Rozdział 7

307 10 0
                                        

Siedziałam właśnie na matematyce i przysypiałam, kiedy Em szturchnęła mnie w bok.
- Nie śpij, głupia, tylko opowiadaj wszystko ze szczegółami - powiedziała podekscytowana. Przekręciłam oczami, bo tak naprawdę nie ma co opowiadać.
- Lepiej ty mi powiedz, czemu się wczoraj nie odzywałaś - odpowiedziałam wymijająco.
- Telefon mi się rozładował, przecież ci mówiłam. Nie zmieniaj tematu. To niesprawiedliwe, że muszę dowiadywać się wszystkiego od chłopaków, a nie od ciebie. Więc słucham uważnie...- nie dokończyła, bo przerwał nam pan Woodrow: - Czy ja aby paniom nie przeszkadzam?
- Przepraszamy, proszę pana. Już nie będziemy - powiedziała dziewczyna i spuściła wzrok, bawiąc się palcami u rąk.
- Oczywiście. Panienka Willstone, do tablicy, teraz - w jego głosie słychać było zirytowanie, a w oczach Em widziałam rządze mordu. Przeklęła pod nosem i wstała. Już miała sięgać po kredę, gdy zadzwonił dzwonek. Widziałam, jak wzdycha z ulgą i posyła nauczycielowi zwycięskie spojrzenie. Zaśmiałam się i pokręciłam głową, pakując książki do torby.
- Głupi, stary dziad. A ty się nie ciesz. Opowiesz mi wszystko ze szczegółami - pokazała na mnie oskarżycielsko palcem.
Westchnęłam i razem z dziewczyną wyszłyśmy na korytarz.
- Tu nie ma czego opowiadać. Podrzucił mnie tylko po Amy. A właśnie moja siostra nie może się doczekać, kiedy cię pozna. Wpadniesz dzisiaj? - spytałam.
- Już myślałam, że mnie nigdy nie zaprosisz - zaśmiała się, a ja razem z nią.
- Muszę do łazienki. Idziesz ze mną? - spytałam, kierując się we wspomniane miejsce.
- Ugh, nie chce mi się. A poza tym muszę iść do biblioteki. Kiedyś w końcu trzeba przeczytać tą lekturę - jęknęła Emily.
- Wiesz, że ta książka jest na jutro? - spytałam, a dziewczyna kiwnęła głową.
- Niech się Smith cieszy, że w ogóle ją wypożyczę. Literatura ssie. To tak, ty idziesz do łazienki, a ja do biblioteki, a potem do mnie dojdziesz.
- Czemu? Zapomniałaś, że mamy biologię?
- Nie mamy. Profesorka się rozchorowała. Mamy siedzieć w bibliotece.
- Dobra, gdybym się spóźniła, to wiesz gdzie mnie szukać - powiedziałam i poszłam do łazienki. Pomieszczenie było puste, więc w spokoju załatwiłam wszystkie swoje potrzeby. Miałam właśnie wychodzić, kiedy usłyszałam cichy płacz, następnie jakby ktoś się krztusił i wymioty. Przebiegł mnie dreszcz, bo doskonale wiedziałam co to oznacza. Sama tak robiłam, wywoływałam wymioty. Ale to było dawno i już tego nie robię, nawet mi przez myśl to nie przechodzi. Podeszłam do jedynej zamkniętej kabiny i delikatnie zapukałam. Naprawdę myślałam, że nikogo tu nie ma.
- Wszystko w porządku? - spytałam, nadal delikatnie pukając w drzwi.
- Tak, tak. Kimkolwiek jesteś, idź sobie- usłyszałam zachrypnięty głos. Słychać było, że dziewczyna jest wyczerpana.
- Otwórz drzwi, proszę. Chcę zobaczyć, czy wszystko z tobą w porządku.
- Odejdź, nic mi nie jest.
- Proszę - powiedziałam błagalnie, a po minucie, może dwóch, drzwi się uchyliły. Zobaczyłam średniego wzrostu szatynkę. Włosy związane w kucyk, wory pod oczami, zmęczenie wymalowane na twarzy. Zauważyłam, że była naprawdę ładna, mimo wyczerpania. Miałam wrażenie, iż gdzieś już widziałam tą twarz, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Podeszłam powoli do dziewczyny i ukucnęłam przy niej.
- Jestem Venus, a ty? - podałam jej dłoń, a ona po chwili wahania ją uścisnęła, mówiąc: - Miranda.
- A, więc Mirando jak się czujesz?
- Dobrze, to pewnie zatrucie, czy coś - mówiła, patrząc wszędzie, tylko nie w moje oczy. Utwierdziło mnie to w tym, co podejrzewałam.
- Nie wierzę ci. Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów, ale mi możesz zaufać - powiedziałam i wzruszyłam ramionami. Wstawałam powoli, kiedy dziewczyna chwyciła mnie za ramię i powiedziała: - Powiedz mi tylko jedno. Spałaś z moim bratem? - posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. Skąd niby miałabym wiedzieć kto jest jej bratem?
- Po pierwsze musiałabym go znać, po drugie, jestem tu od kilku dni - dziewczyna delikatnie uniosła kąciki ust.
- Wiedziałam. Jesteś za dobra, żeby sypiać z tym gremlinem. Mam na nazwisko Daddario - powiedziała Miranda, a ja otworzyłam szeroko oczy. Wiedziałam, że skądś kojarzę tą twarz.
- Mniejsza z nim. Powiedz lepiej dlaczego to robisz.
- To...długa historia - spuściła wzrok na swoje buty, a w tej samej chwili zadzwonił dzwonek, ale miałam to gdzieś. Chcę pomóc tej dziewczynie.
- Mam czas - odpowiedziałam i usiadłam obok niej po turecku. Spojrzała na mnie niepewnie i powiedziała: -Gdyby nie to, że wydajesz się godną zaufania osobą, nic byś się ode mnie nie dowiedziała, a poza tym masz koszulkę z Arctic Monkeys. Masz gust - zaśmiałam się delikatnie na te słowa. - To przez moją mamę. Twierdzi, że jestem gruba. Pilnuje mnie z jedzeniem. Co, kiedy i ile jem. Na początku nie zwracałam na to uwagi, ale po jakimś czasie dostrzegłam, że ma rację - zaczęły jej lecieć łzy. Chciała je wytrzeć, a rękaw bluzy, którą miała na sobie, delikatnie się podwinął, ukazując pocięty nadgarstek. Wciągnęłam powietrze i złapałam jej rękę, odkrywając więcej. Zaczęłam kręcić głową z niedowierzania. Jak Matthew mógł tego nie zauważyć? Jak jej matka może tak mówić? Co na to wszystko ich ojciec? Tysiące pytań krążyło po mojej głowie, ale nie powiedziałam nic, tylko się patrzyłam. Miranda zaniosła się płaczem, a ja bez chwili wahania, przyciągnęłam ją do siebie.
- Dlaczego? - spytałam.
- To...kara za to, że podjadam. Jest ze mną źle. Potrzebuję pomocy. Pomóż mi, proszę. Nie daję sobie rady - mówiła, a jej łzy coraz bardziej moczyły mi koszulkę. Było mi jej okropnie szkoda.
- A twój brat się nie domyślił?
- Mój brat mnie bardzo kocha. Wiem, że jest skończonym draniem, który rani uczucia innych, ale on się naprawdę o mnie troszczy, tyle, że sam nie ma lekko. A poza tym idealnie się z tym kryłam, przynajmniej dopóki ty się nie pojawiłaś - pokiwałam głową ze zrozumieniem.
- Postaram ci się pomóc, obiecuję ci to, słyszysz? Wyjdziesz z tego, już ja się o to postaram.
- Tylko nie mów nic nikomu, szczególnie mojemu bratu, błagam.
- Oczywiście. Chodź doprowadzimy cię do porządku - powiedziałam, wstając. Dziewczyna zrobiła to samo i nieśmiało powiedziała: - A masz może jakieś kosmetyki, żeby zakryć tą tragedię na mojej twarzy? Zapomniałam dzisiaj wziąć kosmetyczki.
- Ja nie mam, ale moja... - i tu się zatrzymałam. Kim dla mnie jest Emily? Nie myślałam nad tym, szczerze mówiąc, ale wiem jedno, nie jest tylko koleżanką. Jednak przyjaciółką też nie.

Nowe JutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz