Złoty, niewinny i szczęśliwy optymista.
Dla niego nie straszna pogoda porywista.
Biedny, tak stoi w mrozie tego miasta.
Jednak jego iskra w żadnym stopniu nie przygasa.
Mieni się, świeci, śmiechem zaraża.
Jakby nie straszna mu ludzkiej złośliwości skaza.
Lubi chodzić butnym krokiem,
Jednak nie widzi, że podąża za mrokiem.
W ten sposób mimo słońca w oczach.
Czasem zdarza mu się zgasnąć po nocach.
Wtenczas cały blask gdzieś się chowa,
Z cierni wyrasta czarna korona.
Myśli przed chwilą jeszcze sensowne...
Teraz wydają się nader kosztowne.
Bo kogo nimi skosztujesz?
Myślisz, że tym sobie trudu ujmujesz?
Optymisto nasz złoty,
Pokaż, odsłoń swoje oczy."Pomocy"

CZYTASZ
Poezje z dni ulotnych
PoetryKrótkie poezje z mojego głęboko ukrytego poety, o ile można to tak nazwać. Inspirowane przypływami emocji, problemami życia codziennego, debatami wartości, czy po prostu życiem.