Alan prov
Po tym jak Meg płakała w moich ramionach, zawiozłem ją prosto do mojego mieszkania. Zabije tego gnoja, który jest jej ojcem i ją pobił. Teraz najważniejsza jest moja mała biedna Meg. Łzy w dalszym ciągu spływały po jej policzku pomimo moich pocieszeń. Po dojechaniu do mojego sporego mieszkania zauważyłem, że dziewczyna czuła się dosyć nieswojo. Doskonale wiedziałem, że będzie chciała odmówić i wrócić do domu ale ja nie mógłbym na to nigdy pozwolić.
Będąc w środku apartamentu zaprowadziłem dziewczynę do pokoju gościnnego, w którym aktualnie będzie przebywać.
- Odpocznij trochę, dobrze ci to zrobi. Mogę ci przynieść herbatę, albo cokolwiek chcesz.
- Alan już i tak dużo dla mnie zrobiłeś.-Megan daj sobie pomóc. Zrobię dla ciebie wszystko bo jestem twoim przyjacielem. -dziewczyna westchnęła i opadła na łóżko dając mi równocześnie znak żebym wyszedł. Wbrew jej zaprzeczaniu, że nic nie potrzebuje zrobiłem jej słodką malinową herbatę. Kiedy otworzyłem drzwi od jej pokoju ujrzałem jak siedzi na łóżku i nadal płacze patrząc na swoje ręce. W pierwszej chwili nie wiedziałem o co chodzi, lecz po dosłownie sekundzie zauważyłem, że szybko zasłania swoje ręce rękawami od bluzy i w tamtym momencie byłem już pewien że ona się tnie.
Odstawiłem herbatę na stolik i przykucnąłem obok niej. Chwyciłem jej ręce i podwinąłem rękawy. Było zbyt dużo ran jak na kilkukrotnie cięcie. Musiała robić to już od dawna.
-Przepraszam....- powiedziała łamiącym się głosem.
-Nie masz za co mnie przepraszać, to wina twojego ojca, to on powinien w tej chwili błagać cię na kolanach o wybaczenie. Ale obiecaj mi i tak, że już nigdy więcej się nie potniesz.
- Dobrze. Już nigdy tego nie zrobię. - Dla otuchy zamknąłem ją szczelnym uścisku. Głaskając ją po głowie i przeczesując jej piękne szare włosy starałem się ją uspokoić. Chyba trochę podziałało bo Meg po chwili przestała płakać i jej oddech stał się bardziej równomierny. Po chwili spojrzała na mnie zeszklonymi pięknymi, szarymi oczami. Ja on razu pocałowałem jej czoło i otarłem resztki łez z jej policzków. I teraz poraz pierwszy dzisiaj zobaczyłem lekki uśmiech na jej twarzy. Była krzywdzona, a teraz się uśmiecha w moją stronę bo to ja ją pocieszyłem i nie mam zamiaru nigdy jej skrzywdzić. Po mimo tego, że znany jestem z krzywdzenia ludzi i bójek to na niej mi cholernie zależy, ponieważ jako jedyna zaakceptowała to jaki jestem naprawdę.
- Meg wieczorem pojadę po twoje rzeczy.
- Alan nie musisz naprawdę, sama tam pojadę.
- A czy ja cię o coś pytałem? Nie wrócisz tam już nigdy. - warknąłem i wyszedłem z pokoju zamykając drzwi. Nie pozwolę jej tam wrócić, choćbym nie wiem jak ją musiał kontrolować za cholerę nigdy już nie przekroczy tamtego terenu.Siedzieliśmy tak do wieczora w swoich pokojach. Jedyne co zrobiłem to zaniosłem jej tylko jakieś jedzenie popołudniu.
Aktualnie jest już dziewiętnasta, dlatego zaniosłem jej jeszcze jakieś picie oraz kanapki i wyszedłem z domu. Jechałem jakieś dziesięć minut. W zasadzie to jechałbym dłużej, ale miałem w dupie ograniczenia prędkości. Chciałem jak najszybciej rozprawić się z jej ojcem.
