Swallow

53 7 6
                                    


Otworzyła drzwi. Uderzył w nią zapach dań i para. Podeszła do Symphani.

- Och toż to nasza łowczyni. I co tam niesie?- odebrała mi wilka. 

- Ostrożnie. Potrzebuję jego futro.

-Dobrze.

Zabrała się za zwierze. Usiadłam na krześle i obserwowałam jak jej idzie. Symphania zdecydowanie znała się na rzeczy, jeśli by było inaczej, sama by to zrobiła. Jednak ona przewyższyła ją w tej dziedzinie. W końcu skończyła i podała jej futro.

- Dzięki.

- Mena i Laura. pomóżcie mi z tym mięsem- usłyszałam jeszcze, gdy wychodziłam. 

Teraz skierowała się w stronę swojej kwatery. Znajdowała się nad stajnią, ponieważ uwielbiała słuchać odgłosów jakie wydają konie. Przechodząc przez nią zatrzymała się przy jednym boksie. Mieszkała w nim jej klacz- Swallow. Była maści gniadej z gwiazdką na czole i z czterema, białymi skarpetkami. Pokazałam jej skórę wilka.

-Widzisz? Teraz będziesz miała piękny rząd, przyozdobiony wilczą skórą. Oczywiście się cieszysz?- A klacz w odpowiedzi trąciła ją w ramię. Pogłaskała ją po pysku. Trwała to chwilę, gdy w końcu od niej odeszła. Kochała konie, a tą klacz w szczególności. Obiecała sobie w myślach, że gdy rozwiesi skórę, zabierze ją na przejażdżkę. Skręciła na górę. Po wyjściu na schodach była już u siebie.

Zajmowała całkiem duży pokój. Było w nim mało mebli. Łóżko stało pod oknem, półka na książki na przeciwko. Dwa fotele znajdowały się pod kominkiem, pośrodku nich stał stół. Na podłodze nie było żadnej wykładziny. Pod ścianą stały dwie drewniane szafy. Wzięła drewno, które znajdowało się po lewej stronie kominka i rozpaliła ogień. Gdy płonął porządnie rozwiesiła skórę, aby się wysuszyła. Podeszła do szafy i wyjęła z niej swój strój jeździecki. Ubrała go i zeszła na dół.

Obok boksu Swallow znajdował się jej sprzęt. Wzięła z stamtąd siodło i poszła do rumaka. Zarzuciła je na grzbiet i zapięła popręg. Nie potrzebowała ogłowia, gdyż dobrze dogadywały. Wyprowadziła ją na dziedziniec zamku. Tam ją dosiadła. Pomału ruszyła, musiała uważać na ludzi, którzy śpieszyli do zamku i z zamku. Na dziedzińcu zawsze panował taki ruch, no oczywiście oprócz nocy. Tutaj tętniło życie tego zestarzałego budynku.

Byłyśmy dopiero za mostem, gdy  przyspieszyłyśmy do galopu. Skierowała ją do pobliskiej polany, gdzie ćwiczyły różne manewry. Łowczyni często była wysyłana z różnymi tajnymi misjami przez swojego władcę. Chodziło w nich o złapanie lub zabicie szpiegów królestwa. Miała nad nimi przewagę w postaci swojego konia. Nie raz wysadzała jeźdźców z siodła za pomocą szarszy czy przez kopnięcie tylnymi kopytami. Badała z uwagą las po obu stronach, nigdy nic nie wiadomo. A surowe szkolenie robi swoje.

Za zakrętem znalazły się na polanie. Była jak każda inna łąka pośrodku lasu, jeśli nie licząc ubitej ziemi i śladów kopyt. Zaczęły rozgrzewać. Na początek strzelanie do celów z różnych pozycji: stojąca, zwisająca i do tyłu. Potem łowczyni zaczęła uczyć ją nowej sztuczki: zmianę kierunku jazdy przez stawanie dęba. Najpierw z ziemi jej wszystko jej objaśniła, a potem to próbowały zrobić z jeźdźcem na grzbiecie. Po mimo tego, że Swallow nie miała wędzidła w pysku, robiła wszystko prawidłowo. Aż wydała dźwięk i szarpnęła głowę w lewą stronę. Kobieta pogłaskała konia, a dyskretnie zerkła w tamtym kierunku.

Był to kolejny ich manewr, polegający na więzi człowieka z koniem. Konie mają czulsze zmysły niż nasze.  Łowczyni wykorzystała  to ucząc konia, że gdy wyczuje intruza, ma dać znać jej rżeniem i wskazać kierunek, z którego dochodzi niepokojący dźwięk czy zapach. Mimo zagrożenia dalej ćwiczyły aż do chwili koń stracił równowagę. Kobieta prędko wyciągnęła nogi ze strzemion aby nie zostać zmiażdżonym przez cielsko konia. Na szczęście jej się to udało przed upadkiem. Koń przewrócił się naprzeciwko kierunku który wskazał poprzednio, a człowiek za nim. W ten sposób była odsłonięta od napastnika ciałem konia. Był to kolejny manewr.

W klęku za koniem naciągnęła łuk i założyła na nim strzałę. 

- Wyjdź spomiędzy drzew, bo inaczej zostaniesz nosorożcem!- krzyknęła. Wstrzymała oddech. Może właśnie krzyknęła do ptaka albo bobra. Koń mógł też się pomylić. Ale zawsze zapobiegać niż leczyć. A ona nie chciała....

Coś się poruszyło. Krzaki. Spomiędzy drzew wyszedł mężczyzna. 

ŁowczyniWhere stories live. Discover now