Część 25

46 1 1
                                    

Błyskawica rozdarła niebo. Huk. Sygnały karetek, policji i kilka jednostek straży pożarnej.
Ziewając wstałam. Było kilka minut po 02:00.
Spałam 3 godziny. Kulałam. Otworzyłam lodówkę.
- Głowa, palce, oczy ... - wymieniałam jej zawartość bez najmniejszego zdziwienia.
- Nie ma tu czegoś ... jest... - odetchnęłam biorąc garść lodu w ręcznik.
Przyłożyłam sobie do sinego uda, w którym było wcześniej szkło.
- Tego mi było trzeba. - odetchnęłam siadając na kanapie.
W ustach miałam kostkę cukru, którą znalazłam w jakiejś szafce.

Dziwnie się czułam z tym co wydarzyło się nie całe 7 godzin temu. Leżałam na kanapie. Okryłam się szczelnie kocem. Dotknęłam swoich warg. Uśmiechnęłam się leciutko. Na moich policzkach ujawniły się lekkie rumieńce.
Obudziłam się dopiero popołudniu. Kiedy Sherlock grał na skrzypcach. Byłam przykryta kocem i leżałam na kanapie. Pod głową miałam poduszkę. Rozkoszowałam się muzyką.
Do pomieszczenia weszła jakaś kobieta. Odchrząknęła w progu. Sherlock nadal grał na skrzypcach. Nie zwracał na nią uwagi. John podszedł do przybyłej.
- Szukam Soriny Mostumar. - mruknęła.
- Nie znam. - westchnął John. - Z jakiej racji szuka Pani tej kobiety pod tym adresem? - dodał po chwili.
- Widziano jak wczoraj wieczorem wchodziła pod ten numer. - odpowiedziała trochę poddenerwowana.
- Mnie wczoraj nie było. - skłamał.- Może Sherlock wie coś na ten temat. - odrzekł bez chwili namysłu.
Holmes wciąż grał. Kobieta podeszła do Sherlocka. Kulała. Czarne włosy były rozpuszczone i wiły się po jej plecach.
- Patrycja. - John podał mi rękę.
Kiwnęłam potakująco głową. Pomógł mi wstać. Oparłam się o niego. Zaprowadził mnie do jego sypialni.

Siedziałam na łóżku przeglądając Internet. Jak ja dawno nie miałam laptopa na kolanach. Watson przyniósł mi kubek gorącej herbaty.
- Dziękuję za to wszystko... - uśmiechnęłam się leciutko do mężczyzny.
- Jesteś przyjaciółką Sherlocka. - mrugnął do mnie.
- A Twoją nie? - popatrzyłam uważnie w jego oczy.
Nastała cisza.
- Zostaniesz jeszcze na kilka dni. -  stwierdził na co ja prawie wyplułam herbatę.
- Że co? - odezwałam się kiedy odzyskałam zdolność mowy.
- Sherlock nawet kazał Ci zostać. - uśmiechnął się do mnie.
Chciałam wstać. Posadził mnie spowrotem. Wepchnął mi do rąk jakąś torbę.
- Muszę wyjechać. Zostaniesz z nim dopóki nie wrócę. - zaczął się pakować.
- Masz wrócić. - mruknęłam wstając do niego.
Podeszłam do lekarza.
- Wrócę. Przecież nie skażę Cię na Sherlocka na długi okres czasu. - zabrał koszulę z szafki.
- Powiesz mi chociaż gdzie jedziesz? - westchnęłam.
- Do Olsztyna. - odpowiedział mi krótko.
- To wracaj jak najszybciej, bo z nim nie wytrzymam. - zaśmiałam się.
Odepchnęłam Johna w kąt. Pocisk utkwił mi w prawym boku.
Zachwiałam się. Oparłam się plecami o ścianę. Ściskałam bok. Zsunęłam się na podłogę. Lekceważyłam ból.
John zerwał się i wręcz do mnie doskoczył.
- Elvira. - zaczął mocniej ściskać mój bok.
- Kobieto ... Sherlock! - krzyknął zdenerwowany.
Detektyw przyszedł do niego z pistoletem w ręku.
- Ty cholera jasna poważny jesteś? - warknął do niego.
- Holmes ... daj strzykawkę. - uśmiechnęłam się do niego słabo.
Sherlock poszedł po owy przedmiot.
- Znowu chcesz się na... - zaczął John zdenerwowany.
- Jak się rozluźnię będzie Ci łatwiej wyjąć kulkę. - mruknęłam.
- Nie pozwolę, żebyście mnie zabierali do szpitala... - mrugnęłam do niego. Holmes ulżył mi wstrzykując we mnie narkotyk.

Leżałam w łóżku Johna przykryta kołdrą. Wzięłam jakieś ubranie co było w siatce, poszłam do łazienki. Zrobiłam sobie szybki, poranny, orzeźwiający prysznic. Kiedy owijałam się ręcznikiem zorientowałam się, że nie mam ubrań na szafce.
Nie myślałam, że Sherlock momentami jest taki dziecinny.

W każdym zachowują się dziecinne cechy w mniejszym lub większym stopniu. To dobrze. Ludzie nie są więc bezdusznymi maszynami bez ludzkich cech, bez humoru.

Musiałam wyjść w samym ręczniku z łazienki.
- Sherlock. Zrób mi tą uprzejmość i oddaj ubranie. - mruknęłam.
Bosymi stopami stąpałam po podłodze. Odwróciłam się słysząc zamykane drzwi. Podeszłam do łazienki. Szarpnęłam za klamkę raz, dwa razy.
- Zamknął łazienkę. - stwierdziłam cicho.
- Detektywie... gdzie są bandaże?  Odpowiedziała mi cisza. Stwierdziłam, że sobie chwilowo odpuszczę. Zaczęłam szukać w kuchni.

Ktoś otworzył drzwi. Do mieszkania weszła dojrzała kobieta o siwych włosach.
- Sherlock ... - zawołała.
- Jest w łazience. - odpowiedziałam jej z kuchni.
Zdezorientowana podeszła do fotelu Johna, żeby mnie zobaczyć.
- Pani jest... - zrobiła w moją stronę kilka kroków.
- Elvira Deqervine. - podałam jej dłoń.
Uśmiechnęłam się do kobiety.
- Martha Louise Hudson. Miło mi. - uścisnęła moją dłoń.
Przemierzyła mnie już któryś raz z kolei wzrokiem.
- Masz może jakieś ubrania? - westchnęła.
Przytaknęłam dalej szukając bandaży.
- Przekazać coś Sherlockowi? - odwróciłam się do niej przodem.
- Nie, nie. Przyjdę później. - uśmiechnęła się i wyszła z mieszkania zamykając za sobą drzwi.

- Sherlock. - westchnęłam wchodząc do jego sypialni.
Udałam się w głąb pomieszczenia. Zamknięto drzwi. Detektyw uśmiechał się do mnie szeroko z ubraniami w ręku.
- Wyglądasz zjawiskowo. - zaśmiał się do mnie.
- Chcesz więcej? - zbliżyłam się do niego i uśmiechnęłam zalotnie.
Nachylił głowę nad moje ucho.
- Następnym razem bandaży szukaj u Johna, albo w łazience. - szepnął rozbawiony.

Byliśmy bardzo blisko siebie. Trzymałam ręcznik, żeby ze mnie nie spadł. Rumieńce oblały moje policzki, kiedy mnie pocałował. Ścisnęłam bardziej ręcznik. Dłonie miał na moich policzkach. Nasze usta tkwiły w długim złączeniu. Miałam zamknięte oczy. Wtedy jedna z jego dłoni przeszła na moją talię, po czym na biodro.
- Ty zboczeńcu. - zaśmiałam się, po pocałunku opierając się czołem o jego klatkę.
- Jesteś większym. - zapewnił mnie gładząc moje plecy.
- To dasz mi te ubrania? - odezwałam się po jakimś czasie.
Wystawił do mnie rękę z odzieżą.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się kierując się do łazienki.
Po ubraniu się słuchałam kilku klientów Sherlocka stojąc przy oknie i obserwując przechodniów.
Przez następny tydzień nie było między nami zbliżenia.
Johna nie było. Odczuwałam wtedy ... strach? Tak. Zdecydowanie tak.
Ostatniej nocy wróciłam do mieszkania Sherlocka pijana i zapłakana. Roztrzęsiona usiadłam na kanapie i pogrążyłam się w płaczu. Rano obudziłam się wtulona w detektywa.

Czy on zachowuje się tak tylko przy mnie?

Jego ręka leżała na mojej talii. On wyglądał tak słodko kiedy spał. Tak jak kiedyś. Pojedyncze loki opadały na jego czoło.
Pod kołdrą było ciepło, ale cieplej było kiedy byłam w niego wtulona. Stwierdziłam, że jeszcze zasnę. Zasnęłam. Czułam się wtedy bezpiecznie. Czułam się przy nim bezpiecznie.

Patrz w deszcz, ujrzysz słońce Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz