Siedziała przy oknie, opierając głowę na prawej dłoni. Wpatrywała się w miasteczko w dole. Nazywało się Little Princeton, ale to akurat nie jest jakieś strasznie ważne dla naszej opowieści.
Śledziła wzrokiem przemieszczających się wieśniaków, dzieci, rozbiegane po całym placu, kupców, rycerzy, uczonych i... piratów. No właśnie - aż zabrało jej się na westchnienie. Oni to mają dobrze, a przynajmniej lepiej od niej - Lisy Arllin, córki służących w pałacu ich, jakże to wspaniałego, króla Jirmana. Niby nie powinna narzekać - była w lepszej sytuacji od przynajmniej ponad połowy wieśniaków - miała gdzie mieszkać, a mówiąc ściślej - w mieszkaniach dla służby, ale dalej w pałacu. Do tego mieli zapewnione wszystkie podstawowe potrzeby oraz pracę, którą będzie musiała zacząć już dokładnie za dwa lata.... Tylko, że... Niezbyt dobrze widziała siebie w roli służącej. Fakt - umiała ścielić łóżka, doradzać księżniczce Cecilii, dotrzymywać jej towarzystwa, ogólnie większość tej całej pałacowej roboty, ale nie wychodziło jej tak dobrze, jak młodszej siostrze - Julii. Lisa była raczej podobna do swojego brata - Billa, któremu udało się jakimś cudem dostać do szkoły rycerskiej, albo raczej miał po prostu szczęście - król dostrzegł w nim wielki talent i potencjał, a dobrych wojowników przecież nigdy za dużo.
Z Lisą było gorzej. Między innymi dlatego, iż była dziewczyną - kto babę przyjmie do gwardii rycerskiej? Trzeba było być jakimś kompletnym babo - chłopem i mieć siłę pięciu zwykłych mężczyzn, aby chociaż wzięli cię pod uwagę. Do tego nieszkodliwy wygląd - zwykłe, niesforne czarne loki i błękitne oczy. Prędzej wyśmieją kogoś takiego, niż staną z nim do pojedynku. Tak czy siak, sprawa rycerstwa od razu odpadała z oczywistego, głównie z dość niedorzecznego powodu - była dziewczyną. Nie ma to jak dyskryminacja!
Za to piractwo.... Fakt - prędzej dadzą sobie ręce odciąć niż przyjąć babę na pokład, ale zawsze można było coś pokręcić, wepchnąć się... Czasem widziała, jak desperacko szukali rekrutów, przyjmowali każdego, kto wyglądał na takiego, który ma właściwy narząd między nogami. Krótkie włosy, męski głos, tak zwana płaska klata... Tak naprawdę to już parę razy o tym myślała - jakoś niezbyt żałowałaby ścięcia tych długich, niesfornych, czarnych loków. Również nie miała jakiegoś słodkiego, szczebiącego, dziewczęcego głosu, był czasem nawet zachrypnięty jak u starej baby , po całym dniu dość długich i głośnych rozmów z Cecilią (trzeba było niestety przyznać, że księżniczka była ciut przygłucha), przez to łatwo jej było zamaskować bardziej kobiece tony. Jedyny problem stanowiła klatka piersiowa. W tym przypadku potrzeba było czegoś w rodzaju cudu. No i oczywiście problem stanowili rodzice, znajomi... Praktycznie wszyscy czuli dość wielką niechęć, czasem obrzydzenie, a nawet strach do piratów. Lisę zaś fascynowali, można powiedzieć "od pierwszego wejrzenia".
Pamiętała ten dziś, jakby to było wczoraj. Miała wtedy z pięć lat. Tego roku była bardzo mroźna zima, jakich mało w zazwyczaj ciepłym i słonecznym królestwie Princeton. Cały obszar był pokryty metrowym śniegiem, toteż podróżowanie wozami oraz na koniach było niemożliwe, a królowi nie przystawało iść na piechotę do miasta! Dlatego matka Lisy - Alina wraz z córką musiały przebrnąć przez te wielkie zaspy. Służący bowiem nie mogli za często wychodzić do wioski - musieli przebywać ciągle w pałacu, ewentualnie w ogrodach królewskich, położonych wokół zamku zamku. Dlatego Lisa, nie zważając na wszędzie obecny głęboki śnieg skorzystała z okazji i po raz pierwszy wyszła do miasta. Co prawda tego dnia było całe ośnieżone i prawie puste, nie licząc marudzących, szczękających zębami z odmrożonymi palcami u rąk przechodniów oraz.... piratów. Przemknęło paru z nich, zamaskowanych, z nożami pokrowcach, przymocowanych przy spodniach. Na pierwszy rzut oka mogliby się wydawać zwykłymi wieśniakami z dość oryginalnymi strojami i wyposażeniem, gdyby nie tatuaż, który na jakąś sekundę mignął Lisie, spod podwiniętego rękawa mężczyzny. Według teoretycznie zakazanych książek i krótkiej, na odczepnego, ledwo wybłaganej krótkiej informacji o tych ludziach od Aliny, to właśnie wypalony konkretny wzór na ramieniu - czaszka piracka, jest symbolem piratów.
Głównie dzięki niej udawało się im rozpoznawać "tych swoich" spośród tłumu wieśniaków. Oprócz tego miała funkcję odstraszającą - nikt o zdrowych zmysłach nie będzie się zadawał z gościem z wypaloną czaszką w skórze.
Na początku ten "znak rozpoznawczy" nieco przestraszył Lisę, jednak od kiedy uświadomiła sobie jaką czeka na nią przyszłość, od razu przestała myśleć o jakimś głupim tatuażu. Znaczy - fakt, mogłoby być gorzej, biorąc pod uwagę dość wyuzdany tryb życia, co po niektórych dziewczyn z wioski było bardzo dobrze widać, ale ciągłe usługiwanie, bycie do śmierci w cieniu kogoś komu akurat udało się lepiej ze względu na pochodzenie... To brzmiało jak jakiś wyrok więzienny! Jak to powiedział jakiś mądry autor książek od Cecilii, których ona oczywiście nie czytała: "Jeżeli się tylko bardzo postarasz, będziesz mógł być kimkolwiek zechcesz.", a służąca to ostatnia osoba, którą Lisa chciałaby być. Ona pragnęła wolności, przemieszczania się ciągle z miejsca na miejsce, najlepiej jakimś wielkim statkiem, a nie siedzenie do dosłownej "usranej śmierci" w tym ciemnym, ponurym pałacu. Marzyły jej się wielkie przygody, walka na miecze... Mogłaby nawet kraść, wypalać codziennie czachy na ciele.... Cokolwiek! Byleby tylko się stąd wyrwać.
No właśnie... Tylko jak? Służba, w przeciwieństwie do króla, nie próżnowała. Złapaliby ją, zanim zdążyłaby zaledwie szepnąć "Ahoj". Poza tym liczbę wypadów do wioski można było policzyć na palcach obu dłoni. Nie znała dobrze miasteczka, nawet gdyby udało jej się uciec, nie miałaby pojęcia, gdzie się udać.
- No cóż, wygląda na to, że wyrwanie się z tego miejsca nie było mi dane - szepnęła, po czym z dużym westchnięciem zamknęła okno. Było już późno, a miała przecież być punktualnie; że niby chcą jej coś ważnego powiedzieć w związku z jej jutrzejszymi, szesnastymi urodzinami. W mgnieniu oka przemyła swoją bladą twarz, ubrała się w jedną z lepszych, niebieską sukienkę, zaś włosy artystycznie spięła spinką z tyłu. Musiało to jej matce oraz rodzinie królewskiej wystarczyć, bo niestety nie miała czasu na dalsze, jak to mawiała Alina: "doprowadzanie do stanu zero". Podobno, kiedy matka Lisy była w wieku swojej córki, potrafiła wyczynić największe cuda z ludzkuch włosów w zaledwie parę sekund! Teraz, z upływem lat coraz częściej trzęsły jej się ręce, bywała zmęczona, więc rzadziej miała okazję "pobawić się królewskimi włosami". Za to młodsza siostra, Julia, która najwidoczniej odziedziczyła talent po matce - wręcz przeciwnie! Wszystkie dziewczynki i panie marzyły, o tym, aby zostać przez nią uczesane. Między innymi dzięki temu była znana pośród mieszkańców Princeton. Za niedługi czas, ich brat - Bill również zostanie zauważony przez ludzi, jak już będzie rycerzem, albo chociażby jakimś giermkiem. A Lisa? Zwykła, znudzona służąca. Nic szczególnego - jak zwykle, z resztą.W końcu wyszła z pokoju przez masywne drewniane drzwi i w końcu opuściła mieszkania dla służby i przeszła do "bardziej królewskiej" części, konkretnie do sali tronowej. Tam czekali na nią król Jirman, królowa Belinda, księżniczka Cecilia oraz cała rodzina Lisy - Julia, Bill oraz Alina. Jej ojciec nie żył już od pięciu lat. Nikt dalej nie wie albo nie chce powiedzieć co się tego dnia dokładnie stało.
- Jesteś wreszcie - mruknęła Alina, po czym przywołała gestem dłoni starszą córkę do siebie, aby poprawić jej fryzurę, jednak zaraz po chwili wyręczyła ją od tego Julia.
- Możecie chociaż na chwilę przestać myśleć tylko o mojej fryzurze, a zamiast tego powiedzieć mi o co chodzi? - warknęła niezbyt uprzejmym tonem Lisa, wyrywając się spod rąk Julii.
- Mówiłem - mruknął Bill, patrząc na matkę. To z nim jedynie Lisa miała dobre relacje - Alina ciągle narzekała czemu córka nie jest taka jak to ona była w jej wieku, Julia zaś wszystkich "oślepiała" swoim talentem, co strasznie drażniło starszą siostrę. Cecilia zaś może i była miłą, ale niestety typową blondynką - miała inteligencję na poziomie ludzi z wioski, którzy w przeciwieństwie do niej nie mieli specjalnych, prywatnych lekcji z najlepszymi nauczycielami w okolicy. Poza tym miała spore problemy ze słuchem, a Lisa nie cierpiała powtarzać kilka razy to samo.
Z Billem zaś dziewczyna rozumiała się doskonale. To z nim mogła porządnie porozmawiać o wszystkim... No, poza piratami. Nawet on unikał tego tematu, jakby był jakimś tabu czy coś w tym stylu. Musiała więc ukrywać przed wszystkimi swoją fascynację tym tematem.
- A więc? - odchrząknęła Lisa, przerywając tę dłuższą ciszę.
- A więc... - zaczęła Alina, po czym nagle zamilkła, przygryzając wargę. Dopiero po chwili Lisa zobaczyła w oczach matki łzy.
- Coś się stało? - zapytała, od razu do niej podchodząc oraz zmieniając na łagodniejszy ton.
- Nie... Znaczy, po prostu nie mogę w to uwierzyć...
"Czyżby dowiedziała się o tym, że marzę być piratem? Przeczytała mój pamiętnik mój, przeszukała mój pokój, zajrzała pod łóżko, gdzie znajdują się wszystkie zakazane książki o piratach?!" - pomyślała Lisa, po czym od razu wpadła w panikę. Nie to niemożliwe! Jeśli to prawda, to już jest nieżywa... Dosłownie i w przenośni!
Jednak matka tak już zaczęła płakać, że nie mogła wydobyć z siebie ani jednego słowa więcej. W końcu ostrożnie odezwała się Julia:
- Matka chciała powiedzieć... Chodzi o to.... - wymamrotała, jednak ta również nie dokończyła, bo również zalała się łzami. W końcu wyprowadził Lisę z niepewności Bill:
- Znalazł się jakiś bogaty amant. Pojutrze wychodzisz za mąż.
CZYTASZ
Nigdy nie zadzieraj z panią kapitan!
AventuraOpowieść o piratach, w wymyślonym świecie - upartej, samotnej Lisy "z charakterkiem" oraz nie przestrzegającego zasad, chodzącego własnymi drogami Richarda. Jak dwie osoby z dość wybuchowymi charakterami mają ze sobą więcej do czynienia, może z tego...