Prolog

1.8K 117 12
                                    

# listopad, 2015 #

Słońce wisiało nisko na niebie, szykując się do zachodu. Mimo to na moim nosie spoczywały okulary, chroniąc moje oczy przed światłem. Głowa wciąż pulsowała, jednak na szczęście nie tak bardzo, jak godzinę temu, gdy nareszcie udało mi się zwlec z łóżka.

10 listopada nigdy nie był szczęśliwym dniem, głównie dlatego, że to właśnie wtedy się urodziłam. Nigdy nie urządzałam przyjęć, nie zapraszałam koleżanek, nie miałam dmuchanego zamku w ogródku ani wielkiego różowego tortu. Bliscy składali mi życzenia, dziadkowie wsuwali kilka banknotów do opakowania z czekoladą, a przyjaciółka urządzała piżama party, wciskając mi prezent zawsze o północy.

Teraz też wracałam od niej, z prezentem upchanym do plecaka i wielkim kacem. Jej rodzice byli na działce za miastem, a ona uparła się, że musimy uczcić moją słodką szesnastkę. Alkoholem. Ostatnim, czego pragnęłam, ale nie chciałam jej ranić, bo wydawała się być bardzo podekscytowana.

Na podjeździe nie było samochodu, co oznaczało, że mamy nie ma w domu. Starała się nie opuszczać go, gdy ja też tam przebywałam, ale tak szczerze, jej obecność gówno mi dawała.

Drzwi wejściowe były zamknięte, a klucza nie było w żadnej doniczce. Popatrzyłam z niechęcią na dzwonek. Ojciec zapewne śpi pijany albo pije - cokolwiek robi, nie chce, by mu w tym przeszkadzano. Ja też nie chce go spotykać, nie w tej chwili i nie z tym samopoczuciem, ale nie zabrałam swojego kompletu kluczy, więc nie widziałam innego wyjścia.

Wcisnęłam dzwonek i odczekałam pięć minut, jednak nic nie nastąpiło. Kolejna próba i kolejne rozczarowanie. Po piątym razie zaczęłam walić w drzwi pięścią, ale nadal nikt nie otwierał.

Niemożliwe, by ojca nie było w domu. Nie byłby w stanie przejść przez podwórko żeby dostać się na ulicę, a raczej nie zauważyłam, by leżał na czyimś trawniku.

Gdzieś w mojej głowie pojawiła się myśl, że może coś mu się stało. Może leży w pokoju nieprzytomny, a może jest już w szpitalu, co wyjaśniałoby nieobecność mamy. Doświadczenie jednak podpowiadało mi, że tego drania nic nie ruszy, w końcu złego diabli nie biorą. Przeskoczyłam więc przez ogrodzenie do ogrodu, błagając, by drzwi na taras były otwarte. I chyba miałam szczęście, bo dwie minuty później byłam w salonie, kładąc plecak na sofie.

Z jego pokoju dochodziły jęki. Okropne, przyprawiające o gęsią skórkę. Normalnie nie przejęłabym się tym i poszła do siebie, jednak jękom towarzyszył płacz, głośne zawodzenie, które rozdzierało moje serce na pół. Całe życie był dla mnie okropny. To przez niego płakałam. To przez niego się bałam. Ale był moim ojcem. I nie mogłam go tak zostawić.

Niepewnie uchyliłam drzwi do jego pokoju, zaglądając do środka.

Ojciec leżał na podłodze w swoich wymiocinach i czymś, co wyglądało mi na mocz. Miał na sobie jedynie bokserki i cały się trząsł, trzymając się za brzuch. Obok niego leżała pusta butelka wódki.

Przełknęłam ślinę. Odór był nie do zniesienia i sama miałam ochotę zwymiotować. Miałam też ochotę uciec i już nigdy nie wracać, ale nie taka była moja rola.

Kiedyś błagałam mamę, by oddała go na leczenie. Bałam się go. Płakałam, słysząc jak krzyczy w przypływie złości. Płakałam, gdy podnosił rękę, mimo iż zazwyczaj zatrzymywał się w pół kroku. Płakałam, gdy słyszałam jak jego organizm odrzuca kolejną porcję alkoholu.

Ona uparcie twierdziła, że ma do tego prawo. Pozwalała mu na to. Kupowała alkohol i głaskała po głowie, mówiąc, że to świat jest zły, nie on. Nigdy nie stawała po mojej stronie. Nigdy nie rozumiała jak ja się czuję. Bo on potrafił być dobrym mężczyzną. Bo zapewniał byt tej rodziny.

Widziała w nim człowieka, w którym kiedyś się zakochała. Nie potrafiła jednak dostrzec, że ten człowiek już dawno nie istnieje.

— Córeczko... — wychrypiał, podnosząc rękę. Płakał. Łzy spływały po jego policzku i czułam, że sama zaraz się popłaczę, bo to był pierwszy raz, gdy tak mnie nazwał. — Pomocy... Błagam...

Wyjęłam telefon. Automatycznie wybrałam numer alarmowy, wyjaśniając wszystko operatorowi i prosząc, by przyjechali jak najszybciej. Schowałam go z powrotem do tylnej kieszeni spodenek i podeszłam do niego bliżej.

— Musisz się ubrać, tato — powiedziałam, pomagając mu usiąść. Brodziłam w żółci i czułam, że mam żołądek w gardle, jednak złapałam go pod pachy i podniosłam. Oparł cały ciężar ciała na mnie, a ja zaprowadziłam go do łazienki i posadziłam na sedesie.

Ojciec wciąż płakał, a ja walczyłam ze łzami, gdy przecierałam gąbką jego wątłe ciało. Wciąż szeptał "przepraszam" i "pomocy", wciąż się trząsł, wciąż targały nim torsje, jednak jego żołądek był już pusty.

Założyłam na niego koszulkę i cudem wciągnęłam mu na nogi spodnie dresowe. Był niczym małe dziecko, niesprawny, by zrobić to samemu, płaczący i wymagający opieki. Nie do końca wiedziałam co robię, nie byłam pewna co powiem, gdy przybędzie pomoc. Nie byłam nawet pewna, czy na pewno jestem Audrey, w mojej głowie był totalny mętlik.

Usłyszałam syreny, więc zostawiłam go i wyszłam do drzwi. Ratownicy wysiedli sprawnie z karetki i podeszli do mnie szybkim krokiem, niosąc ze sobą torby i nosze.

Usłyszałam głośniejszy jęk dochodzący z wnętrza domu. Mężczyźni podążyli za nim wzrokiem, niecierpliwiąc się. Tarasowałam przejście, a oni byli tu by udzielić pomocy. Jednak mój ojciec nie potrzebował dwóch dni pod kroplówką i wypisu do domu. Potrzebował oddziału zamkniętego, na którym dojdzie do siebie i nareszcie stanie na nogi. Byłam jedyną osobą w tej rodzinie, która to widziała, jednocześnie nie mogąc nic z tym zrobić, nie ważne jak bardzo chciałam.

Bez słowa odsunęłam się, a oni od razu ruszyli do środka. Patrzyłam jak wykonują rutynowe badania. Patrzyłam jak zakładają mu wenflon i podpinają kroplówkę. Patrzyłam jak układają go na noszach i umiejscawiają w karetce. Patrzyłam jak odjeżdżają. Nie spuszczałam wzroku z pojazdu, dopóki nie zniknął mi z pola widzenia.

Usiadłam na ciepłym chodniku. Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Łzy płynęły strumieniami, mocząc szyję i skapując na szarą bluzkę, którą miałam na sobie. Nie wiedziałam, czy to przez ulgę, że ten koszmar skończy się choć na małą chwilę, czy to przez żal jaki czułam do tego człowieka.

Przecierałam policzki, wciąż nie wierząc w to co się stało. Nie wiem co będzie z tatą. Nie wiem jak zareaguje na to wszystko mama.

Wiem tylko, że oddycham odrobinę lżej.

Daddy Issues || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz