Rozdział 14

239 9 0
                                    

Kolejny dzień minął mi zadziwiająco spokojnie, bez żadnych kłótni czy niespodzianek. Tak samo jak wczoraj, musiałam spędzić dwie godziny z profesorem Fitz'em. Matt'a jednak nie było cały dzień w szkole, a więc w kozie też. Nigdzie nie widziałam też Mirandy, choć za wszelką cenę chciałam ją znaleźć, żeby porozmawiać i sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Ostatnio w ogóle się nie widziałyśmy i czuję jakbym ją zaniedbała. Em chodziła lekko przybita, bo Andrew nadal się do niej odezwał i nawet nie pojawił się na lekcjach. Chłopcy mówią tylko o jutrzejszym meczu, a ja myślę o zbliżającym się sprawdzianie z wosu. Po lekcjach zajrzałam do kancelarii dziadków. Babcia była w sądzie, ale na szczęście dziadek mi pomógł w pewnych pojęciach, które nie do końca były dla mnie jasne. W zamian mężczyzna poprosił, żebym z nim została godzinkę albo dwie i mu potowarzyszyła. Ponarzekał troszeczkę, że za mało spędzamy z nimi czasu i niestety miał rację. W domu byłam po dziewiętnastej i tym razem mama już była. Siedziała w swoim biurze i rysowała jakiś projekt, więc się tylko z nią przywitałam i zabrałam się za naukę do sprawdzianu, która zajęła mi całą noc.

Środa. Dzień meczu, a co najważniejsze dla mnie, sprawdzianu. Był to pierwszy test w nowej szkole, więc bardzo zależało mi na tym, żeby się wykazać. Wstałam od książek, zabrałam potrzebne rzeczy i ubrania i poszłam się odświeżyć. Szczerze mówiąc czułam się okropnie, byłam niewyspana, co zresztą było widać i wszystko mnie bolało. Po szybkim prysznicu ubrałam się w czarną spódniczkę, zwykłą czarną bluzkę i trampki. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby dzisiaj tak się ubrać, ale trudno. Spięłam swoje długie włosy w kitkę, psiknęłam się moimi ulubionymi perfumami i zabierając torbę z książkami, zeszłam na dół. Mamy i Amy już niestety nie było. Ostatnio w ogóle nie mamy dla siebie czasu. Mama długo pracuje i przygotowuje się na wyjazd do Tokio, Amy ćwiczy na występ, a ja? Ja siedzę w kozie. Nalałam sobie kawy, żeby jakoś przetrwać ten dzień, a zapowiada się, że będzie naprawdę długi. Zjadłam szybko jakieś płatki i wyszłam z domu, uprzednio zamykając drzwi na klucz.
- Hej Venus. Podwieźć cię? - usłyszałam Alexa i przeklęłam w duchu, ale niepewnie ruszyłam w stronę jego podjazdu. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Od tej ,,rozmowy" na korytarzu starałam się go unikać. Było mi, prawdę mówiąc wstyd. - No chodź. Przecież cię nie zjem - zaśmiał się i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Dzięki - powiedziałam i weszłam do auta. - Alex chciałam cię przeprosić za to, że cię unikałam i tak potraktowałam, wtedy na korytarzu - chłopak odpalił samochód i ruszył ze swojego podjazdu. Spojrzał na mnie kątem oka i się uśmiechnął.
- Wybaczam - odetchnęłam z ulgą i również się uśmiechnęłam. - Ale pod jednym warunkiem- dodał, a ja nerwowo poruszyłam się na siedzeniu. - Dasz się zaprosić na randkę - otworzyłam szeroko oczy.
- Ja... - uniósł wyzywająco brew, a ja odchrząknęłam. - Zgoda.
- W takim razie wpadnę po ciebie dzisiaj o dziewiętnastej - pokiwałam głową i oparłam się o szybę, przymykając na chwilę oczy. Byłam tak zmęczona, że usnęłam.
- Hej, wstajemy śpiąca królewno - usłyszałam rozbawiony głos Alexa. Otworzyłam zaspana oczy i zobaczyłam, że jesteśmy już pod szkołą.
- Przepraszam, nie spałam dzisiaj.
- Chodź, zaraz będzie dzwonek. Widzimy się na meczu? - kiwnęłam głową.
- Dziękuję za podwózkę. Powodzenia
- Trzymaj kciuki piękna - na jego twarzy pojawił się cwaniacki uśmiech. Pomachałam mu na pożegnanie i poszłam na lekcje.

Szłam właśnie na lunch, kiedy zostałam pociągnięta za rękę i wepchnięta do łazienki.
- Ej, co jest?! - krzyknęłam i odwróciłam się w stronę osoby, która to zrobiła. I trochę się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam Daddaria.
- Matt? - wywrócił oczami i przysunął się do mnie, przyciskając jednocześnie do ściany. Owiał mnie jego cudowny zapach, a ciepły, miętowy oddech łaskotał moją twarz.
- Brawo. Spodziewałaś się kogoś innego? - zapytał zaczepnie, unosząc jedną brew do góry i przegryzając wargę. I o matko, ale wyglądał tak seksownie, że aż wstyd się przyznać, że o tym myślałam. Pokręciłam głową, bo niestety, ale jego bliskość sprawiła, że nie byłam w stanie ani się ruszyć, ani nic powiedzieć. Matthew przymknął oczy i dotknął swoim czołem mojego. Trwaliśmy tak kilka sekund, a może minut, nie byłam w stanie tego określić. Czułam się tak dobrze, a zarazem tak źle. Staliśmy w jednej z kabin w damskiej łazience i patrzyliśmy się sobie w oczy. Po moim ciele rozeszła się gęsia skórka, a ja byłam wściekła na siebie za to, że tak na niego reaguję. Postanowiłam, że to przerwę zanim zajdzie to zdecydowanie za daleko.
- Czego ode mnie oczekujesz Matthew? - spytałam, a chłopak westchnął.
- Zachowywałem się jak skończony...
- Nadal się zachowujesz, zdajesz sobie z tego sprawę? - przerwałam mu, za co zostałam skarcona wzrokiem.
- Ugh, kobieto daj mi dokończyć- kiwnęłam głową i spojrzałam wyczekująco. - Byłem i jak to stwierdziłaś nadal jestem, ale uwierz, że nie umiem inaczej. Jednak naprawdę nie chcę, żebyś mnie od razu skreślała. Dasz mi szansę? - podniósł wzrok i patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. Biłam się z myślami, nie wiedząc czy zaryzykować czy nie i dać sobie z nim spokój. Wiem, że w ogóle nie powinnam z nim rozmawiać, a tym bardziej stać z nim twarzą w twarz, kiedy on przyciska mnie do ściany. Bądź co bądź, mam swoje zasady, ale choć Matt zachowuje się nie tak, jak powinien, to gdzieś w środku czuję, że go trochę lubię i o matko, jestem nienormalna.
- Dam - Matt odetchnął z ulgą i się uśmiechnął. Ja mimowolnie też to zrobiłam. Wiem, co myślicie, że się mu poddałam, a to nie prawda. Ja po prostu daję ludziom szansę na poprawę swoich błędów. I mam nadzieję, że tym razem mnie nie zawiedzie. Odchrząknęłam i powiedziałam: - Może się w końcu odsuniesz? Wiesz, naruszasz moją przestrzeń osobistą - na jego twarz wpłynął łobuzerski uśmiech. Przesunął rękę po mojej twarzy, dotykając jej tylko opuszkami palców. Jego dotyk był taki przyjemny, a ja przeklinałam się w myślach za moją głupotę. Zamarł jednak, kiedy usłyszeliśmy otwierane drzwi. Przyłożył palec na moje usta, żebym była cicho. Ale szczerze? W tamtej chwili chciało mi się śmiać i to bardzo. Matthew, widząc moje rozbawienie sam zaczął powstrzymywać się od wybuchnięcia śmiechem. I kiedy ponownie usłyszeliśmy zamykanie drzwi, nie wytrzymaliśmy i zaczęliśmy się śmiać. Nie wiedzieliśmy nawet z czego, ale zginaliśmy się w pół. Wytarłam łzy, które napłynęły mi do oczu i oparłam się o ścianę.
- Obiecuję, że tego nie zepsuję - powiedział, powoli się uspokajając. - Będziesz mi kibicować? - położył ręce po obu stronach mojej głowy.
- Wiesz, jeśli twoja gra jest lepsza niż twoje związki, to jasne - puściłam mu oko, co wywołało u niego śmiech.
- Możesz być pewna, że cię zaskoczę.
- Cóż, więc mam nadzieję, że w pozytywnym znaczeniu tego słowa - zwinnie wywinęłam się z jego ,,pułapki" i machając mu, wyszłam z łazienki. W drodze na lunch myślałam o tym, co się właśnie stało i czy dobrze to rozegrałam. I niestety, ale nie. Pokłóciliśmy się już dwa razy, przez niego musimy siedzieć przez dwa tygodnie w kozie i muszę okłamywać mamę. Powinnam go zignorować, ale nie potrafiłam. I wkrótce miałam się przekonać czy tego pożałuję czy może jednak nie. Ale coś czułam, że jeszcze mnie zaskoczy.

Nowe JutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz