Specjalista w dziedzinie moralności zdefiniowałby kradzież jako postępowanie godne powszechnego potępienia. Jego motywy byłyby nader słuszne – kradzież sama w sobie jest nieuczciwością, a nieuczciwość mija się z moralnością tudzież nie kształtuje bynajmniej niewinności i nie oczyszcza sumienia. Ale zwróćmy uwagę na fakt, że typowe złodziejstwo zaściankowe to podwędzenie sąsiadowi kupy złomu, w dodatku z czystej złośliwości albo w wyniku decyzji pójścia po linii najmniejszego oporu. Parę groszy to zawsze parę groszy.
Kolejny typ złodzieja – kieszonkowiec. Upycha kieszenie cudzymi pieniędzmi, jednocześnie z zamiłowaniem kolekcjonuje zdobyte portfele rzekomo uczciwych obywateli. To następny przykład mało ambitnego człowieka – wykorzystuje jedynie swoją zdolność cichego podkradania się, częściej jednak to po prostu okradani mają klapki na oczach. Rzeczywistość bywa przytłaczająca.
Złodzieje z klasą stopniowo wymierają. Właściwie już można by ich uznać za gatunek zagrożony wyginięciem. Dlatego policja stara się ich w miarę możliwości jak najdłużej przetrzymywać w ,,rezerwatach'' zwanych więzieniami. Czasami jeszcze komuś zdarzy się dokonać spektakularnej kradzieży, ale co z tego, skoro za chwilę cały świat trąbi o tym na prawo i lewo? Na pewno nie taki był pierwotny plan zakończenia akcji. Koniec końców złodziej trafia do rezerwatu na dobrych parę lat.
Wciąż jesteśmy na Ziemi. Ta planeta w rzeczywistości niesamowicie ogranicza nasze pole widzenia. Żeby więc pozbyć się wszelkich ograniczeń i spojrzeć z innej perspektywy na poziom złodziejstwa XXI wieku, wypada opowiedzieć o zdarzeniach, które swój początek wzięły z zupełnie innego miejsca.
Pewien obiekt latający pokaźnych rozmiarów unosił się w przestrzeni kosmicznej. Poruszał się z umiarkowaną prędkością. Obiekt ów był typowym nowoczesnym statkiem kosmicznym. Z wyglądu zewnętrznego przypominał taki, który w środku zapewnia wszelkie niezbędne środki do aktywnego funkcjonowania, czyli, krótko mówiąc, spokojnie służyć może za mieszkanie dla niewielkiej grupki osób. I właśnie taka niewielka, a dokładniej czteroosobowa grupka, w nim zamieszkiwała.
Choć z zewnątrz wszystko wydawało się być w porządku, to w rzeczywistości w środku statku coś się stało. Tak się złożyło, że niecałe pół godziny temu stery przejęła dziewczyna imieniem Sena. Miała bardzo białą skórę, krótkie włosy o kolorze w połowie czarnym, a w połowie jaskrawożółtwym, z kolei ubrana była jak typowy przedstawiciel subkultury młodzieżowej powstałej w połowie lat 70. XX wieku w Wielkiej Brytanii. No i trochę przysnęła za sterem.
Nagle rozległ się przeraźliwy wrzask.
- Co się tutaj wyprawia?! – zadała retoryczne pytanie szczupła osoba płci żeńskiej w wielkich okrągłych okularach. Miała na sobie śnieżnobiały kitel laborantki lub, jak kto woli, szalonego naukowca. Jej włosy były ciemnozielone, upięte w dwa kucyki, których końce sięgały ramion dziewczyny.
– Tak właśnie można zostawić kogoś na chwilę bez nadzoru. Nawet byś nie zauważyła, gdyby trafiła w nas asteroida czy coś podobnego. Za grosz rozsądku i poczucia odpowiedzialności. Całkowite lekceważenie obowiązków! – kontynuowała ze wzburzeniem.
Sena z trudem uchyliła powieki. Następnie wzruszyła ramionami, mruknęła coś, że to nie jej wina i zaraz potem wyszła.
- Co za ignorancja... - mruczała do siebie okularnica, która notabene zwała się Mero. – Żadnego ,,przepraszam'', nic. Jakbym była powietrzem.
- Czasami zastanawiam się, kto tutaj serio dowodzi, ja czy ty – odezwał się ktoś za jej plecami.
- Arkaido, naprawdę nie widzę konieczności, żebyś ustawicznie mi dogryzała. Nie wierzę, że nie dostrzegasz tego, co się tutaj wyprawia. To oczywiste, że beze mnie nasza organizacja już dawno by się rozpadła.
CZYTASZ
Dama z Łasiczką
Science FictionCzwórka dziewcząt dostaje zlecenie na zdobycie... obrazu. Tak, obrazu. Takiego na płótnie. Prosto z planety Ziemi. Co może pójść nie tak?