Rozdział 9

294 17 2
                                    

Drogi Pamiętniku!

Kolejny dzień męki z Tenebrisem. Czasem, jak umieram rano z zakwasami i odpadającymi kończynmi, zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej zostać w tym przeklętym pałacu! Jednak od razu powtarzam sobie, że dam radę, kiedyś w końcu osiągnę sukces, że coś osiągnę, a nie zostaną żoną jakiegoś bogatego gościa. Nie wiem ile czasu to jeszcze będzie działało, ale jeśli Ten nie przystopuję to albo zwieję, a raczej wyczołgam się stąd w najbliższym porcie, albo umrę, wchodząc po raz setny na to przeklętne bociane gniazdo! Na nie się nie da wejść i tyle! Ktoś to jes zbudował był chyba tego samego wzrosto, jak to monstrualne coś. Chętnie popatrzyłabym, jak sobie z tym Ten, bądź ten Boa radzi.

Niestety, co do pierwszego, to on jest tylko od rozkazów. Zanim zdążę choćby otworzyć usta szerzej, niż na centymetr, on daje mi chyba specjalnie większy wycisk, abym już nie miała siły, aby mówić.

A co do drugiego, to nie widziałam go dotąd, od tej naszej pamiętnej rozmowy. Nie jada z nami posiłków, a w każdym wolnym czasie Tenebris mnie odsyła do mojej kajuty, bądź do garów (częściej tam). Uznał wraz z kucharzem, że mam za duże zaległości, wobec czego teraz w każdej wolnej chwili od ćwiczeń, spania i jedzenia, zjamuję się tymi garami, a i tak niewiel posuwam się do przodu. Garów więcej przybywa, niż daję rady ich w ten sam dzień umyć! Przysypywanie również się skończyło - Tenebris poświęca się i co jakiś czas przychodzi i sprawdza, czy nie przeniosłam się już w objęcia Morfeusza. Po prostu świetnie - ze wszystkiego idzie mi coraz gorzej!

Tak, z walką też. Już zdążyłam spokojnie zapomnieć o wszystkich teoriach Tenebrisa na ten temat. Poprawianie "ręczne" mojej postawy nie pomaga - jak ten zrzęda mnie dotyka prawie po całym ciele nie umiem się na niczym skupić! Udaje mi się powstrzymywać jakimś cudem, aby nie walnąć go w twarz - taki niby odruch. Wiem, że powinnam być wdzięczna, że wziął na siebie ryzyko trzymania i do tego trenowania beznadziejnej dziewczyny na statku, na co mało, który pirat by się zdecydował, ale czasem naprawdę wychodzę z siebie.

Z węzłami za to nastąpiła poprawa - Tenebris mi je odpuścił, twierdząc, że i tak u mnie w głowie jest czysty Meksyk. Jednak obietnica, że wrócimy do nich potem, nieco ostudza moją euforię.

Mam nadzieję, że Jimowi idzie tak samo, bądź gorzej jak mi. Z panem Boą pewnie ma gorszy wycisk ode mnie. Gdybym teraz nie umierała w męczarniach, może bym mu współczuła. Nistety nie wiem co z nim, bowiem, tak jak jego "mistrza" nie widzałam go dotąd, poza tym pierwszym dniem, w którym mył na moich oczach pokład.

Zasypiam już. Mam nadzieję, że jutro będzie przez cały dzień sztorm, czy coś. Nie sądzę, aby dali komuś takiemu, jak ja, jakiegoś poważnego i długoterminowego zadania. Może udałoby mi się wtedy zasnąć, czy coś...

Dobranoc

_______

Tak, wiem krótki jest :c Ale chciałabym jeszcze poprowadzać was w klimat ćwiczeń, aby nie było, że te wszystkie ćwiczenia na statku to jakaś sielanka, czy coś ;)

Widzę, że wraz z długością rozdziału zmalała wasza aktywność :c Obiecuję, że taki układ rozdziałów nie potrwa długo ;_:

Leocuddya

Nigdy nie zadzieraj z panią kapitan!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz