Patrzyłam przez okno, podziwiając przedświąteczną krzątaninę. Czekałam w kawiarni Sweet Cafe na ojca. Przyznaję się, boję się, że to spotkanie okaże się totalną katastrofą, podobnie jak to poprzednie. Nie byłam pewna czy dobrze robię, dzwoniąc do niego i prosząc o to spotkanie. Słyszałam w jego głosie zaskoczenie, bo w końcu to ja go prosiłam o spotkanie, a nie jak do tej pory on. Stwierdziłam, że od początku do końca go wysłucham, a dopiero wtedy, powiem co o nim myślę.
- Venus - usłyszałam obok siebie jego szorstki głos, więc się odwróciłam. Jednak tym razem nie był sam. Przy jego boku stała wysoka, bardzo szczupła kobieta z burzą blond loków. Na sobie miała dopasowaną, niebieską sukienkę z dosyć dużym dekoltem. Makijaż był idealnie wykonany, a paznokcie w nienagannym stanie. Była pewnie z 15 lat młodsza od ojca. Rany, co za bydlak!
- Miło mi ciebie w końcu poznać. Tyle o tobie słyszałam - zrobiła krok w moją stronę. Mężczyzna obok wydawał się nieco niepewny i z całą pewnością był niespokojny. Nie odwzajemniłam jej idealnego uśmiechu. Mogłabym dać dobie rękę uciąć, że jest modelką. Jej styl, sposób uśmiechania się, poruszania i wyrafinowanie w jej głosie doskonale o tym świadczyły.
- To zabawne, bo ja o pani w ogóle - nie patrzyłam na nią, lecz na ojca. - I z tego co pamiętam, to z ojcem się umawiałam - zabrała zmieszana dłoń, której nie uścisnęłam i zajęła miejsce naprzeciwko mnie.
- Bianca bardzo chciała cię poznać - powiedział, jakby to miało cokolwiek wyjaśnić.
- Nieważne - przerwałam mu gestem ręki. - Zadzwoniłam, żeby dowiedzieć się wszystkiego od początku do końca.
- Co przez to rozumiesz? - spytał, zawieszając swoją czarną marynarkę na krześle. Przewróciłam zirytowana oczami i posłałam mu wymowne spojrzenie.
- Mam na myśli to, dlaczego nękałeś mnie telefonami - oboje wymienili między sobą spojrzenia, po czym mężczyzna westchnął dramatycznie.
- Chciałem ci wyjaśnić dlaczego was zostawiłem - wziął Biancę za rękę i lekko ją ścisnął. Nie odezwałam się, czekając na kontynuację jego monologu. - Zakochałem się - posłał uśmiech kobiecie, a ja miałam ochotę prychnąć, ale się powstrzymałam.
- Ta, 20 lat temu w mamie - no i nie wytrzymałam. Ojciec spojrzał na mnie karcąco, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia.
- Z Biancą to jest co innego.
- Ona jest pewnie niewiele starsza ode mnie! - wyrzuciłam, wskazując na nią ręką. Chyba chciała coś powiedzieć, ale on jej to uniemożliwił.
- Venus, okaż Biance chociaż odrobinę szacunku - mruknął z ostrzegawczą nutką w głosie. - Dusiłem się z Isabelle, zrozum - prychnęłam i miałam ogromną ochotę stamtąd jak najszybciej wyjsć.
- To musiało być dla ciebie straszne, co? - zakpiłam. Kobieta siedziała cicho, ale miała ochotę się wtrącić, widziałam to. - A dlaczego to do mnie dzwonisz, a nie do mamy? - spytałam wyzywająco.
- Chciałem najpierw zobaczyć się z Amandą, ale Filip mi to uniemożliwił. No, a potem zderzyłem się z tobą. Wyrosłaś na piękną kobietę - co za idiota. Wiem, to mój ojciec i mimo wszystkiego, co nam zrobił, powinnam go obdarzyć chociaż w małym stopniu szacunkiem. Jednak ja tak nie potrafiłam. Nie zasłużył na nasz szacunek. - Nie kontaktowałem się z Isabelle, bo stwierdziłem, znaczy stwierdziliśmy, - spojrzał na chrząkającą znacząco kobietę - że zrobię to, jak tylko w spokoju wyjaśnię całą sytuację z tobą - to niewiarygodne, że mój ojciec jest taką skończoną świnią! - Wiedziałem, że nie powiesz mamie.
- Ostatnio mówiłeś, że była u ciebie Megan. Po co? - spytałam po naprawdę długiej ciszy.
- Żeby uzmysłowić mi jakim byłem idiotą i jak bardzo się to na was odbiło - westchnął i zaczesał włosy do tyłu.
- To było niemalże dwa lata temu i dopiero teraz się zjawisz? Masz tupet - prychnęłam, na co ojciec się cały spiął.
- Andre chciał dać ci trochę czasu - wtrąciła się Bianca spokojnym głosem.
- Nie z tobą rozmawiam - rzuciłam do niej, nie odrywając wzroku od postawy ojca. Chciałam zapamiętać jak najwięcej szczegółów, bo za niedługo stracimy kontakt już na zawsze, a przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Pobieramy się i czy chcesz czy nie, masz odnosić się do niej z należytym szacunkiem - zagrzmiał srogo. Zerknęłam na dłonie kobiety i faktycznie, na palcu lśnił drogi pierścionek zaręczynowy.
- Gratuluję. Mam wam dać za to jakiś prezent czy jak? Posłuchaj mnie uważnie. Zniknij z naszego życia i zacznij sobie z Biancą. Żadnych dzieci z poprzedniego małżeństwa, żadnych problemów. Trzymaj się tylko od nas z daleka, zwłaszcza od mamy. Idą święta, wróćcie do Londynu, czy gdzie tam teraz mieszkacie...
- W Sydnej - wtrąciła się Bianca, przerywając moją wypowiedź. Zgromiłam ją wzrokiem i kontynuowałam - Właśnie, w Sydnej i spędźcie je tak, jak chcecie, a najlepiej zróbcie tak z resztą życia. Nie pozwolę ci skrzywdzić mamy ponownie. Właśnie tutaj, nasze drogi się rozchodzą. Życzę szczęścia na nowej drodze życia i w ogóle - skończyłam swoją przemowę i byłam z siebie niezmiernie dumna z beznamiętnego tonu, który tak bardzo starałam się z siebie wydobyć i nie dać po sobie poznać, że to jednak boli.
- Dlaczego nie chcesz mi wybaczyć? - spytał mężczyzna, patrząc na mnie bezradnie. Zaskoczyło mnie to pytanie, ale już po chwili odzyskałam rezon.
- A dlaczego miałabym to zrobić? Nie widziałam cię od prawie 3 lat, a ty oczekujesz, że ci tak po prostu wybaczę, kiedy zjawisz się tutaj nie wiadomo skąd? Sam mi wmawiałeś, że ten świat jest bezwzględny i nie mogę być naiwna - no proszę, jakie to musi być okropne uczucie być pokonanym swoją własną bronią. Od zawsze ojciec mi wmawiał, że to nie przemoc najbardziej boli, a odpowiednio dobrane słowa wbijane raz za razem w najczulszy punkt rozmówcy. To dzięki słowom osiąga się to, co się chce.
- Venus, proszę cię - zaczęła spokojnym głosem kobieta. - Twojemu tacie naprawdę bardzo zależy na tobie i na Amandzie.
- A co ty o tym możesz wiedzieć? Widzę cię po raz pierwszy w życiu - prychnęłam i odwróciłam od nich wzrok. Naprawdę mam już dosyć tej rozmowy.
- To prawda, ale wiem o was bardzo dużo.
- Cudownie... - westchnęłam, ale nie mogłam dokończyć, bo rozdzwonił się mój telefon. - Co jest Matt?
- Hej, księżniczko - usłyszałam jego zachrypnięty głos. Pewnie niedawno wstał, ale nie ma co się dziwić, było po 10 i to do tego w niedzielę. - Masz dzisiaj jakieś plany?
- Nie, ale w tej chwili muszę dokończyć pewną rzecz - spojrzałam na osoby przede mną, które szeptały o czymś zawzięcie.
- Wszystko w porządku?
- Tak, rozmawiam z ojcem - mruknęłam niechętnie i usłyszałam jak brunet wciąga powietrze. Tak bardzo chciałam, żeby teraz przy mnie był, ale zamiast mu to powiedzieć, mruknęłam tylko: - Spokojnie, poradzę sobie. Zadzwonię później, pa! - rozłączyłam się zanim cokolwiek zdążył powiedzieć. - Przepraszam was bardzo, ale muszę już iść. Było naprawdę bardzo miło, ale na tym chyba zakończymy zacieśnianie rodzinnych więzi - wstałam i zaczęłam się ubierać. Ojciec natychmiast się podniósł.
- Venus, poczekaj. Może zjesz z nami dzisiaj obiad? - nie mam zamiaru nigdzie z nimi iść.
- Mam już plany. Najlepiej będzie, jeżeli nasze kontakty wrócą do tych, sprzed naszego spotkania na parkingu - mężczyzna posłał mi błagalny wzrok.
- Naprawdę chcę to wszystko naprawić. Proszę, daj mi szansę. Poza tym, babcia chciałaby cię w końcu zobaczyć - prychnęłam i opatuliłam się szczelniej płaszczem. Charlotta Lewis była kobietą zimną i bez serca. Nigdy w swoim życiu nie usłyszałam od niej żadnego pieszczotliwego słowa w moją stronę. Była zgorzkniała i samotna od kiedy dziadek zostawił ją po tym, jak dowiedział się, że będzie ojcem. Zawsze wyprostowana jakby połknęła kij, a jej nienaganne maniery sprawiały, że roztaczała wokoło aurę tajemniczości i wyniosłości.
- Akurat - prychnęłam i dodałam: - Wesołych Świąt - zaszczyciłam ich ostatnim spojrzeniem i nie dając im dojść do słowa, wyszłam z kawiarni. Wzięłam parę głębokich wdechów i z zamkniętymi oczami odchyliłam głowę do tyłu. Ta chwila wytchnienia jednak nie trwała długo, bo zaraz usłyszałam dzwonek telefonu.
- Co jest? - spytałam, ruszając z miejsca.
- Gdzie ty jesteś? - usłyszałam głos mamy. Przedzierałam się przez tłum przechodniów i zaspy śnieżne.
- Um, postanowiłam się przejść - wymyśliłam pierwszą lepszą wymówkę, licząc po cichu, że ona przejdzie. Nie byłam na tyle głupia, żeby mówić o ojcu. Chociaż wiem, że powinnam.
- O tej porze? - zdziwiła się kobieta, a ja usłyszałam w tle roześmiane głosy Amy i Tony'ego. Em i Miranda obudziły się przede mną i razem ze mną wyszły z domu.
- Tak, ale już wracam. Będę za jakieś pół godziny. Pa - szybko się rozłączyłam, nie dając jej dojść do głosu. Poczułam jak wyrzuty sumienia zagnieżdżają się gdzieś wewnątrz mnie i robią wszystko, żebym je zauważyła. Nie mogę powiedzieć mamie, bo nie mam pojęcia jak by zareagowała. Doskonale pamiętam noce, w których cicho płakała w sypialni. Rano, oczywiście, udawała, że wszystko jest w porządku, ale ja wiedziałam. Za każdym razem, gdy patrzyła na ojca, w jej oczach widniała miłość. Natomiast po rozwodzie, ta miłość została zastąpiona rozpaczą. Wiem, że nie było jej łatwo się podnieść, ale jestem z niej szalenie dumna, że dała radę. Starałam się ją wspierać jak tylko mogłam, a gdy odeszła Megan, to ona wspierała mnie. Od zawsze moglam powierzyć jej moje obawy i troski, a ona za każdym razem mnie słuchała i starała się za wszelką cenę mi pomóc. A co teraz robię? Ukrywam przed nią fakt, że jej były mąż jest w mieście, a ponadto nęka mnie telefonami i prosi o drugą szansę. Jestem naprawdę okropną córką. Próbowałam sobie wmawiać, że robię to dlatego, żeby ją chronić, ale prawda była taka, że starałam się chronić siebie.

CZYTASZ
Nowe Jutro
Fiksi RemajaVenus Lewis to siedemnastoletnia dziewczyna, która zostawia za sobą deszczowy Londyn pełny złych wspomnień i bólu. Nowy Jork ma być dla niej nowym, czystym rozdziałem. Czy dziewczyna, której serce zostało kilkakrotnie złamane zdoła na nowo zaufać, a...