Phill Johnes

1.1K 25 17
                                    

Dzień 12 siepnia 1976r.

Dzień jak co dzień, wracałem jak zawsze w zimnym wietrze jak to bywa w Kanadzie do której przeniosła się moja rodzina... Kochałem swój stary dom, ale cóż majątek nie wystarczał na utrzymanie go w tak dostojnym i cudnym według mnie domu..Ehh w nowej szkole również miałem najlepsze wyniki w klasie zawsze mnie chwalono jednakże uczniowie nienawidzili mnie. Zawsze zazdrościli wiedzy i orientacji na jakichkolwiek lekcjach przez to iż nie byłem zbytnio obdarzony siłą i gotowością do bójek stałem się kozłem ofiarnym. Zazwyczaj przychodziłem do domu w ogóle nawet nie mówiąc słowa do rodziców w szczególności do matki, która nawet na mnie nie zwracała uwagi od pewnego czasu ..nie wiedziałem dlaczego.. Ojciec jedynie próbował czasami ze mną porozmawiać jednak ja go spławiałem wiedząc, że i tak nic nie zrobi z mą szkolną sytuacją... Wszedłem jak zawsze do mego pokoju i rzuciłem o ścianę plecak, włączyłem kompa myśląc iż znów pooglądam trochę horrorów które namieszają mi w myślach i zapomnę ten dzień... Po oglądnięciu podobnej treści filmów zapadła 22;00 więc zabrałem się szybko na odwal za lekcje, ponieważ i tak nauczyciele zawsze mnie z zrządzenia losu pytali z odpowiedzi ustnej nie co zanotowałem... poszedłem spać o dwunastej. Nie byłem zmęczony wręcz przeciwnie zawsze miałem ten sam problem każdej nocy, by się wyłączyć i przestać myśleć bowiem...

To właśnie zawsze w tych chwilach miałem poczucie niepewności, miałem wrażenie jakby ktoś śledził każdy mój ruch... O 3 zdrzemnąłem się i wstałem o 6 ponieważ mój źle nastawiony budzik zawsze się źle odtwarzał i budził albo za wcześnie albo za późno. Zależało to od jego nastroju do pracy.

dzień 13 sierpnia 1976.

A więc kolejny jakże i cudowny dzień czas zacząć. Spakowałem zeszyty bez podręczników ponieważ nie chciało mi się nosić tak ciężkiego tornistra zwracając uwagę na to iż miałem do szkoły nie mały szmat drogi - ok 5 km... Ruszyłem z nieco innym nastawieniem niż co dzień. Byłem nawet szczęśliwy, że niedługo będą moje urodziny ponieważ zapomniałem, że 15 sierpnia w końcu jest dzień w którym nawet nie śmiałbym myśleć o sytuacjach udręki jakie zawsze przeżywam wracając pobity przez gromadę uczniów lub z rozszarpanymi ubraniami.

Nieco uradowany wszedłem na dziedziniec szkolny, z którego bez zaskoczenia ujrzałem szkolny gang. Zawsze mnie trapił po lekcjach... Próbowałem go ominąć wszelkim sposobem, jednakże zanim postawiłem jakikolwiek cichy krok obok nich, Alex - tak miał na imię ten starszy gruby dzieciak, który przewodniczył tą szajką rzucił komende i pokazał na mnie palcem.

Przez sekunde stałem namyślając się co robić. Nie umiałem szybko uciec, by nie zdołali mnie złapać wystarczyło by 200 m i już dostał bym zadyszki i legł pod wpływem ciosu na ziemie. Na me bardzo liche szczęście ujrzałem nauczyciela od Fizy i wszedłem niekiedy bezpiecznie do klasy. Po siedmiu nieraz to nawet ciekawych przynajmniej dla mnie lekcjach nastał czas powrotu do domu. I tu szczęście zdradziło mój tragiczny los - trzech debili zaszło mnie od tyłu i to w dodatku z nożami, co niemiało zbyt wielkiego dla mnie znaczenia ponieważ to nie pierwszy raz byłem cięty. Zaniepokoił mnie jedynie widok rewolweru w ręce Riku (prawej ręki Alexa)chłopak celował we mnie? Trafił jednakże nie w me ciało lecz w ramie sam materiał ustrzępił się z piskiem co oznaczało jak kiepskiej był jakości . Sparaliżowany stałem czekając na jakąkolwiek okazje do ucieczki oni jedynie patrzyli się i śmiali. Wkońcu któryś zamachnął nożem i przeciął wzdłóż kawałek mego przedramienia. Z zaskoczenia uderzyłem go w twarz, lecz ma znikoma siła nic nie zrobiła temu kiblującemu 5 lat pełnoletniemu grubasowi... chłop uderzył mnie z całej siły w klatke piersiową aż nie mogłem załapać wdechu. Upadłem z piskiem mocno krwawiąc.
Zemdlałem, więc poszli se myśląc iż wkońcu zdołali mnie zabić. Obudziłem się u szkolnej pielęgniarki w jej małym gabinecie. Ręke miałem obandażowaną, a gdy wstałem nadal czułem mocny ból w klatce. Okazało się, iż doznałem prostego złamania, przez które jeszcze bardziej spadła moja aktywność fizyczna. Wróciłem do domu nie mówiąc jej ani jednego słowa. Po tygodniu czasu w wolnym dla mnie okresie, ponieważ rodzice wyjechali na jakiś tam urlop a ja miałem pilnować domu kości się zrosły a rana zabliźniła znów kazano mi iść do szkoły.

dzień 19 sierpnia 1976r.

Wróciłem jak zawsze pobity lecz uradowany z dobrych jak zawsze ocen uśmiechnąłem się wchodząc z dobra nowiną* . jednakże nikogo nie zastałem w tym sporym pustym domu dobiegały jedynie dźwięki z sypialni rodziców .Otworzyłem je no cóż nie pokojąc się .Ujrzałem matkę zdradzającą mego ojca z kimś obcym mężczyzną ,jednakże zanim zdążyłem cokolwiek zrobić mężczyzna chwycił mnie i rzucił przyciskając do ściany jęknołem i zemdlałem widząc krew spływającą po moim czole .Obudziłem się w połowicznie ciemnym pomieszczeniu na ścianach wisiały piły ,tasaki i inne rzeczy ojca po czym kapnołem się iż siedzę uwiązany do krzesła w garażu ojca gdzie zdzierał skóry zwierząt ponieważ wykonywał zawód rzeźnika czego matka zawsze się brzydziła .Ona zaś stała koło mnie z nożem w ręku pytając się i pokazując zdjęcie zwłok ..na początku nie wiedziałem czyje one są lecz po ujrzeniu siekiery ojca leżącej obok rozryczałem się na miejscu* ona powiedziała iż podzielę jego los *wzieła noż i wbiła prosto w lewe oko*krzyk był niedozniesienia zaczołem drzeć się na cały dom a ona wyjeła z oczodołu resztki tkanki potem zrobiła to samo z moim prawym okiem jednakże by bardziej było boleśnie potpaliła nóż*nagrzała nad płomieniem świecy*..potem wbijała gwoździe i cieła nożami wyrywając język abym nie mógł nikomu nic powiedzieć ..po nieokreślonym dla mnie czasie nadal siedzialem przywiązany, obudziłem się cały w krwi a nikogo przy mnie nie było o czym świadczyło to iż nic nie słyszałem .w tym właśnie czasie usłyszałem dziwny podejrzliwy głos:

-Chesz się zemścić !? zabij ją !

-nie miałem się ni jak porozumieć myśląc *za wszelką cene*

*na te słowa głos zamilkł a odzyskałem wzrok i mowe jednakże nie był to normalny wzrok*

widziałem świat w szarych barwach a podświetlały mi się na żółty kolor rzeczy którymi mógłbym zabić i pokiereszować życie ...jak pęknięta z mej krwi szkło lub piły i narzędzia ojca

usłyszałem głosy

-uwolnił się ?to niemożliwe idź sprawdź !

drzwi się otworzyły i wszedł mężczyna którego pamiętam zanim przywaliłem w ścianę na ten wizerunek wziołem do ręki poblisko stojący wbity w deske nóż i ugodziłem go w klatke kilkanaście razy jak psychotyczny morderca który niewzioł swych leków uspokajających .Mężczyzna wyszeptał słowo-d-demom i zagasł na wieki.

W trakcie wychodzenia z tego koszmaru zaatakowła mnie z krzykiem matka...wbiła mi nóż w ramię ale o dziwo jóż nie czułem żadnego bólu wyjołem go z ran przytwierdzając kobiete nożem do drewnianych drzwi a siekierą nadal trzymaną w ręce rozwaliłem jej głowe na 2 równe cześci ..uśmiechnołem się pod nosem jednakże moja radość nie trwała długu ponieważ usłyszałem mocne dzwonienie w uszach i otworzyłem oczy gdy znalazłem się w kimś ciemnym lesie którego do tej pory nie widziałem ...moim oczom ukazała się wysoka sylwetka mężczyzny w garniaku która znikła po kilku sekundach od mego ujrzenia .Na jej miejsce upadło lustro w głęboką trawę która spowolniła upadek i rozbicie szkła . Podniosłem je i ujrzałem siebie wyglądałem zupełnie inaczej niż wcześniej moje ciemne szatynowe włosy zmieniły barwę na klarowną biel oczy były puste i świeciły się na żółty odcień po mojej czarno-białej bluzie spływała krew na ręce które jak i twarz były czarnego koloru .załamałem się i w tym czasie ujrzałem 3 sylwetki zbliżające się w moją stronę *

jedna z nich podała mi rekę mówiąc iż teraz będziesz dzierżył los nami (był to hoodie )

**

Moje Oc Z Creepypasty7v7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz