Rozdział 24

251 10 0
                                    

Wróciłam od dziadka po południu i nie miałam na nic siły. Zaczynam się naprawdę o niego martwić. Był dzisiaj jakiś rozkojarzony, a do tego blady jak ściana. Oczywiście, przekonywał, że wszystko w porządku, ale jednak. Muszę koniecznie porozmawiać z babcią o stanie jego zdrowia, bo od niego na pewno się niczego nie dowiem.
- Co tam? - zagadnął Tony, który aktualnie zajmował kanapę w salonie, jedząc popcorn i oglądając jakiś film.
- Jestem zmęczona. A w ogóle to gdzie są wszyscy? - spytałam, po czym bez żadnego zastanowienia dosłownie rzuciłam się na miejsce obok blondyna.
- Luke i Isabelle pojechali po zakupy, a Amy stwierdziła, że nie będzie się nudziła w domu i poszła na noc do jakiejś Paige - odpowiedział i podniósł moją głowę i położył ją sobie na kolanach, na co uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. - Jutro o 18 mam lot do Londynu - powiedział ostrożnie, oczekując na moją reakcję. I co ja miałam zrobić? Powiedzieć, żeby został, bo naprawdę jego obecność mi pomaga? Przecież w Londynie ma swoje życie, znajomych, przyjaciół, no i oczywiście rodzinę, która oczekuje go na święta.
- Ale odwiedzisz mnie jeszcze, prawda? - westchnęłam i wpatrywałam się w jego twarz, na której formował się lekki uśmiech.
- No jasne. Wiesz, bo już za niedługo jest rocznica śmierci Megan... - zaczął po chwili ciszy smutnym głosem.
- Tak, 16 lutego. Przylecę, będę mieć akurat przerwę zimową - zapewniłam go, wiedząc do czego zmierza. Żal ścisnął moje serce, a do oczu napłynęły łzy. - Idę się przejść - podniosłam się z wygodnej kanapy i nawet nie spoglądając na chłopaka, na którego twarzy na pewno maluje się ból i smutek, ubrałam się i wyszłam. Nie wybiegł za mną, ani za mną nie krzyknął. Wiedział, że potrzebuję ochłonąć i to wszystko przemyśleć. Wszystko od początku i od nowa, po raz kolejny. Myślałam, że pogodziłam się ze śmiercią Megan, szczególnie po tym liście, ale to chyba jest niemożliwe. Jak można pogodzić się z odejściem kogoś, kogo się kochało? Czuję jakby to było wczoraj, kiedy razem siedziałyśmy w naszej ulubionej kawiarni i popijałyśmy czekoladę z wszystkimi możliwymi dodatkami grożącymi przesłodzeniem. Rozmawiałyśmy o nadchodzących świętach i jakie prezenty planujemy kupić naszym bliskim. Później jednak przypatrywałyśmy się ludziom mijającym kawiarnię i przypisywałyśmy im historię ich życia, które razem układałyśmy. Jej śmiech odbijał się w mojej głowie, a szczęśliwa twarz widniała przed oczami ilekroć je przymykałam. To wszystko nie tak miało wyglądać! Miałyśmy przeprowadzić się tu OBIE jako świeżo przyjęte studentki! Miałyśmy być tu WE DWIE! A jestem TYLKO JA! To już prawie rok od kiedy nie ma MEG I VEE, a jest tylko VEE. Bez Megan wspierającej mnie na każdym kroku i rozśmieszającej mnie na każdym kroku. Kiedy tracisz osobę, którą kochasz, tracisz również bezpowrotnie cząstkę siebie i nikt nigdy nie będzie w stanie jej zastąpić. Nigdy. Na pogrzebie Meg spytałam dziadka dlaczego dobrzy ludzie umierają. Gdy to usłyszał, uśmiechnął się smutno i starał się otrzeć moje łzy. Spytał mnie wtedy: - A gdy jesteś w ogrodzie, jakie kwiaty zbierasz? Bez chwili zastanowienia odpowiedziałam, że te najpiękniejsze. Usłyszałam tylko jedno słowo wypowiedziane jego kojącym głosem: Właśnie. Śmierć jest zbyt trudna i okrutna, żeby mówić o niej spokojnie, bez żadnych emocji. Wróciłam do domu po jakiejś godzinie, gdy naprawdę bardzo zmarzłam. Tony nadal siedział w salonie, ale tym razem nie był sam. Obok niego siedział uśmiechnięty Matthew. Na jego widok moją twarz mimowolnie rozjaśnił delikatny uśmiech. Rozmawiał o czymś zawzięcie z blondynem i zauważył mnie dopiero wtedy, kiedy chrząknęłam znacząco.
- Jesteś już - uśmiechnął się i wstał, podchodząc do mnie. Złożył krótki pocałunek na moich ustach, a ja czułam na sobie uważne spojrzenie Tony'ego.
- Dawno przyjechałeś? - spytałam, skanując go wzrokiem. Na sobie miał zwykłe czarne dżinsy i białą bluzkę z długim rękawem, która opinała jego mięśnie.
- Jakieś pół godziny temu. Płakałaś? - spytał, zmieniając głos na nieco zmartwiony. Blondyn również spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a ja posłałam mu lekki uśmiech.
- Jest dobrze - bez chwili namysłu wtuliłam się w tors chłopaka, a ciepło, które z niego biło dawało mi spokój i bezpieczeństwo. Owinął swoje ręce wokół mnie i przycisnął bliżej siebie. Zaczęłam się zastanawiać jak, w tak krótkim czasie z aroganckiego dupka, zmienił się w kochanego chłopaka. I wtedy doszło do mnie, że tak naprawdę on się wcale nie zmienił. On po prostu taki był, tylko zakrywał to wszystko pod tą arogancką i bezuczuciową maską. Odsunęłam się od niego i wzięłam go za rękę, prowadząc do swojego pokoju.
- Tylko dzieci nie zróbcie! - krzyknął za nami rozbawiony Tony, na co w ostatniej chwili pokazałam mu środkowy palec. Matt zaśmiał się i mruknął coś pod nosem, ale niestety nie dosłyszałam co. Położyłam się na łóżko i przymknęłam oczy. Poczułam jak materac ugina się pod ciężarem bruneta, a on sam kładzie się obok mnie.
- O czym myślisz? - spytał po długiej chwili ciszy. Matt wziął moją rękę i zaczął bawić się moimi palcami.
- Sama nie wiem. Tyle się ostatnio wydarzyło, że powoli nie nadążam za tym wszystkim - mruknęłam i przekręciłam głowę tak, by móc spojrzeć w jego brązowe, prawie czarne oczy. Położył swoją rękę nad moją głową, dając mi tym samym znak, żebym się na niej położyła i przytuliła do jego boku. Wolną ręką bawił się moimi włosami, a na twarzy gościł lekki uśmiech.
- A co się wydarzyło? - nie spuszczał ze mnie swojego badawczego spojrzenia. Wspaniale było z nim tak leżeć i po prostu rozmawiać.
- Ojciec, Luke, Tony, Emily, Miranda, chłopcy, ty - posłałam mu znaczące spojrzenie, za co zostałam obdarowana dumnym siebie uśmiechem. - A teraz jeszcze dziadek - westchnęłam i wtuliłam się w niego bardziej. Milczał przez jakiś czas, nadal bawiąc się moimi włosami, co naprawdę mnie odprężało.
- Opowiesz mi o swojej przyjaciółce? Megan, tak? - spojrzałam na niego zaskoczona.
- Dlaczego chcesz o niej wiedzieć?
- Bo wiem, że była dla ciebie ważna, a ty jesteś ważna dla mnie. Po prostu chcę wiedzieć - wzruszył ramionami, nawet nie zdając sprawy, że moje serce przyspieszyło swoje bicie na jego słowa.
- Poznałam się z Megan, kiedy miałam 6 lat. Chodziłyśmy do tego samego przedszkola i do tej samej grupy. Tak naprawdę od początku się razem nie bawiłyśmy - uśmiechnęłam się mimowolnie na to wspomnienie, a widząc to Matthew też się uśmiechnął. - Któregoś dnia bawiłam się z Aną. Niestety była wyśmiewana przez niektóre dzieciaki, bo była biedna, ale mi to nie przeszkadzało. Przecież to nie stan konta świadczy o człowieku. I kiedy Artur znowu zaczynał z niej szydzić, nie wytrzymałam i kopnęłam go prosto w piszczel - poczułam jak klatka piersiowa Matt'a trzęsie się pod wpływem śmiechu.
- A powiem ci, że masz niezłego kopa. Osobiście się o tym przekonałem - przypomniałam sobie sytuację, kiedy kopnęłam go w krocze.
- Zasłużyłeś sobie. W każdym razie po tym jak pani przy wszystkich dała wywód i mnie i Arturowi o tym, że nie można się bić i kogoś przezywać, podeszła do mnie Megan. Powiedziała wtedy zwykłe ,,cześć" i zaczęła się z nami bawić. Od tego momentu stałyśmy się nierozłączne. Przebywałyśmy u siebie w domach cały czas. Jej rodzice są wykładowcami na uniwersytecie i zawsze opowiadali ciekawe rzeczy. Uwielbiałyśmy ich słuchać - przerwałam na chwilę, żeby przełknąć gulę w gardle. - Byłyśmy jak siostry. Chodziłyśmy w swoich ciuchach, używałyśmy swoich rzeczy - no i nie wytrzymałam. Łzy same zaczęły lecieć po moich policzkach. Matt widząc to, złożył pocałunek na jednym i drugim policzku. - Kiedy odszedł mój ojciec, to ona była przy mnie cały czas. Słuchała moich żalów, skarg, obelg skierowanych w stronę ojca, przynosiła stos chusteczek i ze spokojem mnie przytulała, kiedy wypłakiwałam się w jej ramiona. A potem dowiedziałyśmy się, że Tony jest chory. Nie pamiętam niestety kiedy, Megan się ode mnie odsunęła. To nie było z dnia na dzień. Wmawiałam sobie, że to mi się wydaje, że po prostu musi być z bratem. I faktycznie musiała, ale jednocześnie nakłaniała rodziców, żeby zgodzili się, by to ona była dla niego dawcą. Nie miałam o tym pojęcia. Niczego nie wiedziałam. Dowiedziałam się tego samego dnia, w którym szła na operację. Powiedziała wtedy tylko ,,cześć" z lekkim uśmiechem - rozpłakałam się na dobre, a Matt próbował scałowywać moje łzy. - Tego dnia, kiedy ty organizowałeś swoją imprezę, państwo Willows przylecieli na tydzień do Nowego Jorku. Pani Monic weszła do pokoju Meg i znalazła w szufladzie list dla mnie, dla Tony'ego i dla niej i jej męża. To był dla niej duży krok, bo nawet nie zaglądała do tego pokoju. Ja ją rozumiem. Ja też nie byłam w jej pokoju od jej śmierci. Nie dałam rady. W tym liście wyjaśniła mi wszystko i w końcu ją zrozumiałam. Wcześniej miałam do niej żal, że mnie zostawiła, ale teraz już wiem, że zrobiła coś wspaniałego. Tak bardzo za nią tęsknie - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i wypłakiwałam się w jego ramiona. Matt usiadł, opierając się o bezgłowie łóżka i wciągnął mnie na swoje kolana. Głaskał delikatnie po włosach i plecach i szeptał uspokajające słowa.
- Tak mi przykro kochanie. Gdybym tylko wiedział, że wtedy... - zaczął, ale przerwałam mu, kręcąc głową.
- To nic. Wiesz, teraz się cieszę, że byłeś takim upartym dupkiem - zaśmiałam się przez łzy, a chłopak mi zawtórował.
