Rozdział 31

216 10 0
                                    

Chciało mi się płakać i krzyczeć jednocześnie. Jak on mógł tak po prostu mnie porwać?! Bo właśnie to zrobił. Porwał mnie. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Ja powstrzymywałam łzy i byłam odwrócona od niego na tyle, na ile to było możliwe. On był skupiony na drodze i tylko zaciśnięte pięści na kierownicy i zaciśnięta szczęka, oznajmiały, że jest zdenerwowany. Jakąś godzinę później Matthew zatrzymał auto przy znanym mi już domku. Przywiózł mnie tutaj, kiedy ,,przegrałam zakład" i niestety nie mam z nim najlepszych wspomnień. Chłopak wysiadł i okrążył samochód, po czym otworzył mi drzwi. Wyszłam w samej bluzce z długim rękawem, bo oczywiście nie miałam na sobie płaszcza, kiedy ten dupek mnie wsadził do tego przeklętego auta. Wysiadłam, nawet na niego nie patrząc. Usłyszałam westchnięcie i dźwięk zamykanych drzwi. Brunet otworzył kluczem domek i wpuścił nas do środka.
- Venus, spójrz na mnie - powiedział cicho i chciał dotknąć mojej twarzy, ale się odsunęłam.
- Nie dotykaj mnie - odwróciłam głowę i skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Nie rób mi tego, proszę - głos mu drżał, a ja z każdą chwilą miałam wybuchnąć płaczem. Przemilczałam jego prośbę i usiadłam na kanapie, podsuwając nogi pod siebie, by było mi cieplej. Matt gdzieś poszedł, ale już po chwili poczułam na sobie miękki materiał koca. Usiadł naprzeciwko mnie i wziął głęboki oddech.
- Możemy porozmawiać? - kolejne pytanie i kolejny brak odpowiedzi. - Przed tobą traktowałem dziewczyny jak zabawki. Same mi się pchały do łóżka, więc z tego korzystałem - skrzywiłam się, kiedy zaczął mówić. Nie chciałam na niego patrzeć, więc skierowałam wzrok na okno. - Alex był podobny. Kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, od razu wiedziałem, że muszę cię mieć. I wtedy pojawił się Alex ze swoim pieprzonym zakładem - na chwilę przeniosłam na niego swój wzrok, patrzył na mnie z bólem. Znów spojrzałam w okno. - Starałem się robić wszystko, żeby ten zakład wygrać, ale robiłem to też dlatego, że mnie zafascynowałaś. Im bardziej cię poznawałem, tym bardziej się w tobie zatracałem. A potem miałem gdzieś ten głupi zakład. Liczyłaś się tylko ty. Zawsze będziesz się liczyć. Nawet nie wiem kiedy, się w tobie zakochałem, ale musiał mi to uświadomić Zack, gdy żaliłem mu się, że nie wiem, co się ze mną dzieje. Próbowałem zerwać zakład, ale było za późno. Alex powiedział, że jeżeli to zrobię, powie ci o wszystkim, a ja...ja nie byłem na to gotowy. Więc brnąłem w to i bardziej się w tobie zakochiwałem. Nigdy nie kochałem i bałem się tego uczucia. Ty mi pokazałaś, że nie jestem takim złym człowiekiem, że też potrafię kochać - patrzyłam wprost w jego piękne oczy wypełnione poczuciem winy, bólem i rozpaczą i miałam tak ogromną ochotę wstać, wykrzyczeć, że go kocham i móc znów przytulić się do niego. - Powiedz coś - szepnął błagalnie.
- Co mam ci powiedzieć? Że czuję się jak wykorzystana idiotka, jak nic nie znacząca rzecz, o którą tak po prostu można się założyć?! - wybuchnęłam. Nie miałam siły dłużej udawać.
- Nie jesteś idiotką i na pewno nie jesteś rzeczą. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Nikt nigdy nie był dla mnie aż tak ważny. Proszę, daj mi ostatnią szansę, a wszystko naprawię. Tylko potrzebuję szansy - wstał z fotela i uklęknął przede mną, chwytając moje dłonie.
- Nie jestem w stanie ci wybaczyć. Może kiedyś to zrobię, ale nie teraz. Jeśli naprawdę mnie kochasz, zawieź mnie z powrotem do domu i daj czas. Nie narzucaj się, nie wysyłaj kwiatów. Po prostu cierpliwie czekaj - spróbowałam się opanować i choć to, co mówiłam sprawiało mi ogromny ból, to wiedziałam, że postępuję właściwie. Zapadło milczenie. Matt kurczowo trzymał się moich dłoni, jakby były w stanie go uratować.
- Zrobię dla ciebie wszystko, więc jeśli tego pragniesz... Zgoda. Dam ci czas. Ale wiedz jedno, ja się nie poddam i będę o ciebie walczył. Będę, bo cię kocham i nigdy nie przestanę i wiem, że ty mnie też kochasz. Nadal nosisz naszyjnik i bransoletkę ode mnie. Nie zdejmuj ich, błagam. Będziesz przynajmniej wiedziała, że jestem - w tej chwili najbardziej chciałam się w niego wtulić i uciec od tego wszystkiego, co sprawia nam ból. Ale musiałam postępować rozsądnie. Już raz pokierowałam się sercem i do czego mnie to doprowadziło?
- Chcę wracać do domu - wyszeptałam i uwolniłam ręce z jego.
W drodze powrotnej milczeliśmy. Myślę, że wszystko zostało już powiedziane i kiedy zatrzymał się przed moim domem, a ja miałam już wysiąść, powiedział: - Zrobię wszystko, żeby cię nie stracić, bo cię kocham - zacisnęłam ręce w pięści i nawet na niego nie zerkając, szybko weszłam do domu. Od razu po zamknięciu drzwi, osunęłam się po nich i wybuchnęłam płaczem. Byłam załamana. Serce wierzyło mu. Wierzyło, że mnie kocha. Rozsądek jednak podpowiadał, że to pewnie jakaś kolejna jego gra. Nie miałam już siły. Byłam wykończona psychicznie. Po jakimś czasie wstałam i poszłam do pokoju, gdzie zaszyłam się w łóżku.
***
Nieubłaganie wielkim krokami zbliżał się ślub mojej mamy i Luke'a. Z każdym dniem coraz bardziej się denerwowała i co chwilę sprawdzała czy wszystko jest gotowe. Przez ostatnie dwa tygodnie nie zmieniło się wiele, przynajmniej dla mnie. Emily i Zack wyjaśnili sobie wszystko i moja przyjaciółka wybaczyła chłopakowi. Bardzo się cieszę, bo wiem, jak bardzo im na sobie zależy. Max i Miranda wyglądają ze sobą naprawdę uroczo i widać, że szatyn robi wszystko, żeby ją uszczęśliwić. Jeżeli natomiast chodzi o mnie i Matt'a, to nie zmieniło się nic. Dalej dostaję kwiaty, znajduję karteczki w szafce, ale sam brunet się do mnie nie zbliża, bo o to go poprosiłam. Nie wiem czemu, z nim nie rozmawiam. Z biegiem czasu chyba wybaczyłam mu i byłam w stanie uwierzyć, że naprawdę mnie kocha, ale im więcej czasu mijało od tamtej rozmowy, tym mniej miałam w sobie odwagi, żeby z nim porozmawiać. Prawda była taka, że kochałam go równie mocno, co za nim tęskniłam. Wszyscy mówią mi, że powinnam mu już wybaczyć i dać ostatnią szansę, ale nie wiem, czy jestem na to gotowa.
- Venus, błagam cię, chodź tu i mi pomóż! - krzyknęła spanikowana mama ze swoje sypialni. Ślub miał się odbyć już jutro i kobieta chodziła tak zestresowana, że obawiałam się, że jutro straci przytomność albo stanie się coś gorszego.
- Mamo, uspokój się. Wdech i wydech, tak? - mówiłam spokojnie i usiadłam z nią na łóżku.
- Wdech i wydech - powtórzyła za mną i głęboko odetchnęła. Okazało się, że buty, w których miała iść do ołtarza stały się dla niej nagle za małe.
- Pojadę do sklepu i wymienię na większy rozmiar, ale nie panikuj. Nic ci to nie pomoże - mama kiwnęła głową i posłałam mi wdzięczny uśmiech.
- Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła - westchnęła i ucałowała mnie w czoło.
- Pewnie zapomniałabyś o swoim własnym ślubie z nerwów - zaśmiałam się i zapakowałam buty do pudełka.
- Nawet tak nie żartuj. Vee, rozmawiałaś z Matthew? - spytała, uważnie mnie obserwując. Spięłam się mimowolnie, a potem ciężko westchnęłam.
- Nie chcę o tym teraz rozmawiać - wyminęłam ją i chciałam iść, ale zatrzymała mnie, kładąc rękę na mojej.
- Kochanie, źle zrobił, ale on naprawdę cię kocha. Może powinnaś dać mu szansę lub chociaż z nim porozmawiać? - zapytała łagodnie, jakby rozmawiała z dzikim zwierzęciem, które mogła spłoszyć gwałtowniejszym ruchem.
- Porozmawiam, ale po ślubie. Teraz jesteś najważniejsza ty - poddałam się. Nie było sensu z nią dyskutować. Uśmiechnęła się szeroko i coś błysnęło w jej oku.
- To świetnie. No już, leć po te buty, bo ja muszę jeszcze zobaczyć czy wasze sukienki są w porządku. Pożegnałam się z nią i zadzwoniłam po Em, która na całe szczęście zgodziła się podwieźć mnie do centrum.
- Twoja mama bardzo to wszystko przeżywa, co? - zaśmiała się, kiedy skończyłam jej opowiadać jaka panika ogarnęła ją, kiedy przymierzyła te buty.
- Daj spokój - westchnęłam i przewróciłam rozbawiona oczami. Szybko załatwiłam sprawę z butami i wróciłam do domu.
***
Rodzice, bo Luke z całą pewnością zasługuje bardziej na miano mojego ojca, niż ten prawdziwy, wynajęli salę pod Nowym Jorkiem razem z hotelem i to właśnie tam mama i Luke przygotowują się, oczywiście w innych pokojach, do swojego wielkiego dnia. Ubrana w uszytą przez krawcową sukienkę idealnie przylegającą do mojego ciała w kolorze pudrowego różu, siedziałam cierpliwie na krześle w moim tymczasowym pokoju, a fryzjerka robiła mi fryzurę. Bawiłam się nerwowo moim naszyjnikiem, dokładnie tym samym, który dostałam od Matthew na urodziny i zastanawiałam się nad tym wszystkim. Doszłam do dwóch wniosków. Po pierwsze w życiu nie zawsze trzeba kierować się rozumem, dowód A wychodzi dzisiaj za mąż, i choć serce już mnie zawiodło, postanowiłam iść za jego głosem. A po drugie, zaraz po ślubie, porozmawiam z Matthew i powiem, że daję mu ostatnią szansę. Kocham go i nie potrafię bez niego żyć. Ciągle widzę przed oczami jego twarz, kiedy mówił, że daje mi czas, bo mnie kocha. Mama miała rację, muszę po prostu poddać się temu uczuciu.
- Gotowe - usłyszałam zadowolony z siebie głos fryzjerki i spojrzałam w lustro. Włosy spięte miałam w delikatny kok w artystycznym nieładzie, a na przodzie niczym korona zapleciony był warkocz. Kobieta posypała mi głowę odrobiną brokatu i powiem, że wyglądałam naprawdę pięknie.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i wstałam, żeby założyć buty i zrobić sobie lekki makijaż. Usta pomalowałam matową bordową szminką, a oczy delikatnym różem. Gotowa, postanowiłam pójść i sprawdzić poczynania mojej siostry. Zapukałam i po usłyszeniu ,,proszę", weszłam do środka. Amy miała na sobie podobną sukienkę do mojej, tyle że jej, zamiast koronki miała tiul, a cała sukienka była rozkloszowana. Z włosów miała zrobiony wianuszek, a w środek wetknięte były sztuczne kwiatki.
- Ślicznie wyglądasz - podeszłam do niej i stanęłam obok w lustrze. Uśmiechała się do mnie i wygładziła swoją sukienkę.
- Ty też. Możemy zobaczyć mamę? - spytała, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.
- Jasne, chodź - wzięłam ją za rękę i razem ruszyłyśmy do pokoju mamy, z którego dobiegała krzątanina i podniesione głosy mojej babci, cioci Ann i cioci Monic. Kiedy weszłyśmy do środka, dosłownie zaniemówiłam. Mama wyglądała przepięknie w długiej białej sukni z delikatnymi ramiączkami. Włosy miała pofalowane i cześć z nich była upięta. Delikatny makijaż podkreślał jej urodę, a długi welon nadawał gracji i elegancji. Mama, gdy nas zobaczyła przygryzła wargę i spojrzała się na nas pytająco. Widziałam łzy w jej oczach i sama bałam się, że się popłaczę.
- I jak? - zapytała drżącym głosem. Wszystkie kobiety przystanęły i spojrzały na nas z uśmiechem.
- Najpiękniej - wyszeptałam i podeszłam się do niej przytulić razem z siostrą.
- My was zostawimy - uśmiechnęła się babcia i wszystkie wyszły z pokoju, zostawiając nas samych.
- Pamiętajcie, że cokolwiek się stanie, to wy będziecie najważniejsze. Kocham was i zawsze będę - zapewniła i jeszcze mocniej przycisnęła.
- My ciebie też i to bardzo - zapewniła Amanda i pociągnęła noskiem. Mama odsunęła się i wzięła głęboki wdech.
- Czas zacząć wszystko od nowa - powiedziała z tajemniczym błyskiem w oku, patrząc w moje oczy. Usłyszałyśmy ciche pukanie, więc odwróciłyśmy się do drzwi, w których pojawił się dziadek.
- Mogę przeszkodzić pięknym paniom? - zapytał, uśmiechając się szeroko, ale wiedziałam, że był zdenerwowany tak samo, jak my wszyscy.
- Jasne, chodź Amy - delikatnie pocałowałam mamę w policzek i ścisnęłam jej dłoń. - Powal go na kolana - szepnęłam i puściłam jej oko.
- Ja lecę do Luke'a! - krzyknęła dziewczynka i wybiegła z pokoju. Dziadek pogłaskał mnie po ramieniu i wszedł do środka, a ja zostałam przed uchylonymi drzwiami. Nie wiem czemu, ale chciałam po prostu posłuchać tego, co ma jej powiedzenia.
- Wyglądasz pięknie, córeczko - powiedział. Niestety za bardzo nic nie widziałam, ale za to doskonale słyszałam.
- Drugi raz biorę ślub, czy to nie szaleństwo? - spytała mama i głośno westchnęła.
- Zgadza się, ale wtedy nie byłaś tak bardzo szczęśliwa, jak jesteś teraz.
- Tatusiu, dobrze zrobiłam? - spytała i wydawała się teraz być małą, bezbronną dziewczynką.
- Posłuchaj mnie. Wybierając partnera życiowego musisz pamiętać, drogie dziecko, że nie liczy się jak on wygląda, czy ile ma talentów, tylko jakie ma serce - serce do ciebie i do innych. Bo za 50 lat będzie cały pomarszczony, a życie jest nieprzewidywalne i nawet zapalony tancerz w wyniku pewnych wypadków może nie być w stanie postawić samodzielnie kroków. I właśnie wtedy, liczy się tylko to, co on ma w środku. Czy jest serdeczny i dobry, czy daje silne oparcie i poczucie bezpieczeństwa, czy troszczy się o ciebie, czy nie tylko mówi, ale i pokazuje, że cię kocha. Nie chodzi tu o wielkie czyny, bo miłość składa się w sumie z tych malutkich gestów - z wracania do domu, do ciebie w pierwszej kolejności ponad wszystkim, z uśmiechu w trudnych momentach, z zawiązywania ci szalika pod szyją, gdy zimno, z używania w kuchni składnika, którego on nie lubi, ale je tylko dlatego, bo wie, że za nim przepadasz, z umiejętności powiedzenia przepraszam, gdy się zrobiło źle i wielu innych. Tak ważna jest umiejetność postawienia siebie samego na drugim miejscu i kierowaniem się dobrem ukochanej osoby. Musisz przede wszystkim wiedzieć, że on cię kocha - a reszta naprawdę się nie liczy - płakałam. Naprawdę. Słowa dziadka były tak piękne, że wycisnęły mi łzy z oczu i jestem pewna, że mamie też.
- Jesteś najlepszym tatą na świecie. Dziękuję - wychlipała mama, a ja postanowiłam się ulotnić. Wróciłam do pokoju, żeby nałożyć tylko płaszcz, bo dzisiaj była naprawdę piękna i ciepła pogoda, zwłaszcza, że to dopiero końcówka marca. Jednak zanim poszłam do kaplicy, w której miała odbyć się ceremonia, zapukałam do pokoju Luke'a.
- Denerwujesz się? - spytałam, kiedy stał przed lustrem i ćwiczył swoją przemowę.
- W życiu tak się nie denerwowałem, a jednocześnie jest najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi - uśmiechnął się w lustrze. Podeszłam do niego i zaczęłam poprawiać mu muszkę.
- Nie skrzywdzisz jej, prawda? - spytałam cicho i spojrzałam w jego oczy, w których latały wesołe ogniki.
- Przysięgam na wszystko, co mam, że jej nie skrzywdzę. I zrobię wszystko, żebyście wszystkie trzy były szczęśliwe - był pewien swoich słów i nie miałam innego wyjścia, jak tylko mu uwierzyć.
- W takim razie, dobrze. Ufam ci. Powodzenia - pocałowałam go lekko w policzek i chciałam wyjść, ale zatrzymał mnie jego głos.
- Każdy zasługuje na drugą szansę - uniósł lekko kąciki ust. Przytaknęłam tylko głową i wyszłam. Wiem do czego zmierzał. Dam Matthew szansę.
- A! Jak ty ślicznie wyglądasz! - krzyknęła Em, kiedy z całą paczką stała na dworze przed kaplicą. Mama stwierdziła, że tak bardzo polubiła moich przyjaciół, że nie mogło ich zabraknąć na jej ślubie. Przytuliłam dziewczynę i szeroko się uśmiechnęłam.
- Dziękuję. Wy też wyglądacie prześlicznie - powiedziałam i przytuliłam wszystkich po kolei.
- Prawda? - zapytał Zack i pocałował Em w czoło. Wszyscy się zaśmiali.
- No dobrze, leć już. Wiemy jak bardzo cię korci, żeby zobaczyć, czy wszystko jest na swoim miejscu - Miranda przewróciła rozbawiona oczami i pogłaskała mnie po ramieniu.
- Znajdę was później - zapewniłam i szybko pobiegłam do środka. Kwiaty i inne dekoracje były na miejscu. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam w pierwszej ławce. Byłam naprawdę szczęśliwa, że moja mama wychodzi drugi raz za mąż i jestem wręcz pewna, że tym razem to prawdziwa miłość. Wróciłam znowu do hotelu, bo zapomniałam, że miałam zabrać ze sobą Amy. Tak więc do kaplicy weszłyśmy jako jedne z ostatnich. Wszystkie ławki były pozajmowane, a ludzie niecierpliwie czekali na ceremonię. Zajęłyśmy miejsce obok babci i niecierpliwie wyglądałyśmy mamy. Luke już czekał przy ołtarzu i był taki nerwowy, że jego przyjaciel, który był jednocześnie jego drużbą, musiał go uspokajać. I w końcu nadszedł ten moment. Organy zagrały, a przez główne drzwi razem z dziadkiem dumnym krokiem weszła moja mama. Mój Boże jaka ona była piękna! Patrzyła na Luke'a z taką miłością. Widziałam u dziadka łzy w oczach. Kiedy doszli do ołtarza mężczyzna oddał rękę mamy Lukowi, szepcząc mu coś do ucha, na co kiwnął głową i się do nas uśmiechnął.
- Zebraliśmy się tu dzisiaj, by związać węzłem małżeńskim Isabelle i Luke'a...

Nowe JutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz