Rozdział 1- ,,Pełnia''

3K 149 89
                                    

~Larissa~

Ranek. Czy mówiłam już jak bardzo go nie lubię?? Nie? to mówię to teraz... NIENAWIDZĘ RANKÓW!! Leniwie otwieram powieki ale po chwili tego żałuję, bo letnie promienie słońca natychmiast mnie oślepiają. Przewracam się na bok z nadzieją, że uda mi się ponownie zasnąć lecz i to nie jest mi teraz pisane. Do mojego pokoju wbiega mój 'ukochany' brat. Ahh ten sarkazm. Staram się go ignorować, co niestety mi nie wychodzi. Zaczyna gadać coś o Pokątnej
i o tym, że mam wstawać, bo źle się to dla mnie skończy...UPS.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- trochę się wkurzył.., no trudno- O nie! Tak nie będzie...!

-Ciekawe kiedy sobie pójdzie- myślę.

Gdy już miałam się odwrócić i zobaczyć czy sobie poszedł, na mnie i na moje łóżko, spadła lodowata ciecz. Automatycznie wyskoczyłam z łóżka i jedyne co zdążyłam zobaczyć to uciekający James.

-JAMES! TY BAŁWANIE!! ROZPĘTAŁEŚ WOJNĘ!!- na brodę Merlina jak zimno! O nie, tak łatwo mu tego nie przepuszczę!

Skoro i tak już wstałam to pójdę się ubrać ale najpierw wysuszę włosy, a najlepiej całe łóżko. Podeszłam do szafy z zamiarem wyciągnięcia czegoś do ubrania. Na dworze wydaje się być ciepło więc czarne szorty, borowa koszula w kratę, przewiązana w pasie plus szara koszulka wydaje się dobrym pomysłem. Wysuszone już włosy zwinęłam w niechlujnego koka i zeszłam na dół ny coś zjeść. Na dole czekał na mnie talerz z naleśnikami, polanymi syropem klonowym, a do tego sok dyniowy. Mniam. Zasiadłam do stołu i zajęłam się konsumpcją mojego jakże pysznego posiłku. Jadłam sobie spokojnie, gdy do kuchni wpadł ten głupek, który jest moim bratem- ponoć. Spiorunowałam go wzrokiem, czego on najwidoczniej nie zauważył. W ogóle mnie nie zauważył. To była moja szansa na zemstę. Szkoda, że nie mam żadnego planu. Bywa. Zastanówmy się... to nie.. hmm? A może... nie... to za dziecinne... WIEM! Wykorzystałam to, że stoi odwrócony do mnie tyłem. Hyhy ale ze mnie diabeł hihi. Zgarnęłam ze stołu syrop klonowy, podeszłam do niego najciszej jak tylko mogłam i całą zawartość plastikowej butelki wylałam na jego, jak zawsze, nie ułożone włosy. Jego mina była cudowna! Szkoda, że nie mógł siebie wtedy zobaczyć. HAHA!

- Żałuj, że siebie teraz nie widzisz!- zaczęłam się śmiać jeszcze bardziej, bo ciecz, którą miał na głowie spływała już po jego ciele.

- Och Liii- odpowiedział, przeciągając skrót mojego imienia..., to nie wróży nic dobrego.

Jamie podszedł do mnie i zrobił coś czego się nie spodziewałam. On mnie przytulił! Żeby tego było mało to jeszcze wtarł całą tą lepką ciecz, którą miał na głowie, w moją koszulkę. Nie wiedziałam wtedy czy mam się śmiać czy płakać. Zauważyłam stojącą na blacie kuchennym mąkę, dla której miałam już zastosowanie. Chwila, czy mama dzisiaj nie miała piec ciastek? Ewentualnie ich nie upiecze. Dobra Li skup się na tym co masz robić! Odkleiłam się od brata
i w tej samej chwili chwyciłam torebkę z mąką, która chwile potem wylądowała na moim braciszku. Teraz wyglądał bardziej komicznie. Zaczęłam się nieopanowanie śmiać, a James patrzył na mnie zza swoich okrągłych i brudnych okularów z miną w stylu ,,zabiję Cię, później wskrzeszę i nogi z tyłka powyrywam''. Do kuchni weszła nasza jakże cudowna i kochana mama, która gdy zobaczyła jak wygląda to pomieszczenie, zbladła. Gdy zobaczyła, kto jest winowajcą, jej twarz nabrała bordowego koloru. Razem z James'em, gdy zobaczyliśmy jej minę, uciekliśmy na górę. Później już można było tylko usłyszeć jej krzyki.

- LARISSA LOREN POTTER!- chyba na serio się wkurzyła, bo pełnej wersji mojego imienia, używa gdy jest zła. Teraz użyła nawet drugiego... jesteśmy zgubieni.- I JAMES'IE POTTER'ZE !!! MACIE NATYCHMIAST ZEJŚĆ NA DÓŁ!- ojj.

Huncwoci: Zakochane Wilczki /Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz