Siedziałem zwinięty w kłębek i przykryty kocem na sofie. Lukas od kilku dni przesiaduje u Keanu. Wraca późnym wieczorem, kiedy kładę się spać, a wychodzi zanim się obudzę. Przez to nie mam nawet małej szansy, żeby z nim porozmawiać, a zdecydowanie potrzebujemy rozmowy.
Tęsknię za nim, muszę się przyznać. Przez długi czas tego nie mówiłem, chyba nawet tego nie zauważałem. Miałem go obok, niemal na wyciągnięcie ręki, ale traktowałem go tak, jakbym wcale się z tym nie liczył.
Co chwilę robiłem mu awanturę, dokuczałem mu, byłem złośliwy, aż w końcu zaczął mnie unikać.
Ostatni rok, może nawet lata wcześniej były tymi najlepszymi. Byłem wtedy jego c h ł o p a k i e m. To było niesamowite doświadczenie. Lubiłem trzymać go za rękę, całować i pokazywać mu, że go kocham. Wtedy liczyły się gesty. Nie mam pojęcia kiedy to się zepsuło, czuję się jakbym zatrzymał się w czasie w pewnym momencie.
Chyba zasnąłem. Kiedy otworzyłem oczy, obok mnie siedział Lukas. W bluzie Keanu, wtulony w poduszkę i częściowo z nogami pod moim kocem. Oglądał coś, chyba którąś z bajek Disneya. Teraz ani trochę nie potrafiłem sobie przypomnieć tytułu, ale z tego co widzę, to bajka o jakiejś syrenie. Ah, tak to była Mała Syrenka. Podparłem się na łokciach, po czym jedną ręką przetarłem oczy. Jego wzrok powędrował na mnie. Śliczne, niebieskie tęczówki błyszczały patrząc na mnie, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który po chwili zniknął, ustępując miejsce grymasowi. To tak jakby po chwili przypomniał sobie, że jednak nie może się do mnie uśmiechać, bo nie jestem już kimś, dla kogo mógłby to robić.- Wróciłem. - szepnął. - Śpij dalej, już sobie idę. - dodał, po czym wstał i odszedł w stronę swojego pokoju, a raczej kiedyś pokoju gościnnego, bo spaliśmy w jednym łóżku i jednym pokoju, który teraz należy do mnie.
Chciałem krzyknąć za nim, żeby został, ale bałem się, że znowu wyjdzie i będzie mieszkał u Keanu i nie będę mógł się do niego odezwać. A to, że nie mogę z nim porozmawiać boli najbardziej, bo naprawdę potrzebuję wytłumaczyć sytuację między nami, najlepiej jeszcze przed dwudziestym czwartym grudnia.