I oto nasz następny rozdział! Cieszyn się i ratujmy!!! 😀
*******************************************
Wysoki mężczyzna, stał przy długim stole w ciemnym pomieszczeniu. Na drewnianej ladzie ułożone stało coś, wyglądające jak zestaw małego chemika, tylko większe. W probówkach mieszały się fosforyzujące substancje, żółta z niebieską, zieloną oraz czerwoną. Człowiek co jakiś czas zaglądał do jednej z kilku otworzonych książek, po czym dodawał kolejny składnik do mieszanki.
-Aha!- Wykrzyknął nagle, poprawiając prostokątne okulary w czarnych oprawkach na nosie. Zwiększył ogień w palniku a substancja zaczęła bulgotać. Podskoczyła nagle, przepływając przez kolejne zakręcone rurki. Gdy jedna kropla skapnęła do ostatniej zlewki, znajdująca się w niej biała ciecz, powoli zaczęła zmieniać barwę na krwisto czerwoną z wiśniowymi refleksami. Mężczyzna odkręcił kurek. Ciecz wypłynęła na prostokątny, metalowy kawałek stołu, ale nie rozlała się. Tylko przez chwilę trzęsła się jak galaretka, po czym przyjęła formę kształtem przypominającą jajko, bez najmniejszej skazy. Człowiek uśmiechnął się do siebie lekko. Dźgnął kamień palcem. Ten zatrząsnął się, na chwilę tracąc swoją formę, ale zaraz na powrót ją przybrał. Nieznajomy włożył go do niewielkiej probówki a tę schował do stojącej po prawej, lodówki.
-Stworzyłeś kolejny kamień filozoficzny?- Usłyszał rozbawione pytanie. Obejrzał się. Błysnęło światło, rażąc go w oczy. Zasłonił twarz ręką. Miał opadające miękko na ramiona jasne blond włosy, perłową cerę oraz szkarłatne oczy.
-Mniej więcej.- Odpowiedział, wzruszają ramionami.- Co tutaj robisz, Travisie?
-To już nie mogę odwiedzić mojego kochanka, Nicholasie?- Oparł, podchodząc do niego. Flamel uśmiechnął się lekko i ujął podbródek Harveya, po czym pocałował go namiętnie, wsuwając język do buzi zielonowłosego. Badał wnętrze ust chłopaka, aż spomiędzy jego rozwartych warg nie wydobył się cichy jęk. Niechętnie, odsunęli się od siebie.
-Miło cię znowu widzieć.- Wydyszał mu prosto w usta.
-Mi również.
-Czyżby nasz stary przyjaciel cię przysłał?- Zainteresował się Nick, ściągając fartuch i odwieszając go na wieszak.
-Tak, w końcu odzyskał wspomnienia.- Uśmiechnął się.- Teraz ma zamiar z powrotem zebrać wszystkich strażników.
-Och?- Uniósł brwi.- Czy oni przypadkiem, nie byli martwi?
-Właśnie dlatego, mnie po ciebie przysłał.
-Rozumiem. Macie wszystkie ciała?
-Tak.
-A nasz mistrz, udał się do Rumunii?
-Oczywiście.- Przytaknął.- Chodźmy.- Travis wyciągnął z kieszeni dżinsów niewielki pierścionek z niebieskim kamieniem. Splótł swoją dłoń z Nicholasa i wyszeptał hasło.- Blue Bird.- Oboje poczuli znajome szarpnięcie w okolicach pępka. Zniknęli.
********************************************
Pojawili się, przed żelazną bramą posiadłości. Rose Manore. Przeszli przez nią i mijając fontannę Nicholas skropił swoją krwią galeona, po czym wrzucił go do krystalicznie czystej wody. Tak, jak w przypadku Harrego, oczy ptaka rozbłysły przez moment szkarłatem, jakby dając przyzwolenie na wejście.
W milczeniu przeszli przez różane ogrody i weszli do posiadłości. Travis poprowadził gościa, trzymając go za rękę, do tajnego przejścia za biblioteczką w gabinecie. Zeszli ciemnymi schodami, oświetlonymi jedynie nikłym blaskiem pochodni i znaleźli się przed stalowymi drzwiami. Zielonowłosy wpisał kod dostępu, po czym przejechał kartą przez czytnik, otwierając wrota. Znaleźli się w dużym pomieszczeniu z wieloma stołami, oraz pułkami na których stały składniki do eliksirów oraz różne ograny w słoikach w formalinie. Było to laboratorium, czego pewnie nietrudno się domyśleć.
Na metalowych stołach leżało osiem ciał, przykrytych białymi prześcieradłami. Nicholas podszedł do jednego z nich, odkrywając twarz nieboszczyka. Niezwykle dobrze zachowanego, jak na pięćdziesięcioletniego truposza. Był to niezwykle przystojny mężczyzna o długich, mlecznobiałych włosach oraz delikatnych rysach twarzy.
-Weźmy się do pracy.- Polecił Travis.
-Powinieneś załatwić im jakieś ubrania.- Odrzekł Nick.- Ja się wszystkim zajmę.
-Dobrze. Wiesz co i jak.- Harvey wyszedł z piwnicy a Flamel przeszedł do pomieszczenia obok. Było duże oraz miało wysoki sufit. W przeciwieństwie do laboratorium, które było oświetlone diodowymi żarówkami, tutaj na powrót znajdowały się tylko pochodnie. Pod ścianą stały cztery beczki pełne krwi. Nick podszedł do jednej z nich. Otworzył wieko i zanurzył pędzel w czarnej substancji. Zaczarował go tak, by sam zaczął malować na marmurowej podłodze. Najpierw powstał okrąg a w nim pentagram. Później dochodziły mniejsze, runiczne znaki wymalowane wzdłuż ramion. Sam czarodziej poprawiał wszystko, sypiąc wzdłuż krwawych śladów sproszkowaną kredę. Mruczał pod nosem różne inkantacje.
******************************************
Harry przeszedł przez zakręt za dużym głazem i znalazł się na opadającej w dół ścieżce. Prowadziła ona do doliny w której leżało kilka budynków otoczonych płotem. To właśnie tam musieli mieszkać poskramiacze.
Podszedł do dwóch czarodziejów, pilnujących bramy.
-Pan do kogo?- Spytał go jeden z nich, przechodząc krok w kierunku chłopaka.- Ten teren jest niebezpieczny.
-Przyszedłem odwiedzić przyjaciela, pracuje tutaj.- Odparł nonszalancko.- Nazywa się Charlie Weasley. Jest może tutaj?
-Możesz spytać w biurze.- Polecili, wskazując chłopakowi jeden z mniejszych budynków.
-Dziękuje.- Uśmiechnął się do nich czarująco, przechodząc przez bramę. Zapukał do drzwi gabinetu zarządcy tego miejsca i wszedł do środka. Za biurkiem siedział starszy mężczyzna ubrany w mugolski garnitur.
-Co cię do mnie sprowadza?- Zainteresował się staruszek.
-Chciałbym się dowiedzieć, gdzie aktualnie przebywa Charles Weasley.- Oznajmił.- Nazywam się Harry Potter. Jestem jego… przyjacielem.
-Och, Charlie.- Zaśmiał się dyrektor. Na jego biurku stała plakietka z imieniem. Jim Olsen. Wstał, podchodząc do chłopaka.- To bardzo utalentowany poskramiacz, bardzo. Teraz prawdopodobnie jest w pierzarze Rogogona Węgierskiego. Tylko on jako jedyny, potrafi się zbliżyć do tego smoka.
-Nic dziwnego.- Mruknął do siebie Harry a głośniej zapytał.- Zaprowadzi mnie pan do niego?
-Tak, proszę za mną.- Wyszli z biura. Jim poprowadził Pottera na tyły ośrodka a później wąską ścieżką, w góry. Szli, przez około czterdzieści minut, cały czas pod górę aż w końcu dotarli do jednej z głębszych jaskiń.- Dalej musisz wejść sam.- Oznajmił. Nastolatek skinął głową i wszedł w ciemność. Od razu wyczuł znajomą, magiczną sygnaturę. Uśmiechnął się delikatnie, czując ją. Po chwili, stanął przy barierce. Po jego prawej były schody, prowadzące w dół do smoczego leża, gdzie teraz siedział piękny, ogromny smok. Karmiony był przez wysokiego, chudego chłopaka. Miał on dłuższe i proste, potargane rude włosy, bladą cerę oraz niesamowicie lazurowe oczy. Uśmiechał się delikatnie a olbrzymi gad, łasił się do niego chcąc być głaskanym po pysku. Nagle, Weasley zdał sobie sprawę z czyjejś obecności. Poderwał głowę, spoglądając z zaskoczeniem na Harrego. Ten uśmiechnął się do niego ciepło, zakładając ręce za głowę w charakterystycznym dla siebie geście.
-Cześć Charlie, dawno się nie widzieliśmy.
*******************************************

CZYTASZ
Merlin
Fiksi PenggemarPodczas Turnieju Trójmagicznego wydarzyło się coś dziwnego, co nie powinno mieć możliwości się wydaćyć. Ale się stało. Harry nikomu o tym nie powiedział. W dniu swoich piętnastych urodzin, chłopak odzyskuje pewnie wspomnienia, dotychczas będące uśpi...