To był jeden z tych marcowych poranków, kiedy po nocnych grzmotach, wichrze i konarach lądujących na dachach samochodów w wielkiej ulewie zapowiadającej biblijny potop, przychodziły delikatne promienie słońca. Ledwie przebijały się przez ciemne ciężko wiszące chmury, ale dawały nadzieję i zwiastowały nadchodzące zmiany - szanse na dobry nowy początek. Słońce wpadało do pokoju Michała, który mimo wczesnej pory i dnia wolnego od pracy był już dawno na nogach i, nie marnując czasu, szukał inspiracji. Przeglądał po raz setny fotografie z konwentu z zeszłego roku, łudząc się nadzieją, że odnajdzie w nich coś, czego wcześniej nie dostrzegał. Zdjęcia z pierwszego etapu przedstawiały różne zjawiska przyrody. Michał był zachwycony, gdy przyglądał się fantastycznym ujęciom pierwiosnków, przebiśniegów, czerwonych maków pod jasnym niebem, liści na wietrze czy rozwichrzonych sosen w czasie ulewy. Nie mógł jednak pojąć, dlaczego tak różne fotografie wywołują w nim to samo odczucie i czemu nie pojawia się w nim nic poza zachwytem. Przewrócił kartki do tytułu drugiej części, której tematem przewodnim byli ludzie. Ten dział Michał lubił najbardziej, mógł przeglądać go dniami i nocami, gdyż specyfika i odmienność ludzi wyjątkowo go fascynowała. Zastanawiał się często, w jaki sposób można wyciągnąć z każdej osoby na świecie coś, co uczyni ją zauważalną, charakterystyczną, inną. Uśmiechnął się pod nosem, choć nadal czegoś mu w tych fotografiach brakowało. Kobieta o mongolskiej urodzie z tunelami w uszach i tatuażami na przedramionach. Nastolatek z głębokim spojrzeniem błękitnych oczu i mocnym trądzikiem na jasnych policzkach. Ciężarna dziewczyna z papierosem w ustach. Dziecko z domalowanymi wąsami i w za dużych butach. Wszystko to zdawało się być przesycone emocjami, które jednak zawsze bazowały na kontrowersji i mało subtelnym drugim dnie. Jaki był więc wzór na ujęcie idealne? Na fotografię, która nie rzuci oglądającemu wszystkich środków jednocześnie, tylko zaciekawi, zaintryguje i sprawi, że będzie błagał o więcej?
Michał Krajewski był dwudziestotrzyletnim dzieckiem i nie była to kwestia dziecinności czy niedojrzałości, zupełnie nie chodziło o to. Michał po prostu pozostał przy dziecięcym sposobie myślenia - był naiwny, cieszył się pąkami wiosennych kwiatów, tańczył w deszczu i dostrzegał piękno nawet tam, gdzie go nie było. Był tylko jeden powód, przez który cierpiał. Michał nie miał przyjaciół. Nie posiadał również znajomych, dziewczyny ani psa, a koledzy z pracy omijali go szerokim łukiem. Michał był skrajnym introwertykiem, jego nieśmiałość ukazywała go przed społeczeństwem jako osobę kompletnie głupią, gdyż na pytania odpowiadał tylko "tak" lub "nie", a proszony o wyrażenie opinii na jakiś temat, milczał, jąkał się lub zaczynał pleść bzdury. Niegdyś zmuszono go do gry w prawdę i, kiedy męskie grono mordowało się wzajemnie pytaniami pokroju "gdybyś musiał zerżnąć swoją matkę, by uratować jej życie, zrobiłbyś to?", Michał pytał: "jaki jest twój ulubiony kolor?". Chłopiec pracował jako fotograf w klubie muzycznym Blue Note mieszczącym się w połowie ulicy Kościuszki, do którego dojeżdżał tramwajem z Górczyna, dzielnicy dresów, starszych pijaczków, pań kwiaciarek i nieletnich palaczy. Wbrew pozorom było to jedno z najpiękniejszych miejsc w Poznaniu i wszyscy żyli tam w zgodzie, chyba że w odwiedziny przyjeżdżali kibice Legii. Michał został fotografem, gdyż jego rodzice byli fotografami, ale sam również bardzo to lubił. Rodziciele chłopca proponowali mu otworzenie studia, w którym zająłby się robieniem zdjęć do dokumentów, jednak Michał miał w głowie sztukę i nie zależało mu na pieniądzach. Blue Note dawał mu pewne nadzieję, oferował wolność i możliwość wyżywienia się za te marne półtora tysiąca miesięcznie. Lecz mimo jego zamiłowania i pasji, ludzie i tak go nie lubili. Poza przerażającą nieśmiałością Michał wyglądał jak dziewczyna. Miał nieco dłuższe włosy w kolorze mysiego blondu, których nadmiar związywał cienką gumką na czubku głowy - nie wiadomo, w jakim celu, skoro drugie tyle spadało mu na kark, uszy i czoło. Kobiety zazdrościły mu długich rzęs, a jego duże, ledwie otwarte podkrążone jasne oczy sprawiały wrażenie okropnego zmęczenia, jednak wyglądały zjawiskowo, kiedy się uśmiechał. A robił to często, choć nie miał nikogo poza sobą, do kogo mógłby się uśmiechać.
CZYTASZ
Moja własna wiosna
Roman d'amourMichał jest skrajnym introwertykiem, którego nieśmiałość uniemożliwia mu nawiązywanie wszelkich kontaktów międzyludzkich - nie posiada ani przyjaciół, ani dziewczyny. Zamyka się we własnym świecie sztuki, która doprowadza go do Oskara - zupełnie prz...