Stojąc już przed drzwiami do tego miejsca poczułem mocne wkurwienie, kiedy zobaczyłem jego ojca, który otworzył mi drzwi.
- Pewnie szukasz Megan. Dla twojej wiadomości nie ma jej tu.
- No i kurwa nigdy nie będzie, a tak dla Pana wiadomości jest u mnie bezpieczna z dala od pana.- po chwili jeszcze dopowiedziałem.
- A i jeszcze jedno, to za to jak gnoju traktowałeś swoją własną córkę. - rzuciłem się na niego z pięściami. Nie potrafiłem skończyć go bić. Facet nawet nie był w stanie się obronić, ponieważ był całkowicie pijany. Skończyłem z nim dopiero kiedy zorientowałem się, że jest nieprzytomny. No trudno, bywa.
Szybko wparowałem do pierwszego pokoju, który należał do Meg. Wyjąłem wielką walizkę z jej szafy i zacząłem pakować jej rzeczy. Nie starałem się zbytnio. Zwyczajnie wrzucałem po kolei jej ubrania, kosmetyki i inne pierdoły do walizki. W pewnej chwili weszła jeszcze jej matka do pokoju.
- Zostaw ją w spokoju, ona już ma wybranego narzeczonego.
- Powinniście się leczyć, nie dość że kurwa ją biliście to jeszcze jej faceta znaleźliście. Jeśli będziecie chcieli ją zabrać to przyrzekam że oboje skończycie o wiele gorzej niż ten skurwysyn teraz- warknąłem i wyszedłem z tego popieprzonego miejsca.
Wrzuciłem jej wielką i ciężką walizkę do bagażnika i odjechałem.Będąc już u siebie nadal wkurwiony trzasnąłem drzwiami wejściowymi i szybko rzuciłem buty oraz skórzaną kurtkę gdzieś na bok.
Nawet nie wchodziłem do jej pokoju tylko odstawiłem walizkę obok drzwi i wychodząc powiedziałem.
- Twój ojciec dostał za swoje. - po tym zamknąłem drzwi od jej pokoju i poszedłem do kuchni.Nie minęło zaledwie 10 minut a ja już piję drugą szklankę Jack'a Danielsa, kiedy nagle jej drobna sylwetka podchodzi do mnie i spogląda z niedowierzaniem.
- Co mu zrobiłeś, czy on w ogóle jeszcze żyje?
- Żyje, ale był nieprzytomny. Dostał to, na co zasługiwał
- Kurwa Alan. I co teraz tak spokojnie sobie siedzisz i pijesz whisky?
- No tak, a co może jeszcze mi powiesz że mam żałować pobicia tego gnoja który znęcał się nad tobą aż do teraz. - powiedziałem nieco groźniejszym tonem.
- Nie, ale nie musiałeś go załatwić aż do nieprzytomności. - powiedziała równie wkurzona jak ja.
- Dobra skończ już to kazanie.- wziąłem ostatni łyk brązowego trunku i poszedłem do swojego pokoju.W nocy kiedy już praktycznie spałem, usłyszałem otwieranie drzwi do mojego pokoju. Doskonale wiedziałem, że to ona, ale nie spodziewałem się jej w moim pokoju i w mojej wiszącej na niej koszulce w środku nocy. Ach no tak zapomniałem dodać że nie spakowałem jej żadnej piżamy więc była zmuszona spać w moich rzeczach. Powoli podeszła do mojego łóżka i powiedziała cichym i niepewnym głosem.
- Mogę tutaj tobą spać?... Wiesz jakoś nie potrafię zasnąć.
- Jasne chodź.- odchyliłem kawałek kołdry tak, aby mogła się tam wślizgnąć i okryłem ją jednocześnie przyciągając ją do siebie i przytulając ją w okolicach talii.
CZYTASZ
Our Little Secret
Teen FictionDwie osoby poznają się przez portal społecznościowy, ich relacje z każdym dniem się polepszają. Oboje jednak nie znają prawdy o sobie i nie są świadomi jak bliskie są ich więzi. Żyją w niewiedzy, nie mają pojęcia co potrafią. I tu jest właśnie pojaw...