- Ja też - mruknął i jednym zwinnym ruchem przewrócił mnie na plecy, a sam wisiał nade mną, opierając łokcie koło mojej głowy. Wstrzymałam oddech, kiedy jego głowa znalazła się bardzo blisko mojej. - Jesteś piękna, niezwykła, cudowna i dobra. Czym sobie zasłużyłem, że cię mam? - spytał szeptem, przenosząc wzrok to z moich ust, to z oczu. Wpiłam się w jego usta, a ręce umiejscowiłam w jego puszystych włosach. Mruknął przeciągle, kiedy lekko za nie pociągnęłam. Pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz bardziej gwałtowniejszy i chaotyczny. Matt oderwał usta od moich i zaczął schodzić pocałunkami po mojej szczęce do szyi. Poczułam lekkie pieczenie, ale zaraz złagodził je język bruneta. Westchnęłam, bo to cholerstwo było przyjemne. I to bardzo - Teraz wszyscy będą wiedzieć, że jesteś tylko moja. - Jednak Matt'owi nie starczyła jedna malinka i zajął się następną. Moje ręce powędrowały do zakończenia jego koszulki, którą próbowałam zdjąć. Nie mam pojęcia co we mnie wstąpiło, ale nie chciałam tego przerywać. Matt zrozumiał o co mi chodzi, więc na chwilę oderwał się od moje szyi i pomógł mi zdjąć jego koszulkę, która poleciała gdzieś na podłogę. Uśmiechnęłam się, kiedy skanowałem jego umięśniony brzuch. Przyłożyłam swoje palce i obrysowywałam każdą kratkę znajdującą się na jego klatce. Dostrzegłam też kilka tatuaży, które aż kusiły, by je dotknąć. Brunet uśmiechnął się łobuzersko, widząc, że podoba mi się to, co widzę. Kolejny raz przylgnął do moich ust, a nasze języki zaczęły toczyć małą wojnę, którą to właśnie on wygrywał.
- Venus, cho... - usłyszeliśmy otwieranie drzwi, a w pokoju pojawił się Luke. Natychmiast oderwałam się od Matt'a i przeniosłam na niego zaskoczone spojrzenie. Brunet jednak nie czuł zażenowania tak samo jak jak, tylko powstrzymywał się od wybuchu śmiechu. Natomiast zarówno ja i Luke byliśmy nieco zażenowani. Na moje policzki wkradły się rumieńce, a w pokoju zrobiło się bardzo gorąco. - Ja, przepraszam, powinienem zapukać. Mama woła na kolację - powiedział speszony, po czym szybko opuścił mój pokój. Matt nie wytrzymał i zaczął się śmiać, a ja myślałam, że go tam uduszę na miejscu.
- Matko, jaki wstyd! - jęknęłam i opadłam z powrotem na poduszki, przysłaniając rękoma twarz.
- Przesadzasz, księżniczko - mruknął rozbawiony i wstał, pewnie, żeby założyć koszulkę.
- Jak ja mu teraz spojrzę w twarz? - spytałam, patrząc na jego poczynania.
- Mógł wejść w innej sytuacji, na przykład kiedy bylibyśmy nadzy - posłał figlarny uśmieszek i mrugnął. Wstałam i spojrzałam w lustro. Miałam rozczochrane włosy, a na szyi widniały trzy dorodne malinki, które z całą pewnością nie zejdą przez conajmniej tydzień.
- I co ja mam z tym zrobić? - spojrzałam na jego odbicie z wyrzutem, ale lekki uśmiech krył mi się na ustach. Matt podszedł do mnie i oplótł swoimi rękoma, przez co oparłam się o jego tors.
- Nic. To znak, że jesteś nietykalna. No chyba, że przeze mnie - złożył po jednym pocałunku na każdej malince, a potem na policzku.
- Jaskiniowiec - rzuciłam rozbawiona.
- Może i tak, ale za to cały twój - uśmiechnęłam się do niego.
- Dobra, chodź na kolację. Mam nadzieję, że mama mnie nie zabije - westchnęłam i zeszliśmy na dół, ale uprzednio poprawiłam trochę swoje włosy.
- Dobry wieczór - przywitał się z moją mamą. Kobieta widząc go, uśmiechnęła się zaskoczona.
- Cześć Matthew. Fajnie cię znowu widzieć. Twoja robota? - spytała, wskazując na te trzy malinki. A myślałam, że nie zauważy. Zaśmiał się i kiwnął głową. O dziwo mama nie była zła, a wręcz przeciwnie, uśmiechała się do mnie znacząco. Natomiast Luke nadal był chyba trochę zażenowany. Przynajmniej nie tylko ja tak się czułam.
- A tobie Vee, co się stało? - rzucił rozbawiony Tony, wchodząc do kuchni. Posłałam mu gromiące spojrzenie i usiadłam do stołu.
- Nic takiego - mruknęłam, a wszyscy zachichotali.
- A więc Matthew, spotykasz się z naszą córką...- zaczęła mama, kiedy jedliśmy przepyszną potrawkę z kurczaka. Westchnęłam cicho. Ta rozmowa nie idzie w dobrym kierunku. Oj nie.
- Tak - odpowiedział dumny i wziął mnie za rękę, którą trzymałam na moim kolanie i lekko ją ścisnął.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że jeśli ją skrzywdzisz, to ja skrzywdzę cię równie mocno, a może i nawet bardziej? - spytała nadal z uśmiechem, ale w jej głosie słychać było ostrzeżenie. Na te słowa zachłysnęłam się, a Tony podał mi szklankę wody, rzucając rozbawione spojrzenia.
- Oczywiście, ja też - dodał Luke i puścił mi oko. Chyba już mu przeszło.
- Ode mnie już to słyszałeś - zaśmiał się Tony, ale w jego oczach czaiła się powaga. Matthew spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem i czymś w oczach, co sprawiło, że odpowiedziałam mu tym samym.
- Nie zamierzam jej skrzywdzić, a jeśli to zrobię, to osobiście tutaj przyjdę - nie mówił tego ani do Tony'ego, ani do Luke'a, ani nawet do mamy. Mówił do mnie, pocierając swoim kciukiem moje knykcie. Mama uśmiechnęła się usatysfakcjonowana. Reszta kolacji minęła na rozmawianiu o szkole i pracy.
- Dziękuję za kolację. Była naprawdę pyszna, ale już muszę iść - powiedział nagle Matt, kiedy wszyscy siedzieliśmy w salonie i zajadaliśmy się szarlotką z lodami.
- No skoro tak - mama wstała i poszła do kuchni. Po chwili wróciła z pudełkiem i podała go brunetowi. - To dla ciebie i Mirandy - mrugnęła i usiadła koło Luke'a.
- Naprawdę nie trzeba, ale dziękuję. Dobranoc - uśmiechnął się do nich po raz ostatni i razem ze mną udał się do przedpokoju.
- Szkoda, że już idziesz. Tony wylatuje jutro do Londynu. Wpadniesz do nas? - spytałam, opierając się o ścianę.
- Jasne księżniczko. Dla ciebie wszystko - pogłaskał mnie po policzku, a potem złożył długi i czuły pocałunek na moich ustach. - Dobranoc słońce - cmoknął mnie po raz ostatni i wyszedł z domu.
- Kochanie pomożesz mi pozmywać? - spytała mama i zebrała brudne talerzyki.
- Jasne - podeszłam i wzięłam w ręce ścierkę, żeby móc wycierać umyte naczynia.
- Powiedz mi córeczko, kochasz go? - spytała mama, podając mi talerz. Spojrzałam na nią lekko zaskoczona. Tak myślałam, że jest jakiś haczyk w tym całym zmywaniu. Przecież mamy zmywarkę.
- Nie wiem mamo. Znaczy, zależy mi na nim i się w nim zakochuję, ale czy już go kocham? Nie mam pojęcia - westchnęłam i wytarłam następny talerz.
- Powiem ci coś. Ten chłopak wzbudził we mnie sympatię od samego początku, od naszego pierwszego spotkania. Wydał mi się taki szczery. Widziałam też jak na ciebie dzisiaj patrzył. Myślę, że ten chłopak cię kocha. Może jeszcze o tym nie wie, ale tak jest - obdarzyła mnie swoim ciepłym uśmiechem i kontynuowała zmywanie. - Ale powiem ci, że te malinki to zrobił porządne - gdy to powiedziała, jedyne na co miałam ochotę, to zapaść się pod ziemię.
- Myślałam, że będziesz zła albo coś - mruknęłam zawstydzona, a kobieta się zaśmiała.
- Przestań skarbie. Też byłam młoda i wiem, co się w takich sytuacjach robi. Bądź tylko ostrożna, bardzo proszę. Jeszcze nie jestem gotowa na bycie babcią.
- Mamo! - jęknęłam zażenowana i schowałam zaczerwienioną twarz w ręce.
- No co? Tylko ostrzegam - powiedziała rozbawiona. Dalej rozmawiałyśmy o balu i innych bzdetach. Byłam prawdziwą szczęściarą, że miałam taką mamę. Mogłam z nią porozmawiać o wszystkim i w stu procentach jej ufałam.
***
Mruknęłam cicho, kiedy poczułam na twarzy delikatne pocałunki. Zaraz, zaraz, pocałunki?! Otworzyłam gwałtownie oczy i ujrzałam inne, prawie czarne. Matthew.
- Dzień dobry - mruknął z uśmiechem i cmoknął w usta.
- Dzień dobry? A co ty tutaj robisz z samego rana? - spytałam i się przeciągnęłam.
- Kochana jest już 11. To nie rano - usłyszałam rozbawiony głos Em i spojrzałam na nią zaskoczona. Siedziała na podłodze razem z Mirandą i Tony'm.
- Hej? - byłam nadal zaspana i nie wiedziałam co tutaj się dzieje.
- Przyszliśmy pożegnać się z Tony'm - wyjaśniła mi Miranda na niezadane jeszcze przeze mnie pytanie. Och, dzisiaj Tony wraca do Londynu. Cholera.
- Dlaczego mnie nie obudziliście i gdzie w ogóle jest reszta? - posłałam pytające spojrzenie blondynowi i wstałam z kanapy.
- Nie wiem. Pożegnali się ze mną i powiedzieli, że wrócą po 20. Chcieli dać nam trochę czasu - wzruszył ramionami i wepchnął w siebie ciastko. Kiwnęłam głową i wyskoczyłam z kołdry.
- Zaraz wracam - rzuciłam im przez ramię, kiedy pokonywałam schody. Zabrałam z garderoby czarne dżinsy i tego samego koloru sweter i oczywiście bieliznę i weszłam do łazienki. Ogarnięcie się zajęło mi 15 minut. Gdy zeszłam na dół, kanapa była złożona, a w kuchni czekał na mnie talerz z kanapkami i kubek z kawą.
- To co robimy? - spytałam i zabierając po drodze moje śniadanie, usiadłam koło Matt'a. Uśmiechnął się do mnie i przerzucił swoją rękę na moje ramię.
- Aww, jak słodko - dobiegł mnie głos Em i zwróciłam się w jej stronę.
- A ty czemu się nie odzywałaś? - rzuciłam jej oskarżycielskie spojrzenie i upiłam łyk kawy.
- Dziewczyno, nie mam pojęcia co było w tym ponczu, ale dawno nie miałam takiego kaca. Poza tym, miałam doskonałą opiekę - powiedziała zadowolona, a Matt zaśmiał się, chowając twarz w moje włosy.
- A propos, gdzie jest Zack? - spytała Miranda, odrywając się od rozmowy z Tony'm.
- Zaraz powinien być - odpowiedział jej mój chłopak i zaraz rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Jestem, wasze życie od tego momentu stało się lepsze! - krzyknął z korytarza i chwilę później zjawił się przed nami w salonie.
- Słaby tekst, Carter - prychnęła Emily, kładąc swoją głowę na moich kolanach.
- Lepszy niż twoje, Willstone - odparł i puścił jej oko, po czym przywitał się z wszystkimi przytulasem. Dokończyłam w spokoju swoje śniadanie i odniosłam talerz do kuchni, a zaraz za mną zjawił się Tony.
- Będę za wami tęsknił, wiesz? Cieszę się, że masz takich przyjaciół Vee - uśmiechnął się lekko, opierając się o blat.
- Ja też. Musisz już lecieć, prawda? - spytałam, choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że musi.
- Muszę, ale zobaczymy się za niedługo, tak?
- Tak. Dobra, chodź do nich, bo jeszcze coś sobie zrobią - zaśmiałam się, kiedy Em i Zack o czymś bardzo głośno dyskutowali.
- Wszystko okey? - szepnął Matt, kiedy usiadłam na swoje poprzednie miejsce.
- Jasne - mruknęłam i wtuliłam się w jego bok.
- A w ogóle to jak macie zamiar spędzić te święta? - spytał Zack, kończąc tym samym dyskusję z moją przyjaciółką.
- W piątek jadę z rodzicami do dziadków - powiedziała Em.
- Tak jak zwykle, z rodzicami i dziadkami - uśmiechnął się Tony, spoglądając w moją stronę. Święta w rodzinie Willows należą do najbardziej wesołych. Wszyscy śpiewają, tańczą, jest góra jedzenia i prezentów. Znaczy było, bo po odejściu Meg wszystko się zmieniło.
- Ja mam zamiar spać i jeść - oznajmił Zack, co wywołało śmiech.
- My pewnie będziemy siedzieć w domu - wzruszyła ramionami Miranda i spojrzała ze smutkiem w oczach na Matt'a. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Jak to?
- Su spędza te święta z rodzicami John'a, jej męża. Rodzice jadą na przyjęcie firmowe gdzieś do Francji - wyjaśnił chłopak, wzruszając ramionami.
- No chyba sobie żartujesz! Nawet nie ma takiej opcji, żebyście siedzieli sami w święta - zaprotestowałam, patrząc uważnie na tę dwójkę.
- Vee, nie pierwszy, nie ostatni raz - zapewniła mnie Miranda, ale ja nie chciałam tego słuchać.
- Spędzicie te święta z nami i nawet ze mną nie dyskutuj Matthew - powiedziałam z powagą w głosie.
- Księżniczko, nie możemy. Ten czas spędzasz ze swoją rodziną... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Właśnie, Miranda jest moją przyjaciółką, a ty jesteś moim chłopakiem. To już postawione - uśmiechnęłam się zwycięsko i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach.
- Jesteś niemożliwa - westchnął zrezygnowany Matt, ale z lekkim uśmiechem na ustach.
- Tak, ale to uwielbiasz - zapewniłam i ponownie się w niego wtuliłam.
- No, stary. Tyle razy próbowałem namówić was, żebyście przyszli do mnie, ale ty za każdym razem odmawiałeś. I pomysleć tylko, że to dziewczyna cię do czegoś przekonała - Zack pokręcił rozbawiony głową, na co Matt pokazał mu środkowy palec.
- Dziękuję, jesteś najlepsza - wyszeptał do mojego ucha, dotykając ustami jego płatki, przez co przez mój kręgosłup przeszedł przyjemny dreszcz. Resztę czasu spędziliśmy na rozmowach i żartach. Tony bardzo dobrze dogadywał się z moimi przyjaciółmi i bardzo się z tego cieszyłam. Żałowałam tylko, że nie było tutaj Sam'a, Max'a i Mike'a, ale oni niestety nie mogli przyjechać. Kiedy nadszedł czas, żeby się zbierać, byłam coraz bardziej smutna. Przez te kilkanaście dni bardzo się do siebie z Tony'm zbliżyliśmy i będzie mi strasznie przykro, że już go tu nie będzie. Na lotnisku było mnóstwo ludzi i z trudem przepychaliśmy się w odpowiednie miejsce. Najpierw pożegnali się z blondynem Zack, Miranda i Em. Tony trochę przydługo żegnał się z Matt'em, rzucając mi coraz spojrzenia znad jego ramienia. Kiedy przyszedł czas na mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Wiem, że za niedługo się zobaczymy, ale jednak.
- No chodź tutaj - blondyn rozłożył ręce, a ja bez chwili zastanowienia się w niego wtuliłam. - Megi byłaby z ciebie dumna - wyszeptał, a ja czułam jak łzy napływają mi do oczu. Nie mogę się rozpłakać, po prostu nie! - Obiecuję, że będę pisał i dzwonił. I spotkamy się za niedługo, tak? - kiwnęłam głową i z całej siły powstrzymywałam płacz.
- Uważaj na siebie, błagam - oderwałam się od jego klatki i wpatrywałam się w oczy.
- A! Mam coś dla ciebie! - przypomniał sobie i zaczął szukać czegoś w kieszeniach walizki. - Potraktuj to jako prezent na święta - powiedział i wręczył mi małe zawiniątko. Odwinęłam ostrożnie papier i już nie potrafiłam powstrzymać płaczu. Płakałam i jednocześnie się śmiałam, kiedy zobaczyłam, że w środku jest ramka ze zdjęciem. Tyle, że to nie była zwykła ramka, ani zwykłe zdjęcie. Tony musiał wziąć to z pokoju Meg. Zrobiłam tą ramkę dla niej jako prezent świąteczny. Zrobiłam ją z puzzli z naszych ulubionych bajek. Zdjęcie natomiast, przedstawiało mnie i Megan, kiedy byłyśmy całe ubrudzone mąką, jajkami i cynamonem. To zdjęcie zrobiła nam pani Monic, kiedy razem piekłyśmy świąteczne pierniczki. Byłyśmy na niej roześmiane i przytulałyśmy się do siebie.
- Dziękuję - zaszlochałam i przytuliłam zdjęcie do siebie.
- Do zobaczenia, Vee - złożył pocałunek na moim czole i ostatni raz nam machając, poszedł na odprawę. Stałam w miejscu i patrzyłam na jego znikającą sylwetkę z cieknącymi łzami i przyciśniętym prezentem do serca.
- Księżniczko...- usłyszałam kojący głos Matt'a i się w niego wtuliłam. Pokazałam mu zdjęcie, a on nic nie mówiąc, po prostu przytulił mnie mocniej. Zack stwierdził, że zawiezie dziewczyny do domów i da nam chwilę spokoju, za co byłam mu wdzięczna. Droga powrotna minęła nam w ciszy, a jedyne co robiłam, to patrzenie na to zdjęcie. Matt również nic nie mówił, chcąc dać mi trochę spokoju. Trzymał więc mnie tylko za rękę, ale to dla mnie wystarczyło. W domu nie były nikogo, bo światła nadal były zgaszone.
- Przepraszam, ale już pójdę - mruknęłam i chciałam wyjsć z samochodu.
- Myślę, że teraz nie potrzebujesz samotności, a wręcz przeciwnie. Chcę ci pomóc - zapewnił mnie chłopak i wyszedł z auta, a ja za nim. Chyba miał rację. Potrzebuję przytulenia. Zmieniłam pościel na nową i szybko weszłam pod prysznic, po czym założyłam jego koszulkę, którą kiedyś mi dał i wyszłam z łazienki. Matt przeskanował mnie uważnie wzrokiem.
- Wyglądasz cholernie seksownie w mojej koszulce - mruknął niskim głosem, kiedy wstał z łóżka i podszedł bardzo blisko mnie. Wstrzymałam oddech i czekałam na jego ruch. Gwałtowność z jaką mnie pocałował była mi dotąd nieznana. Kiedy oderwał się ode mnie, by nabrać powietrza, przygryzł moją dolną wargę. - Tak cholernie seksownie - dodał i wyminął mnie, ukrywając się w łazience. Stałam chwilę oniemiała, a kiedy się wyrwałam z tego letargu, położyłam się do łóżka. Nie miałam już na nic siły i mimo, że tak naprawdę nie zrobiłam dzisiaj nic takiego i było koło 19 miałam ochotę położyć się spać. Po jakimś czasie z łazienki wyszedł brunet i o mamo, ale był w samych bokserkach. Rzucił mi uśmieszek i położył się obok mnie. Ułożyłam się na jego klatce, która unosiła się miarowo z każdym jego oddechem. Delikatnie masował moje plecy, kreśląc na nich jakieś wzorki.
- Dobranoc - ziewnęłam i cmoknęłam go w usta.
- Słodkich snów - odpowiedział, nie przerywając swojej czynności.
Prawie już spałam, kiedy Matt powiedział: - Zrobię wszystko, żeby cię nie stracić księżniczko. Wszystko - moje serce zabiło mocniej, a ciepło rozlało się po całym ciele. Pewnie myślał, że już śpię. Był tak bardzo pewny wypowiadanych słów, że to aż zadziwiało. Jednak zmęczenie zwyciężyło i już po chwili spałam w ramionach, które były dla mnie oazą spokoju i bezpieczeństwa.
***
Hejka! Nawet nie wiecie, jak bardzo podoba mi się ten rozdział. Mam nadzieję, że wam również. A tymczasem dziękuję za wszystkie wyświetlenia i życzę wam miłej nocy. Do zobaczenia miśki! 🐻😘

Irenaaa❤️

Nowe JutroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz