Część 5

116 4 0
                                    

Pod namową chłopaka dziewczyna kładzie się na jego łóżku. Po chwili przykryta kołdrą śpi.
Około 4 budzi ją dzwoniący telefon. Odbiera zaspana.
- Słucham. - ziewa do słuchawki. - Tak...spałam. Już nie śpię. Obudziłeś mnie. - mruczy niezadowolona.
Kiedy już trochę sie rozbudziła zerka na Johna.
Siedemnastolatek śpi na podłodze. Przypomina jej się Sherlock, kiedy spał trzymając ją na kolanach. Uśmiecha się mimowolnie i idzie po cichu do łazienki. Ogarnąwszy się, patrzy w telefon. Siedzi w pokoju ubrana i umyta. Wpisuje numer i po chwili go kasuje. Powtarza tą czynność kilka razy. Waha się czy zadzwonić do Mycrofta i podzielić się swoimi obawami.
Nie żeby przywiązała się do niego przez tą szarpaninę, ale kiedy była u owej rodziny to on jak otrzeźwiał spędzał z nią więcej czasu niż ktokolwiek. A Sherlock zaczął ją zlewać po tym jak wydedukował, że to ona jest ową zaginioną szlachcianką. Nikomu o tym nie mówił, ale nie wiadomo jak jest teraz. Jest on typem, którego nie da się przewidzieć. Tak jak powiedział jego brat, to typowy Sherlock.
Dłoń ma opatrzoną i zawiniętą w nowy bandaż.
Godzina 7 rano
- Meg. - mówi chłopak łapiąc ją za dłoń.
Ten chce, żeby się zatrzymała.
- Muszę iść. - wzdycha już gotowa do dalszej drogi dziewczyna.
- Idę z Tobą. - stawia na swoim siedemnastolatek i po chwili oboje wyruszają w kierunku ogromnego zegara.
John w drodze opowiada jej kawały, żeby wyrwać ją z zamyślenia. Udaje mu się. Przez resztę drogi rozmawiają dosłownie o wszystkim.
- Jesteś Polką? - pyta się dziewczyny.
- Tak ... A co? - odpowiada zdziwiona pytaniem.
- Nie nic, ale musisz tam wracać? Przecież możesz zostać. - wygląda na smutnego.
Stają kilka metrów przed celem podróży.
- Po pierwsze muszę poznać rodziców. Mówiłam Ci, że ich nie pamiętam... - mówi przygnębiona. - A po drugie to nie mam zamiaru zabierać Ci łóżka.- śmieje się serdecznie.
Po chwili śmiechu ten znów się odzywa.
- To chociaż podaj mi swój numer.
Szczerzy się do niej. Zakłopotana odwraca kota ogonem. Otrzymuje jego numer telefonu. Jeszcze chwilę rozmawiają.
W tym czasie czarne BMW podjeżdża punkt 10 pod wieżę zegarową. Meg słysząc bicia zegara patrzy w tamtą stronę. Dzwoni jej telefon a ona blednie.
- Co jest? - pyta się chłopak widząc strach w jej oczach.
- Pod-podejdziesz tam ze mną? - pyta z prośbą wskazując głową na auto.
Podchodzą do wieży i rozmawiają jeszcze chwilę.
- Nie bój się. - mówi do niej przytulając ją.
- No tak ... przecież zabawa bez ryzyka to nie zabawa. - śmieje się histerycznie.
- Informuj mnie gdzie jesteś i jak mija podróż. - westchnął puszczając ją.
Dziewczyna przytakuje.
- Dziękuję za nocleg i ogólne dotrzymanie towarzystwa. - uśmiecha się do niego po raz ostatni.
Odchodzi do samochodu. John śledzi ją wzrokiem. Kiedy ten upewnia się, że jest bezpiecznie odchodzi w swoją stronę.

Dziewczyna jest opanowana strachem. Mimo tego nie ujawnia swoich obaw.
Za kierownicą siedzi umięśniony mężczyzna ubrany w białą koszulę o długich, podwiniętych do łokci rękawach. Opalony na charakterystyczny kolor. Jego czarne włosy są krótkie i poczochrane. Swoimi czarnymi oczami spogląda na Meg. Stoją na czerwonym świetle. Dziewczyna spuszcza głowę po dłuższej chwili. Obraca w dłoniach telefon. Ten przerzuca bieg i jadą dalej. Cisza. Milczą od kilku godzin.
- Kim Ty właściwie jesteś? - pyta, próbując brzmiąc na opanowaną.
- Twoim bratem ... - odpowiada przyspieszając.
- ... i Włochem - stwierdza Meg.
- Po czym to wnioskujesz?
- Włosi mają charakterystyczną opaleniznę, ciemne włosy, akcent ... i mają włoskie powiadomienia na poczcie głosowej. - wzdycha dziewczyna. - To w takim razie ... jak mam na Ciebie mówić? Michał czy Michele? - mruczy po kilkunastu minutach milczenia.
- Jak chcesz... - odpowiada zniesmaczony.
Dziewczyna pisze wiadomość do Johna.
- Cześć. Z tej strony Megan. Wszystko jest okay. Trzymaj się. - wysłane.
Nie odpisuje.
- Lepiej nie dzwoń i nie pisz do kogokolwiek. - ostrzega mężczyzna.
- Masz z kimś na krawędzi? - pyta się śmiejąc się.
- Ty masz. - mruczy.
- Ja?! - dziewczyna podnosi głos, krztusząc się piciem.
- Jesteś z rodu szlacheckiego i jak skończysz lat 18 posiądziesz dworek w Anglii. Tylko trzeba było Ci zmienić dane osobowe, żeby się nie zorientowali. Z resztą... każdy ma zmienione. - mówi opanowany i bez najmniejszego zdziwienia.
- Że co proszę?! - dziewczyna wydusza wreszcie z siebie jakikolwiek głos. - Czyli Ty to też nie Ty?
Kierowca przytakuje.

Po kilkunastu godzinach milczenia zaspana nastolatka odbiera telefon.

Patrz w deszcz, ujrzysz słońce Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz