Rozdział 18 'Lie'

338 35 8
                                    

*perspektywa WonHo*

Na całe szczęście moja rozmowa z Jooheon'em ograniczyła się jedynie do tego, że powinienem bardziej panować nad I.M'em.
Już chciałem odparować, że I.M nie jest przynajmniej takim okropnym kłamcą jak on, ale się powstrzymałem.
Wolałem nawet nie dać po sobie poznać jak bardzo byłem wściekły.
Szedłem na końcu zamykając nasz pochód.
Miałem kilkanaście minut na to żeby wymyślić jak dowiedzieć się kto jest za tymi cholernymi drzwiami.
Wpatrywałem się przed siebie jakbym szukał odpowiedzi na ciemnym niebie.
Nigdy specjalnie też nie zwracałem uwagi na plecak Jooheon'a.
Myślałem, że ma tam po prostu wszystkie te rzeczy.
Teraz ewidentnie widziałem zarys butelki upchniętej w nim.
Jak mogłem być taki ślepy i to tak długo?
Okłamał nas wszystkich.
Chciałem żeby chłopaki dowiedzieli się prawdy, ale jeszcze nie teraz.
Najpierw musiałem się dowiedzieć czegoś o naszym więźniu.
Nie chciałem uwierzyć w to, że byłem zdolny zrobić coś takiego.
To miało nade mną absolutną kontrolę, ale do czasu.
Delikatnie wsunąłem rękę pod kurtkę i dotknąłem kieszeni.
Był na swoim miejscu.
Musiałem wiedzieć, inaczej niewiedza nie dałaby mi żyć.
Długo czekałem na dzisiejszy dzień i nie mogłem sobie pozwolić na żaden błąd.
Wypuściłem powietrze z płuc.
Na pewno mi się uda.

Wróciłem tam.
 Znowu.
Starałem się iść równo z innymi, ale trzymając się lekko z przodu.
Starałem się nie rozglądać za bardzo.
Niestety, każde moje spojrzenie zatrzymywało się na twarzach moich przyjaciół.
Ten pusty wzrok.
Te pozbawione emocji i kolorów oczy ziejące jedynie pustką źrenic.
Nie potrafiłem na nich patrzeć.
Bolało mnie to, że dałem ich skrzywdzić w taki sposób.
Przecież mogłem temu zapobiec.
Szliśmy przez coś w rodzaju wąwozu między zawalonymi domami.
Wszędzie była mgła i gdzie nigdzie latały jakieś małe i białe obiekty.
Uznałem, że są to pióra.
Na plecach miałem przyczepiony karabin a może jego iluzję.
Niezauważalnie dotknąłem palcami broni.
Była zimna i jak najbardziej realna.
Starałem się opanować drżenie ciała oraz urywany oddech.
Rosła we mnie ekscytacja oraz zdenerwowanie.
Musiałem się uspokoić, ponieważ w takiej ciszy jaka panowała podczas naszego pochodu, było słychać dosłownie wszystko.
Jooheon szedł przodem.
Nie zwracał na nas uwagi, myśląc że bezwiednie idziemy za nim.
Mówił, że nie rozumie tego procesu.
Kłamca.
Z całej siły powstrzymywałem się od zdjęcia karabinu z pleców i przystawienia go do głowy Jooheon'owi.
Nie mogłem tego zrobić.
Jeszcze nie teraz.
Nawet nie zauważyłem, kiedy doszliśmy do ogrodu botanicznego.
Dowiem się.

*perspektywa Danah*

Kręciłam się po domu i starałam się czymś zająć.
Gunhee pojechał, Jinwoo nie ma a WonHo nie wchodzi w grę.
Z kim w takim razie mam rozmawiać?
Doskonałe pytanie.
Usiadłam przy wyspie kuchennej i wzięłam do ręki ołówek.
Przejrzałam szkicownik i znalazłam pustą kartkę.
Chwilę później już szkicowałam jakąś postać.
Moja ręką kreśliła linie, układające się w logiczną całość.
Wycieniowałam postać i spojrzałam na swoje dzieło.
Tym razem była to dziewczyna trzymająca w ręce kwiaty.
Jej głowa była lekko opuszczona a oczy miała zamknięte.
Po policzkach dziewczyny spływały łzy.
Dobrze oddawała mój wewnętrzny stan.
Rysunek wyrażał taką bezsilność, która była mi bliska.
Zamknęłam szkicownik i odsunęłam go na bok.
Chciałam teraz wyjść z domu i po prostu rzucić się w wir poszukiwań.
Byleby tylko nie myśleć i nie czuć.
Szkoda, że było to takie trudne.
Najbardziej męczyła mnie kwestia WonHo... Musiałam z nim porozmawiać.
Przecież nie mogłam uciekać przed problemem, to nie w moim stylu.
Song Danah tak nie robi.
Ruszyłam w stronę salonu i usiadłam na puszystym dywanie.
Sięgnęłam po urządzenie leżące na stoliku do kawy.
Teraz się już nie bałam.
Chciałam usłyszeć jego głos.

All in || MONSTA X [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz