When we cry

32 4 3
                                        

Śnieg na siłę próbował wybielić czarne stroje wszystkich zebranych. Maleńkie płatki osiadały na pochylonych ramionach, wplątywały się we włosy, zostawiały mokre ślady na wypucowanych odświętnych butach. Przeszkadzało im to, jednak wszyscy uporczywie utkwili wzrok w szarym kamieniu. Czarne ozdobne litery, przypominały wszystkim smutną prawdę, zbyt świeżą by chcieli uznać ją za historię. Kobieta otarła łzę spływającą po sinym policzku. Starzec zdawał się odlecieć myślami gdzieś daleko, choć mógł to być jedynie objaw demencji starczej. Młody chłopak stał bez ruchu, uparcie próbując obudzić się z feralnego snu, który za każdym razem okazywał się być rzeczywistością. Stali w milczeniu oddając się żałobie. Nie rozumieli dlaczego ani po co. Zdawali się wciąż tego nie akceptować, choć tak naprawdę nie mieli wyboru. Przecież nikt z nas go nie ma. Rzeczy po prostu się dzieją, a tobie pozostaje zdecydować czy zareagujesz śmiechem czy płaczem. Bo wszystko pomiędzy i tak nie ma znaczenia. Skoro każdy, nie ważne kim by nie był i tak skończy pod szarym kamieniem z grawerunkiem. Wtedy tak naprawdę wszyscy jesteśmy równi. Na tym samym poziomie, pochowani pod tym samym ciężarem grzechów i ziemi. Nie ma innych ludzi: są tylko żywi i martwi. Nie ważne czego nie wymyślą lekarze, psycholodzy czy religie. Zawsze będą tylko żywi lub martwi. Nic innego się nie liczy: kolor skóry, waga, pryszcze, blizny. Są tylko przyziemną udręką dla jednostek. Nie mogą się równać z problemami życia i śmierci.

On był martwy, a ona żywa. On zimny w ziemi, ona marznąca w północnym wietrze.

Pracodawca dał jej dzień wolny, aby przez chwilę móc przestać narzekać na łzy skapujące do drinków klientów. Dziewczyna wylała ich zdecydowanie więcej niż jaka kolwiek inna osoba, która go znała. Ze wszystkich obecnych wydawała się być najbardziej nieobecna. Nie zwracała uwagi na śnieg czy chłodny wiatr, które tak uporczywie przeszkadzały pozostałym. Na nich jednak też nie zwracała uwagi. Z jednej strony miejsce było dla niej nowe, świeże tak samo jak bolące wspomnienia. Wbrew temu czuła lekkie de ja vu. Jakby to nie był pierwszy raz, gdy widzi to miejsce. Jakby bywała tu codziennie, po swojej wieczornej zmianie w barze. Nie wiedziała co jest prawdą. Wciąż skupiała się na literach wyrytych nie tylko w marmurze, ale i w jej umyśle i sercu. Te ostatnie były o wiele silniejsze. Nie były w stanie zaniknąć pod wpływem warunków pogodowych. Zostaną tam na zawsze. Jak sparaliżowana wpatrywała się w grawerunek. Ze zdumieniem odkryła, że nie może się poruszyć.

***

Poczuła dziwnie znajomy ucisk w okolicach pępka. Świat zdawał się skurczyć, a ona stała w jego centrum poddając się temu oddziaływaniu. Po chwili nastąpił rozrywający ból w jej ciele, wszystko wokół wirowało szybciej. Ostatecznie chaos zastąpiła wszechogarniająca ciemność.

***

Przez powieki przedostawało się przytłumione światło. Bała się otworzyć oczy czując, że w żadnym stopniu nie dotyka ziemi. W pewnej chwili jej ciało poruszyło się pchane obcą siłą, lewitowała. Mlasnęła ustami, aby pozbyć się sennego posmaku. Bezmyślnie wtuliła się w niezidentyfikowaną ciepłą osobę obok. Dopiero to odkrycie zmusiło ją do podniesienia powiek. Pierwszym co zarejestrowała było ciemne niebo, lśniące blaskiem maleńkich gwiazd. W drugiej kolejności zobaczyła fasadę własnego domu, górującą nad nią. Słyszała głos mamy, choć nie była na tyle skupiona, aby wiedzieć czego dotyczą wypowiadane słowa. Widziała małe płatki śniegu nieśmiało opadające na jej kurtkę. Następnym był mężczyzna niosący ją na rękach. Rzucił jej delikatne spojrzenie, które wyraźnie mówiło „śpij dalej, kochanie". Była jednak zbyt zaciekawiona by się temu poddać. Ojciec jedynie uśmiechnął się pod nosem i szedł dalej. Wtedy dziewczynka uświadomiła sobie smutną prawdę. Tak naprawdę nigdy nie doświadczyła teleportacji. Za każdym razem kiedy zasypiała na dworze, u babci czy w samochodzie-budziła się w swoim łóżku. Wydawało jej się, że każdy człowiek potrafi się teleportować, robi to zawsze kiedy śpi. Dlatego kiedy zamykamy oczy, pojawia się to dziwne uczucie spadania, ponieważ nasze ciało przenosi się do swojego ciepłego łóżeczka, pod czystą kołderkę. Teraz jednak jej teoria okazała się nie być faktem. Za tym wszystkim stał jej tata. Otulał ją szczelnie ramionami i chroniąc przed chłodem układał w jej pokoju. Skoro więc to stało się jasne, zaczęła zastanawiać się nad anomalią światła w lodówce. Wkrótce miała się dowiedzieć, że jej teoria o krasnoludkach, które sterują żarówkami w chłodziarce również jest błędna. Teraz jednak powoli oddawała się bezwładnemu uczucia latania. Gdy ojciec był jej skrzydłami czuła się jak mały wolny ptaszek. Kiedy już leżała utulona w ciepłej kolorowej kołderce uśmiechnęła się do taty, najpiękniejszym uśmiechem dziecka, a on wyszedł z pokoju nie żegnając się z nią.

***

Na ścianach mieszkania odbijały się kolorowe refleksy światełek choinkowych. Były jedynym źródłem światła w całej pogrążonej we śnie kamienicy. Na kanapie leżała kobieta. Sennie pochrapywała, pod świątecznym kocem. Od dwóch lat nie spała w swojej sypialni. Nie dlatego, że łóżko było niewygodne, ale przez wspomnienia jakie uderzały w nią, za każdym razem, gdy przekroczyła próg pokoju. Jej samotne życie rozgrywało się między salonem, a kuchnią. Tylko w tych pokojach widać było nastrój zbliżających się świąt. Uwielbiała je i nawet nieustająca żałoba, czy brak bliskich w pobliżu nie były w stanie powstrzymać ją od obchodzenia ich. Jej codzienność należała do tych smutnych i szarych, a te kilka dni w roku stanowiło miłą odmianę, którą zawsze potrafiła docenić.

Nagle otworzyła oczy. Jej senny oddech stał się urywany i nerwowy. Energicznym ruchem podniosła ciało do pozycji siedzącej. Ciężko dysząc rozglądała się po pomieszczeniu. Dopiero po chwili rejestrując znajomy dywan, ozdoby świąteczne i jej własne ubrania ułożone w bezładnej kupce na stole. Starała się uspokoić oddech, zapewnić samą siebie, że jest bezpieczna. 'Mam 24 lata...' Szeptała jak mantrę, wszystkie informacje o sobie, które była w stanie spamiętać. Ten sen wciąż powracał. Od dwóch lat przypominając jej o smutnej rzeczywistości, z którą tak bardzo nie chciała się pogodzić. Przeczesała włosy i wzięła parę głębszych oddechów. W roztargnieniu zaczęła przypominać sobie dlaczego obudziła się na kanapie. Co powoli doprowadziło ją do wspominania o śnie i wywodu o niemożności człowieka do teleportacji. Ponownie położyła się na posłaniu i próbowała znów powrócić do snu. Jednak nie potrafiła wyprzeć z głowy jednego, upierdliwego zdania...

„To zawsze byłeś ty."

In our mindsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz