Rozdział 7

101 5 0
                                    

Na początek: W końcu wyzdrowiałam. I w święta pojawia się nowy rozdział tak jak obiecałam.

A teraz: Wesołych, radosnych i pogodnych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku!! Wszystkim życzę z okazji Świąt Bożego Narodzenia.

***



Po kilkunastu minutach zobaczyłam w drzwiach Mike. Szedł w moim kierunku z niezbyt zadowoloną miną.

 -Co się stało?- zapytałam.

-A nic. Problemy w pracy. Niestety muszę na chwilę pojechać do mojego pracownika. Jak chcesz to możesz tu zaczekać.-powiedział i przytulił mnie.

-Nie wiesz co, pojadę do siebie.-odpowiedziałam mu patrząc w jego piękne oczy.

-Dobrze kochanie. Przygotuj się jutro na niespodziankę.

-Ooo lubię niespodzianki.-rzekłam z uwodzicielskim uśmiechem.

-Mam nadzieję, że będzie fajna.-powiedział i pocałował mnie delikatnie.

Och to było takie cudowne. Uwielbiałam się z nim całować.

-Do jutra misiu.-powiedziałam i wyszłam z jego mieszkania.

***

Jechałam już piętnaście minut i wiedziałam, że za dwoma zakrętami ujrzę mój dom. Podjechałam pod kamienice i wysiadłam. Wchodząc do klatki usłyszałam kłótnie. Wyszłam wyżej i zobaczyłam starszą panią, kłócącą się z jakimś mężczyzną.

Nie szczędzili sobie ostrych słów.

Nagle zobaczyłam jak mężczyzna podnosi rękę, a starsza pani się kuli. Adrenalina w moich żyłach przyśpieszyła i podleciałam do nich, osłaniając tą panią.

-Zostaw ją.-krzyknęłam do niego.

Jego oczy zrobiły się nienaturalnie czarne, a oddech przyśpieszył. Już myślałam, że mnie uderzy, ale on po prostu sobie poszedł.

Gdy zniknął za zakrętem klatki, wypuściłam głośno powietrze.

-Nic się pani nie stało?-zapytałam staruszki.

-Nie drogie dziecko, nie.-odpowiedziała trzymając mnie za rękę.-Zapraszam cię do siebie na herbatkę. To będzie moje podziękowanie. I nie mów nie.-powiedziała i pokiwała wskazującym palcem.

Właśnie to miałam powiedzieć, no ale skoro tak bardzo chce to czemu nie. Weszłyśmy do jej mieszkania. Było dość duże. W każdym pokoju stały stare meble. Wszystko było udekorowane w starodawnym stylu.

-Choć i siądź tu dziecko.-powiedziała, a ja usiadłam przy stole w kuchni.

-Jak masz na imię?-zapytała i postawiła przede mną kubek z herbatą.

-Angie. Angie Wesnel proszę pani.-odpowiedziałam i ciepło się do niej uśmiechnęłam.

-Bardzo ładnie. Ja jestem Mirena Kilteva.-podała mi swoją kościstą dłoń.-Dziękuję, że mi pomogłaś. To był mój syn. Nie wiem co go napadło. Wiem, że czasami przesadza, ale to dobre dziecko.

-Chciał pani zrobić krzywdę. Nie można się tak zachowywać.-powiedziałam.

-Wiem Angie, czasami nie umiem powiedzieć mu nie, gdy trzeba. Ja zawsze mu wybaczam. Taka już jestem-rzekła i posmutniała.-Chciałabym, żeby choć trochę kochał mnie tak jak ja jego.

Kurczę. Ta pani naprawdę była miła i strasznie mi jej żal. Chciałbym jej pomóc.

***

Dopiero po dwóch godzinach wyszłam od niej. Rozmawiałyśmy na naprawdę wiele tematów. Dowiedziałam się, że ma 75 lat i pochodzi z Rosji, ale przeniosła się do Anglii, gdy wybuchła wojna. Ma syna Andrew'a, który służył w wojsku rosyjskim, ale gdy wojna się zaczęła, Mirena kazała mu porzucić wojsko i wyjechać razem z nią. Nie chciała by krzywdził ludzi.

Jej mąż zmarł dwa lata temu i teraz żyje tu sama. I tylko od czasu do czasu odwiedza ją syn, ale przeważnie tylko po to, żeby wsiąść od niej pieniądze.

Więc postanowiłam, że będę jej teraz pomagać jak tylko umiem. Żeby przez ostanie lata swojego życia, była choć trochę szczęśliwa.

Wiem też, że takich zabójstw jakie było ostatnio w naszej kamienicy było więcej, i że przez takie nie wyjaśnione okoliczności zmarł jej mąż.

Rety, czyli to nie były czyjeś tam wymysły tylko prawda.

***

Siedzę sobie na kanapie i piję wino. Oglądam serial ,,Na sercach". Uwielbiam go.

Naglę usłyszałam, że dzwoni mój telefon. Podeszłam do torebki i odebrałam.

W słuchawce cisza. Nikt się nie zgłasza.

-Halo?-zapytałam.

Wciąż głucha cisza. W końcu postanowiłam się wyłączyć.

To pewnie jakaś głupia zabawa.

Ponownie usiadłam przed TV.

Po kilku minutach telefon znowu zadzwonił. Podniosłam go do ucha. Teraz słyszę jakieś ciche charczenie.

Cholera.

Trochę się przestraszyłam.

I nagle rozbrzmiał czyjś głos:

-Halo Angie?-usłyszałam w słuchawce.

-To ty mamo?

-Tak. Jak dobrze, że cię słyszę.-powiedziała.

-Ja też się cieszę.

Porozmawiałyśmy kilkanaście minut. Mama powiedziała mi, że mój tato się do mnie wybiera w odwiedziny. Ona niestety nie może. Byłam w szoku, że ojciec postanowił się sam do mnie wybrać.

Ale nie ukrywałam zadowolenia.

Cieszyłam się. Miał przyjechać za tydzień, więc miałam jeszcze czas na plan dotyczący tego co będziemy robić. Muszę się zastanowić o co chodziło z tym głuchym telefonem. Bo to naprawdę zaczęło mnie wkurzać.

I nie powiedziałam Mike'owi o tym kogo zobaczyłam dwa dni temu. I raczej nie powiem. Jak się to powtórzy to wtedy tak, a jak na razie nie będę go martwić. Zwłaszcza, że jutro będziemy mieć randkę.

Jutro muszę wstąpić jeszcze do pani Mireny, bo obiecałam jej, że zrobię dla niej zakupy.

Postanowiłam, że pójdę się położyć. Jest już po dwudziestej drugiej. Chcę się jutro wyspać, więc nie ma co zwlekać. Po kilkunastu minutach odpłynęłam do krainy Morfeusza.

##

Nie jest jakiś ciekawy, ale mam nadzieję, że choć trochę fajny. Ten rozdział jest mini prezencikiem na święta.

Niedługo będzie następny.

Jeszcze raz Wesołych Świąt!!!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 24, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Żniwa KlątwyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz