Niklaus I

449 12 1
                                    

Minęło sporo czasu od kiedy ostatni raz czułem taki strach. Zapewne to brzmi dziwnie, bo czego wielki Klaus Mikaelson, pierwotny hybryda mógłby się bać. A jednak. Pierwszy nieśmiertelny pragnie zemsty. Każdy na kim mi choć trochę zależy może być w niebezpieczeństwie. To jakby bycie dla mnie ważnym było klątwą czy przekleństwem. Nie wiem komu mogę zaufać. Silas może kontrolować umysł każdego. Nie wiem nawet czy mogę wierzyć samemu sobie. Nie wiem jak mogę ochronić moich bliskich. Na ten czas moich czułych punktów jest zbyt wiele i każdy z nich może w każdej chwili ucierpieć. Nie panuje nad emocjami. Coraz częściej budzę sie zalany potem nie mogąc złapać oddechu. Kiedy zamykam oczy widzę jak Silas manipuluje Hope. Potem jak zabija Nemezis. Niewinną, małą dziewczynkę, która ma tego pecha by nazywać sie moją córką. Może Katherine, która jest jej matką postąpiła słusznie zabierając ją z dala ode mnie. Z kolei widzę torturowaną Caroline wraz z Lucienem. Zastanawiam się czasami czy nie lepiej by było gdyby moja sympatia i najlepszy przyjaciel znienawidzili mnie. Tu pojawiają się oni. Freya, Elijah, Rebekah, Kol i nawet Hayley, Lexi- moje przyjaciółki. Czuję ich cierpienie, próbę walki, pojawiającą się nienawiść. Nienawiść do mnie. W tle słyszę krzyki osób, na których zależy tym na których mi zależy co zwiększa ich a zarówno moje cierpienie. O dziwo jest nawet Katherine. Najwidoczniej mimo wszystko nie chce, żeby stała jej się krzywda. I na koniec widzę ją. Moją byłą terapeutkę- Camille.

Wyczerpany wszedłem do budynku i usiadłem za barem. Przetarłem twarz dłońmi i oparłem się o blat. Wtedy ujrzałem ją obok siebie. Camille. Wyglądała tak niewinnie i krucho. Automatycznie się uśmiechnąłem mimo, że wiedziałem jak bardzo jest to dla niej niebezpieczne.

-Witaj ponownie Camille. -wpatrywałam się w nią z takim uczuciem. Aż trudno to opisać. Otrząsnęła się i spojrzała w moją stronę, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

-Klaus. Przestraszyłeś mnie - odwróciła wzrok

. -Oj no nie przesadzaj. Nie spodziewałem się ciebie tutaj. Wróciłaś. -Świetnie wyglądasz -powędrowała wzrokiem po mojej osobie

-Wiesz.. Europa to piękny kontynent. Hiszpania, Grecja - po jej tonie mogłem wywnioskować, że mogłaby tak wymieniać przez długi czas - Dobrze było tu wrócić -nasze oczy się spotkały- choćby po to spojrzenie.

-Miło cię widzieć Cami -spuściłem wzrok- aczkolwiek nie powinnaś była wracać. -Co -zmarszczyła czoło.

- Co się stało? -zapytała zdezorientowana.

-Silas tu jest. A ty -przełknąłem ślinę- Możesz być kolejnym pionkiem w jego grze -powiedziałem niepewnie i spojrzałem na nią. Położyła dłoń na moim policzku i popatrzyła mi w oczy.

-Nie jestem pionkiem w żadnej grze. Ja się nie boję, Klaus.

-Nie chcę cie narażać.Ochronie cię, obiecuję. -Uniosła kącik ust na te słowa i dotknęła delikatnie mojej dłoni.

-Byłoby to bardzo uprzejme z twojej strony. Odwzajemniłem uśmiech i zmieniając temat zapytałem:

-Byłaś we Włoszech? -pokręciła przecząco głową- W takim razie kiedy to wszystko się skończy możemy wybrać się tam razem -Zaproponowałem.

