Jestem beznadziejny

504 45 4
                                    

Mija tydzień od naszego spaceru i tego, jak Leo powiedział mi, że się we mnie zakochał.
Przez cały ten tydzień Leondre żyje w przekonaniu, że go nie akceptuję, a pocałunkiem chciałem go, lekko mówiąc, uciszyć.
To nie prawda.
Nie wytrzymałem, w tamtym momencie naprawdę się powstrzymywałem przed zrobieniem tego, ale nie dałem rady.
Czy jestem z siebie dumny?
Zdecydowanie nie jestem.
- Hej Charles - do mojego pokoju wchodzi Leo, który od naszego spaceru jest strasznie tajemniczy, praktycznie już o niczym mi nie mówi.
- Ta, cześć - odpowiadam, nawet nie siląc się na to, by podnieść na niego wzrok.
- Widzę, że jesteś zajęty. Może wpadnę kiedy indziej? - to pytanie zadaje mi od kilku dni za każdym razem, gdy odezwę się "obojętnie".
- Przestań, siadaj tutaj z tyłkiem - poklepuję miejsce obok mnie na łóżku. - Chciałem cię przeprosić po raz kolejny za to, co zrobiłem.
- To już nieważne. Nie każdy toleruje homo, wiem o tym - stara się mnie "uspokoić".
Ale ty nic nie rozumiesz...
- Co u ciebie? - zmieniam temat.
- Oh, serio? Nie widzisz? - przewraca oczami.
- Wiem, że jest źle, oczywiście, że to widzę. Ale wolę się upewnić, żeby nie wyjść na kogoś, kim jestem. Bo jestem spostrzegawczym chłopcem, który wszystko o tobie wie, bo się w tobie zakochał.
Wtedy panuje cisza. Kompletna.
Mogę przysiąc, że słyszę każdy najmniejszy odgłos, który wydaje moje ciało. Łącznie z tym, jak skrzypi mi ramię, bo ostatnio mało ćwiczę na siłowni. A może to nie od tego...
- Charlie? - słyszę ten słodki głosik, który dawniej sprawiał, że roztapiałem się od środka. Nadal tak jest.
- Hm?
- Czy... Ja... Mogę ci powiedzieć to... Znaczy coś - nie może się wysłowić.
- Tak, powiedz - postanawiam przerwać mu tę plątaninę.
- K... Myślę, że... Kocham cię. Mówiłem już ci o tym, ale... Chciałem jeszcze raz - uśmiecham się w głębi siebie. - Nie powinienem, przepraszam - szybko wstaje i próbuję wyjść z pokoju, ale nie pozwalam mu na to. Łapię go za biodra i odwracam przodem. Pcham go na ścianę, przytrzymuję go. Wolną ręką zamykam drzwi na klucz, a następnie wyjmuję go i rzucam gdzieś za siebie. W oczach Leondre pojawia się wielki strach i powiedziałbym, że nawet rozpacz. Za wszelką cenę usiłuje wyrwać się z mojego uścisku. Stanowczo łapię jego podbródek i pociągam do góry. Przez chwilę patrzę trochę ze złością w jego oczy, ale potem uświadamiam sobie jak wielki błąd popełniłem, doprowadzając tego kruchego chłopaka do płaczu i drgawek. Przyciskam swoje ciało do jego ciała, a, co za tym idzie, Leo opiera się o ścianę. Przytulam go najmocniej jak potrafię.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam... - szepcze przez łzy.
- Nie Leondre, nie przepraszaj. To ja przepraszam. Naprawdę bardzo, bardzo cię przepraszam - znów patrzę w jego ciemne tęczówki.
Kocham jego oczy, są takie wyjątkowe...
Właśnie zdaję sobie sprawę jak nisko upadłem, pozwalając całej tej miłości opanować moje ciało, moją duszę, moje całe życie.
Pozwoliłem jej na zbyt wiele, a teraz muszę udawać, że jej nie ma, raniąc przy tym najważniejszą dla mnie osobę.
Żyję w wielkim kłamstwie, to wszystko to jedno wielkie bagno i mam tego dosyć.
Nie chcę mówić Leo o moich uczuciach wobec niego, bo wyszłoby, że skoro on mnie kocha, to ja nagle to odwzajemniłem albo zrobiłem to z litości.
Tracę kontrolę nad swoim życiem, to okropne.
Jestem beznadziejny.
><><><><><
Zapomniałam dodać notkę ^^
Hejka :)
Jak spodobał Wam się rozdział?
Będę robić z niego cytaty, jeju (tak jak z pozostałych xdd)
Miłego popołudnia :D
~W xx

True love ~ Chardre LenevriesWhere stories live. Discover now