- Megan. - woła matka rodzeństwa.
- Tak? - wstając zwala przez przypadek pustą szklankę ze stolika stojącego przy drzwiach.
- Boże kochany! Dziecko...wszystko wporządku? - kobieta podbiega do jej drzwi.
Nie może ich otworzyć, ponieważ są zamknięte na klucz.
- Wszystko dobrze. - mówi głośniej dziewczyna.
Nastolatka podchodzi do parapetu. Otwiera okno. Zapala lampkę i stawia ją na parapecie. Wyjmuje nożyczkami z dłoni okruszki szkła. Owe szczątki rzuca w śnieg za oknem. Bierze trochę zimnego białego puchu i przykłada sobie do poranionej dłoni. W pierwszej szufladzie biurka jest apteczka. Zabiera z niej wodę utlenioną i bandaż. Polewa ranę chemikaliami usuwającymi bród z rany, po czym zawija dłoń bandażem. Szybko odchodzi od okna. Zamyka je. Chowa apteczkę na miejsce do biurka, a dłoń do rękawa sukienki.
Drzwi wypadają z nawiasów. Do pokoju wbiega Mycroft. Megan sprząta rozbitą szklankę. Ten zbliża się do niej. Dziewczyna drgnęła. Nie zbyt polubiła przebywanie w jego towarzystwie. Wstaje i idzie wyrzucić resztki po szklance. Kiedy obok niego przechodzi czuje się dość nie swojo. Meg ma wrażenie, że on każdy jej ruch śledzi wzrokiem. Dopiero w kuchni go gubi. Wyrzuca szkło do śmieci.
- Napewno dobrze się czujesz? Nic Ci nie jest? - kobieta zatroskana podchodzi do dziewczyny.
Ta przytakuje na oba pytania, oczywiście ukrywając zabandażowaną dłoń.
- Wołała mnie Pani. - mówi po chwili nastolatka.
- Tak. Chciałam się zapytać czy pomożesz mi przy obiedzie. - odpowiada ze szczerym uśmiechem mężatka.
- Bardzo chętnie. - uśmiecha się dziewczyna zapominając o ranie.
Dorosła widząc jej uśmiech, zdaje sobie sprawę jak bardzo dziewczynie tego brakowało. Brakowało poczucia, że może czuć się jakby była jedną z nich, jakby była częścią rodziny. Nastolatka dostaje tak proste zadania do wykonania, że nie musi podwijać rękawa. Nakrywa do stołu.
W pewnym momencie bandaż zaczyna przesiąkać. Dziewczyna opiera się o blat.
- Megan? Wszystko dobrze? - pyta się mężatka, widząc bladnącą piętnastolatkę.
- Trochę mi słabo. - mówi ta cicho.
- Może idź się połóż. - proponuje kobieta.
- Drzwi ... Mycroft wywalił je z nawiasów. - mruczy.
Kicha.
- W takim razie idź do jego pokoju... albo... nie... nie wiem... - zamyśla się mężatka. - Jeżeli wywarzył Tobie drzwi, to musi je naprawić. - mruknęła po chwili.
Sherlock po podsłuchaniu wymiany zdań przeciwnej sobie płci decyduje się na zabranie dziewczyny do siebie.
- Lepiej chodź... coś mi się zdaje, że fikniesz jak tak będziesz dalej stała. - podchodzi do niej wzdychając.
Nastolatka spogląda bacznie na niego.
- Meg... - wyciąga do niej dłoń.
Dziewczyna łapie go swoją zdrową. W połowie drogi jej nogi robią się jak z waty. Szczególnie ta jedna. Chłopak mimo wszystko zaprowadza ją do swojego pokoju. Kładzie piętnastolatkę u siebie na łóżku i przykrywa kocem. Oprócz tego już nie okazuje jakichkolwiek uczuć. Siada przy biurku i bada coś pod mikrosopem. Milczą obydwoje.
- Megan ...- zaczyna, odwraca się do niej.
Wzdycha patrząc na śpiącą dziewczynę. Wzrok kieruje momentalnie na jej czerwoną dłoń. Zmienia jej delikatnie opatrunek. Widząc jak dziewczyna reaguje na dotykaną część ręki robi to jeszcze ostrożniej. Kiedy skończył patrzy się jeszcze na nią.
Po dłuższej chwili Sherlock wychodzi z pomieszczenia.Rankiem dziewczyna budzi się czując szturchanie. Zrywa się widząc Mycrofta. Zasłania się kołdrą. Ten 'wywraca' teatralnie oczami i wskazuje na telefon.
- Ktoś do Ciebie. - szepcze dając jej komórkę.
Niepewnie bierze od niego urządzenie. Zdziwiona odbiera telefon.
- Słucham. - mówi do słuchawki nieśmiało.
Wytrzeszcza oczy na wskutek przekazanej jej wiadomości.
- Tak, tak... jestem... może Pan powtórzyć? - wyskakuje z łóżka jak poparzona.
Biegnie do biurka prawie się wywalając. Chwyta długopis i kartkę. Coś szybko zapisuje przytakując.
- Kiedy? - pyta zaskoczona.
Bierze mężczyznę na głośnik.
- ... Tylko musi Pani podać swoją lokalizację, żebyśmy mogli zorganizować transport. - wydobywa się głos z małego urządzenia.
Dziewczyna szybko robi sobie niedbałego koka.
- Jestem w Wielkiej Brytanii. - mówi, a po drugiej stronie zalega cisza.
- Proszę dać mi znać, kiedy ustali Pan ... - mówi Meg, lecz przerywa jej mężczyzna.
- Nie mów do mnie Pan... - burknął. - Mów mi Michał. Jestem Twoim... - tu się wstrzymuje.
Po chwili ciszy odzywa się ponownie.
- Wytłumaczę jak wrócisz do Polski.
- ...kiedy zorganizujesz mi dojazd... - dokańcza dziewczyna i się rozłącza.
Telefon daje bez słowa Mycroftowi.
- Dzięki, że mnie nie przymiażdżyłeś do ściany. - mruczy z wyrzutem.
- Właściwie to wstyd mi za to. - zabiera telefon i chowa go do kieszeni.
- O ooo... jak miło. - dziewczyna uśmiecha się z ironią.
Zapomni o bandażu i podrapie się zakrwawioną dłonią po ręku.
- Co ... - Mycroft nie zdąża by się zapytać o rękę, wtedy ona wychodzi z pokoju.