niej jeśli będzie musiała dużo nosić. Podeszła do komody i zabrała z niej parę drobiazgów, które powinna mieć w czasie podróży każda szanująca się kobieta. 

Zabrała wszystkie te rzeczy na dół. Zostawiła je obok boksu klaczy i poszła po rząd dla konia. Sprawnie zapięła wszystkie paski i przypięła do siodła juki. Wsadziła do nich rzeczy, które zabrała ze sobą oprócz broni. Toporek i kołczan również przypięła do siodła, a sztylet wsadziła za cholewkę buta. Zaś łuk przerzuciła sobie przez ramię. Wzięła wodze w dłoń i poprowadziła Swallow przed drzwi kuchni. Weszła do środka i zabrała suchy prowiant dla siebie.  Nikt jej w tej czynności nie przeszkadzał, bo już przyzwyczaili się do jej tajnych, acz niespodziewanych wypadów.  Zdobycze wpakowała na konia. Znalazło się pośród nich owies, i to znacznej ilości. Dosiadła klacz i skierowały się w stronę bramy. Nie były jeszcze w połowie drogi do niej, gdy zawołał ją potężny głos. Kazał jej się zatrzymać, co też zrobiła. 

Odwróciła się. Zobaczyła nikogo innego jak Michaela. Był cały czerwony na twarzy, a w dłoni trzymał jej podarek. Gdy był w odległości kilku metrów, rzucił nim w nią. Bez trudu złapała lewą ręką choć kamień leciał ze znaczną prędkością.
- Co to ma być? Ten kamień nic nie robi. Nie skacze, nie tańczy tylko stoi. I stoi. Tylko to potrafi. Nie zgadzam się abyś ty tak ze mną postępowała. Mówiłaś, że zawsze będziesz mi dawała ruszające lub niezwykle rzeczy. A...- kiedyś mu złożyła mu tą obietnicę jak byli dziećmi. Wtedy jeszcze nie wiedziała, jak ją irytuję ten zakochany syn Ryszarda.

- Ja zawsze dotrzymuję obietnic- przy tych słowach rzuciła kamień do palącej się pochodni. Przez chwilę nic się, aż się zaczęło. 

W niebo wystrzeliło mnóstwo kolorowych świateł. Tłum który zgromadził się podczas ich kłótni cofnął się ze strachem. Sam Michael patrzył na to zjawisko z wyrazem niedowierzania. 

Lecz Swallow spłoszyła się. Pobiegła przez bramę i dalej drogą. Zdecydowanie jej się nie spodobały. Tak właśnie zaczęła się ich podróż w poszukiwaniu buntownika.

ŁowczyniWhere stories live. Discover now