-Z przyjemnością -Odpowiedziała z uśmiechem.- Mogę ci pomóc w jakiejś sprawie?

-Jedynie psychicznie pani doktor.

-Służę pomocą -zaśmiała się. Uwielbiam momenty, kiedy się śmieje.

-A tak apropos mam drugą córkę -powiedziałem niepewnie

. -Naprawdę? -zdziwienie malowało jej się na twarzy, ale co się dziwić. - och to gratulacje. Kto jest tą szczęśliwą matką?

-Katherine -powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

-Katherine Pierce? -Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy jak mogę ją zadziwić dopóki nie wyznałem jej tego.

-Taa, też w to nie wierze -odwróciłem wzrok.

-Czułeś coś do niej? -gdyby nie to, że rozmawiałem z Cami bez zawahania odpowiedziałbym, że nie. Ale nie potrafiłem skłamać

 -Byłem zakochany. -Nie czułem się gorzej po tym co jej wyznałam. Wręcz było mi lepiej. Tęskniłem za nią. Tak, bardzo tęskniłem. Zerknąłem na telefon i odczytałem wiadomość od Hope. -Słuchaj, muszę już się zbierać - wzdycha- taka rola ojca. Odezwę się niedługo. -wstałem i złożyłem delikatny pocałunek na jej policzku. Uśmiechnęła się na ten gest. -Do zobaczenia. W wampirzym tempie opuściłem bar. Kiedy widzę Camille torturowaną, cierpiącą i próbującą walczyć o mnie budzę się gwałtownie. To niszczy mnie psychicznie. Miałem moment w którym chciałem się poddać. Trwał ułamek sekundy właśnie w tym barze. Ale jej uśmiech otrząsnął mnie. Muszę walczyć. Dla wszystkich. Nie mogę pokazać Silasowi, że jestem słaby. Camille przypomniała mi, że tak nie jest. Jeśli pozwolę sobie, żeby chociażby tak myśleć dam Mikaelowi wygrać. Mam osoby dla których warto walczyć. Odpowiednim stwierdzeniem byłoby 'których nie mogę stracić'.Wszedłem do domu mając nadzieję, że zastanę Hope. Znalazłem ją w salonie. -O co chodzi? -Zapytała. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.

-Silas. Mówi ci to coś? -Powiedziałem chłodno mimo, że bardziej się on nią martwiłem niż byłem zły.

-Mniej więcej.

-Bo trochę mi o tobie opowiadał.

-Yy..coś sobie ubzdurał -odwróciła wzrok.

-Czyżby? -uniosłem brwi a ta zaczęła gestykulować.

-Nie wierzysz mi?

-Nie wiem już w co wierzyć -usiadłem na sofie i oparłem głowę. - Praktykujesz magię?

-Nie a co? -wstałem i zacząłem szukać jakiś ksiąg po półkach.

-Teraz może ci się przydać, choćby dla własnej ochrony.

-Ogarniam względnie parę rzeczy ale jakoś się tym nie bawię..coś się dzieje że nagle potrzebna mi ochrona? -zmarszczyła brwi.

-Silas się dzieje -przypomniałem jej. - zrobi wszystko, żeby mnie zranić. -odszedłem od półek i podszedłem do córki.

-Dobrze -westchnęła- poczaruje później z Freyą.

-Tylko uważaj na siebie skarbie.

-Będę - uśmiechnęła się i przytuliła do mnie. Tak, kolejna osoba uświadomiła mi, że muszę walczyć. Choćbym miał umrzeć nie dam temu zadufanemu pierwszemu nieśmiertelnemu psychopacie skrzywdzić ani Hope, ani Nemezis, ani nikogo z wcześniej wymienionych. Nie jestem bohaterem, ale nie poprzestanę póki będą bezpieczni. Nawet jeśli oznaczałoby to moją śmierć.

Ugly TrueOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz