Ulotna woń kwiatów

21 2 0
                                    

Michał stał się wówczas najszczęśliwszym człowiekiem na globie. Bo jak inaczej miałby czuć się człowiek pędzący samotny żywot, będący społecznym marginesem, który nagle został zauważony i zaczął być traktowany przez kogoś jak ktoś najważniejszy, jak oczko w głowie? Odpędzał od siebie złe myśli o stracie Oskara i delektował się każdą spędzoną z nim chwilą. Nie potrafił zrozumieć, jak udało mu się przetrwać tyle czasu bez kogoś bliskiego. Miał co prawda matkę - nadopiekuńczą i wyrozumiałą rodzicielkę pomagającą mu zawsze w potrzebie, ale to było zupełnie coś innego. Oskar wprowadził do jego życia coś, co zapełniło pustkę. Wewnątrz czuł się tak, jak gdyby wokół niego wystrzeliwały petardy we wszelkich odcieniach zieleni, żółci czy czerwieni, mieszające się razem w ciepłe fiolety i róże, a w środku stał on - obsypany delikatnymi płatkami róż i tulipanów. Dookoła rozciągał się bezkres wszystkiego i niczego, a on sam płakałby rzewnie, nie wiedząc, co innego mógłby zrobić. To było coś na kształt niezdrowego nadmiaru, przepychu emocji, który nazbierał się w jego sercu i wybuchnął tak nagle, zupełnie jak tamte wielobarwne petardy.

Minęła już prawie godzina, odkąd Oskar odprowadził go pod drzwi jego mieszkania i pocałował czule na pożegnanie. Od tego czasu zalegał bezwładnie na łóżku z dłońmi zakrywającymi rumiany wypiek na jego twarzy. Nie mógł się pozbierać, wszystko w nim tętniło, krew płynęła szybciej i zdawała się wrzeć, myśli gubiły się, oczy łzawiły, ręce drżały. W głębi duszy był przerażony. Doskonale przecież wiedział, że to stek kłamstw, żaden solidny fundament ani zdrowa relacja. Michał kłamał. Michał nie był Julią. I domyślał się, iż Oskar Michała nie będzie chciał. Jednak starał się o tym nie myśleć, bo nie lubił przejmować się na zapas, a robił to zawsze.

Pąki kwitnęły, ale dla obojga panów były już zdeptane i posiniaczone od czynów, jakich wciąż się dopuszczali. Ale nadal była szansa, że zakwitną - poranione z połamanymi łodygami, ale o pięknych czerwonych kwiatach i subtelnej słodkiej woni.

Oskar w drodze powrotnej zadzwonił do Krystiana, swojego dobrego kumpla, który był mu piątym kołem u wozu zawsze, kiedy Oskar niczego nie potrzebował. Teraz akurat miał potrzebę powiedzenia komuś o tym, co udało mu się upolować. Wsiadł do auta i zapiął pas. Zwykł rozmawiać podczas prowadzenia. Odpalił silnik i w tym samym czasie Krystian odebrał telefon.

— No co jest, stary? — powitał go w taki sam sposób jak zawsze.

— Nie uwierzysz, jaką pannę dorwałem — cieszył się jak dziecko. — Wysłałem ci zdjęcie, widziałeś?

— To ta twoja? — zdziwił się. — I co?

— Jeszcze nic — odpowiedział.

— Ty? Jeszcze nic? — pytał z zaskoczeniem. — To co wy robiliście cały dzień? Rozmawialiście?

— Jest zbyt sympatyczna, żeby tak od razu przechodzić do sedna — śmiał się.

— Oskar, co z tobą? Zacząłeś się bawić w romantyczne związki? — zadał pytanie. — Ciekawe, ile wytrzymasz.

— Nie chcę jej spłoszyć — mówił. — Gdybyś ją zobaczył... Jest tak delikatna, że samo złapanie za rękę jest...

— Stary, rozłączam się w tej chwili — odparł. — Nie jestem twoją przyjaciółką, żeby wysłuchiwać takich rzeczy.

— No weź, a może dojrzałem po prostu — powiedział Oskar. — Najgorszym się zdarza.

— Wypij sobie piwo, prześpij się, a rano przemyśl to, co mi powiedziałeś.

Oskar nie rozumiał zdziwienia Krystiana, ale właśnie takie były realia. Oskar Wieczorkiewicz był kobieciarzem, mężczyzną wiecznie głodnym nowych wrażeń, osobą niestałą uczuciowo i - przede wszystkim - człowiekiem, który nie angażuje się w związek, tylko się nim bawi, sprawdza swoje możliwości i odkrywa nowe tereny, ale nie zasiedla ich. Bada i zostawia odkryte i nagie, kiedy zaczną go nudzić. W wizji Michała brakowało tego elementu. Jego podświadomość coś mu podpowiadała, ale Michał nie chciał o tym wiedzieć. Wolał wierzyć w wyidealizowany przez siebie wizerunek Oskara, gdyż taki odpowiadał mu najbardziej.

Moja własna wiosnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz