Rozdział 3

982 100 18
                                    

Ostatnie dni przepełnione były spokojem, a przynajmniej nie wyróżniały się na tle innych. Weekend spędziłam z przyjaciółką na nauce, oglądaniu nowości filmowych i wyjściu na kręgle. W poniedziałek z niemałą niechęcią wróciłam do szkoły, z drugiej strony jednak przebywałam poza domem nie czując przy tym wyrzutów sumienia, że narzucam komuś swoją obecność. Nie chciałam być dla nikogo problemem. 

Chociaż cieszyłam się brakiem nadzwyczajnych zdarzeń, ten niczym niezmącony spokój trochę mnie martwił. Nie spodziewałam się co prawda konwoju policji przed domem, ale byłam pewna, że nasz wybryk przyniesie konsekwencje. Nic jednak się nie stało i to nie pozwalało mi odetchnąć z ulgą. Liv twierdziła, że przesadzam. Według niej skoro do tej pory Calum nic nie zrobił to już nie zrobi, ale ja nie podzielałam jej entuzjazmu. Jakby nie było, zostawiłyśmy po sobie czarny jak smoła napis, który na domiar złego sugerował, że jest pod obserwacją a sytuacja może się powtórzyć. Jak dla mnie brzmiało to jak zastraszenie albo szantaż, nie wspominając już o włamaniu i niszczeniu mienia. Nic również nie stało się Michaelowi, a brałam też taką opcję pod uwagę.

Podejrzenia musiały pierwsze spaść na niego, nawet jeśli cały wieczór był z Calumem na boisku. Gdy w sobotę zszedł na dół do salonu nie zauważyłyśmy jednak nowych siniaków, a i jego zachowanie nie zdradzało, że coś jest nie tak. Livia olała sprawę totalnie i powiedziała, że świruję, gdy oznajmiłam jej, że Mike jak na moje oko był zbyt podejrzliwy. Starannie wypytał nas o cały wieczór i oprócz troski o nasze "biedne, kruche serduszka" jak to sam określił, czułam, że próbuje dowiedzieć się czy nie byłyśmy przypadkiem gdzieś jeszcze. Przeszywające spojrzenie badało nasze twarze i dłonie, zupełnie jakby szukał resztek czarnej farby – my jednak mimo wszystko zachowałyśmy pozory normalności, nie dając mu najmniejszego powodu do niepokoju. 

Przez te wszystkie zmartwienia i natłok myśli nie byłam nawet zaskoczona, gdy we wtorek zauważyłam bruneta opierającego się o rząd szafek, tuż obok tej, która należała do Liv. Było trochę tak jakbym podświadomie czuła, że ten dzień nastąpi – chłopak domyśli się prawdy i zapragnie zemsty, zamykając to dziwne koło. Wysłałam przyjaciółce sms, żeby ostrzec ją przed niespodziewanym "gościem" i najzwyczajniej w świecie podeszłam bliżej, by schować książki, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. 

Byłyśmy na tyle bliskimi przyjaciółkami, żeby ubłagać panią w sekretariacie, że koniecznie potrzebujemy szafek obok siebie. Nikt nie decydował o tym, gdzie znajduje się jego schowek. Lokalizacja była narzucana przez administrację tej szkoły, by uniknąć zamieszania związanego z możliwością wyboru. Myślę, że sekretarka zgodziła się umieścić nas obok siebie tylko po to, byśmy dały jej w końcu święty spokój. Nie dziwiłam się – dwie nastolatki nagabujące dzień w dzień i nie rozumiejące słowa 'nie' mogły przyprawić o ból głowy. 

Dopiero teraz zauważyłam Luke'a Hemmingsa, stojącego po mojej prawej stronie. Ze zrozumiałych względów skupiłam swoją uwagę na Calumie, nie dostrzegając go na początku. Z przekąsem przeszło mi przez myśl, że osaczyli nas z dwóch stron i próbowałam zgadnąć, o co może im chodzić. Oprócz tego, co oczywiste. 

Livia pojawiła się chwilę po mnie, wkraczając niczym burza. Czekałam które pierwsze zaatakuje, ale ku mojemu zdziwieniu Calum odezwał się miłym głosem, w którym nie było słychać ani krzty złości.

— Hej. Co tam?

Nawet ona była zdziwiona. Rzuciła mi pytające spojrzenie, ale ja jedynie wzruszyłam ramionami. Skąd do cholery miałam wiedzieć, o co tu chodzi.

— Przejdźmy do rzeczy. Czego? — Odgarnęła włosy z twarzy i z uniesioną brodą stała przed nim, ociekając pewnością siebie. 

— Pogadać nie można? 

Daddy Issues || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz