Zima. Śnieg i mróz. Lód pokrywa większość chodników. Wieczór. We wszystkich oknach świecą lampki z choinek, światła przez które migają postaci ludzkie. W domach panuje ciepła, radosna atmosfera. Jak z resztą najczęściej w Wigilię. Na ulicach słychać kolędowanie, wydobywające się z mieszkań. Po ulicach chodzą przebrani ludzie śpiewając radosne pieśni, o przyjściu na świat Pana. Zbawiciela. Wydawałoby się, że wszyscy są w radosnych nastrojach. Jednak są wyjątki. Raczej tym razem jeden, lecz szczególny wyjątek.
Po uliczkach angielskiego miasteczka chodzi zawinięta w zbyt dużą bluzę pewna młoda osoba. Wręcz osóbka. Skostniałe dłonie, przyodziane w podarte czarne rękawiczki, ledwo trzymają bluzę. Twarzy nie widać. Głowa jest nakryta kapturem. Nieznajomy czy, też nieznajoma dochodzi do domu, z którego słychać grające skrzypce. Puka do drzwi. Ma nadzieję, że chociaż tu domownicy przyjmą obcego pod swój dach. Tylko jedna noc, żeby przeczekać najgorsze. Szczególnie tą zbliżającą się świeżycę.
Zabłąkanej osobie otwiera mężczyzna. Brunet. Ciemne oczy. Dość przystojny i zadbany. Widząc go, można by było powiedzieć, że nie długo osiągnie 40 lat. Sądząc po jego zagubieniu, wnioskować można, że woła żonę. Przychodzi kobieta około lat 35. O błękitnych oczach i długich lokowanych blond włosach. Przybysz drży z zimna. Nawet wtedy, kiedy zostaje wprowadzony do domu.
Pod namową małżonków siedzi okryty kocem przy kominku. Skrzypce cichną.
Żona mężczyzny częstuje gościa potrawami wigilijnymi. Ten zjada wszystkiego po trochu. Tak jak osoby z dobrze wychowanych rodzin. Dwoje chłopców rozmawia szeptem między sobą. Jeden z nich ukradkiem zerka na nieznajomą osobę. Skrzypce są oparte o ścianę przy jego prawej dłoni.
Przybysz zostaje zaprowadzony przez kobietę do pokoju gościnnego. Nawiązuje z nią kontakt. Rozmawiają chwilę. Ta po chwili wychodzi. Po jakimś czasie prowadzi gościa do łazienki. Następnie żona i matka za razem idzie do rodziny.
Przybysz po wykąpaniu się, zakłada bieliznę i piżamę, którą dostał od kobiety. Pierze swoje rzeczy i wiesza na suszarce, zgodnie z instrukcjami Pani domu.
Po wyjściu z łazienki osoba jest prowadzona, przez kobietę do pokoju. Traci równowagę. Upada na ziemię. Kończyny odmawiają mu posłuszeństwa. Nie ma już sił by wstać. Jeden z synów małżeństwa bierze gościa na ręce i niesie go do pomieszczenia. Zauważa, że przybyszem jest dziewczyna. Jakieś dwa lata od niego młodsza. Dzięki głowie opartej bokiem o jego klatkę ta słyszy bicie serca chłopaka. Chyba śpi. Gęste włosy zasłaniają jej twarz. Chłopak o kruczo czarnych lokach i jasnych oczach, kładzie ją na łóżku i przykrywa kołdrą. Wychodzi z matką z pokoju gościa.Następny dzień
Ubrana w odzienie od mężatki idzie do kuchni.
- Witam. - powiedziała wchodząc do przestronnego pomieszczenia, połączonego z jadalnią.
Pod namową Pani domu zasiada do stołu.
- Dziękuję za gościnę. Mam nadzieję, że nie robię kłopotu. - powiada po dłuższej chwili.
Mężatka uśmiecha się. Lekko falowane, sięgające jej pod piersi włosy zasłaniają wyraz twarzy dziewczyny. Kobieta nakłada jej jedzenia na talerz i podaje jej.
- Zjedz. Nabierzesz sił. - mówi z troską kobieta.
- Dziękuję. - odpowiada grzecznie.
Każdy, słaby ruch dziewczyny jest obserwowany przez owego chłopaka o kruczo czarnych włosach. Drugi chłopak próbuje dostrzec jej twarz.
- Panienko Mostumar... - zaczyna mąż kobiety.
Dziewczę przełyka ostatki z talerza.
- Skąd jesteś?- zapytuje mężczyzna.
Dziewczyna bierze kilka łyków herbaty.
- Z Polski. - mówi opanowana.
- Jak się znalazłaś w Anglii? - zapytuje starszy brat.
Krótkie brązowe włosy. Dociekające spojrzenie. Wysprostowany. Poprawia sobie muchę przy wyjciowej koszuli. Elegancik.
- Przypłynęłam statkiem. - wzdycha.
- Ile masz lat? - zapytuje młodszy.
- Piętnaście i pół. - bawi się serwetką.
Wszyscy słuchają uważnie jej odpowiedzi. Po kilkunastu dodatkowych pytaniach dziewczyna jest zbyt zirytowana, by siedzieć i odpowiadać na dalsze zagadnienia związane z polityką, które krążą między starszym synem, ojcem i ją.
Piętnastolatka odsuwa krzesło. Matka patrzy na dziewczynę. Ta wstaje. Nogi odmawiają jej posłuszeństwa. W ostatniej chwili łapie ją młodszy syn małżeństwa. Dziewczyna chwyta go za rękę. Znów siedzi na krześle. Puszcza go i szybko kładzie rękę na swoich udach. Spuszcza głowę. Nie czuje nogi.
- Dziecko ... wszystko dobrze? Jak masz na imię? - zapytuje przerażona kobieta.
- Megan. - szepcze dziewczyna, nie odpowiadając na jedno z pytań.
- Sherlock. Zaprowadź Megan do jej pokoju. - mówi po jakimś czasie matka.
Chłopak podchodzi do dziewczyny. Pomaga jej wstać. Po chwili chodu Sherlock patrzy na nią badawczo.