-Lysander, jak się czujesz? - spytałam cicho i odgarnęłam blond czuprynę włosów ze spoconej twarzy chłopaka.
-Poczułbym się lepiej gdybyś pozwoliła mi dokończyć pić moje whisky - warknął, przewracając się z jednego boku na drugi i zasłonił sobie twarz kołdrą.
-Przecież mówiłeś, że whisky piją tylko alkoholicy albo żałośniejsza część społeczeństwa, pozbawiona życia i klasy, która nie umie się delektować winem - powiedziałam przewracając oczami i głośno westchnęłam, gdy chłopak położył poduszkę na swoją głowę.
-Może należę do tej części społeczeństwa, co? - zawył, a ja się roześmiałam.
-Wypiłeś już wszystko co miałam w barku, a zamawiać dla ciebie specjalnie nie będę. Błagam cię Lysander, powiedz mi co się stało - nalegałam dalej i przytuliłam się do przyjaciela, który postanowił być dalej nieprzystępny.
-Nic, Rose daj mi spokój, głowa mi pęka - odparł, a ja przewróciłam oczami z irytacji. Całą noc spędziłam z nim w szpitalu, trzymałam go za rękę gdy krzyczał z bólu, gdy zszywali mu twarz, przekupiłam połowę personelu, bym nie musiała pokazywać ubezpieczenia i byśmy nie musieli czekać w kolejkach, i nawet o drugiej rano kazałam mu naprawiać zęby, by następnego dnia wyglądał jak człowiek, wszystko to w długiej sukience i piętnastocentymetrowych szpilkach, by potem patrzeć jak w moim pokoju się zapija i płacze z bólu, a on teraz marudzi, że ma kaca.
-Zjedz chociaż śniadanie, które ci zamówiłam - powiedziałam cicho i jeszcze ciszej wyszłam z pokoju, pozwalając sobie na chwilę przerwy.
Wzięłam głęboki wdech.
Nadal w pełnym makijażu, trochę przykrótkim szlafroku i na boso, nie wiedziałam co z sobą zrobić. Poszłam w kierunku windy, myśląc nad odwiedzeniem Lynn. W sumie ona też pewnie się strasznie martwi o Lysandera, a ja nie odbierałam niczyich telefonów. Byłam każdemu winna wyjaśnienia, ale w sumie sama nic nie wiedziałam.
Drzwi od windy otworzyły się, a z nich wyszedł niespodziewanie David. Zdziwiłam się na jego widok, a on niepewnie się uśmiechnął.
-Hej Rose, Lysander nadal jest u ciebie? - spytał.
-Tak, ale to nie jest najlepszy czas na odwiedziny. Lysander nie należy tymczasowo do najmilszych osób. - powiedziałam wzdychając, a chłopak zrezygnowany podrapał się po głowie. Pewnie Lynn go tu przysłała, bo sama po wczorajszej nocy nie jest w lepszym stanie od Lysandera.
-Nie mówił nic o wczoraj? - spytał cicho, a ja pokręciłam głową przecząco.
-Nie, a wiesz co się stało? - spytałam i w tym samym momencie zauważyłam, że David również nie jest w najlepszej kondycji. Miał podpuchnięte oko i, co najciekawsze, zabandażowaną dłoń. Zapaliła mi się czerwona lampka w głowie.
-A tobie co się stało? - spytałam trochę zbyt agresywnie, przez co David się lekko speszył.
-Nic, wczoraj pobiłem jakiegoś paparazzo bo za bardzo narzucał się Lynn - odpowiedział szybko, a ja ze zrozumieniem przytaknęłam. W końcu podobne sytuacje miały miejsce wcześniej.- Lynn prosiła byś do niej później zadzwoniła, najlepiej popołudniu - dodał, wycofując się lekko do windy, a ja uśmiechnęłam się przyjaźnie.
-Jasne - przytaknęłam, po czym nie czekając na pożegnanie odwróciłam się na pięcie.
Ku mojemu zaskoczeniu, Lysander potulnie jadł bekon w moim łóżku. Gdy otworzyłam drzwi spojrzał się na mnie przepraszająco. Nic nie powiedziałam, tylko usiadłam koło chłopaka. Wyglądał okropnie. Jego cała twarz była spuchnięta i spocona, szwy przy ustach wydawały się ropieć, a oko wyglądało jak jabłko.
CZYTASZ
I'm not gonna be yours || l. h.
Fanfic"Poszukiwani dzieci miliarderów odnaleźli się w Australijskim więzieniu" "Młodzi, szaleni i naćpani" Tak brzmiały komunikaty spotykane wszędzie. W gazetach, w radiu, w telewizji, w internecie. Staliśmy się największą aferą ro...