- Chciałbym serdecznie przywitać wszystkich moich pacjentów. Wy nie znacie mnie, ale ja znam was. Pomogę wam, ale na prośbę mojego przyjaciela i mentora, najpierw opowiem wam moją historię. Przecież niegrzecznie siadać do stołu z kimś kogo się nie zna, prawda moja droga - przejechał palcami po złotych włosach przywiązanej do krzesła dziewczyny. Ta zaszlochała chicho, ale taśma na ustach, nie pozwalała jej na powiedzenie czegoś więcej. - A może ty jesteś bardziej rozmowny - podszedł do mężczyzny, siedzącego obok. Mimo wielkich mięśni, nie był wstanie wydostać się z więzów. - Wszyscy dzisiaj tacy milczący, a przecież zrobiłem wszystko, żeby nie musieć podawać im środków uspokajających - spojrzał w miejsce, w którym przed chwilą stał. Drugi mężczyzna wpatrywał się w osoby przywiązane do krzeseł.
- Uważam przyjacielu - uśmiechnął się szerzej, pokazując białe zęby - Że czeka nas dziś prawdziwa uczta.
-Oni się nie nadają - kontynuował mówca podchodząc do złotowłosej. - Ta piękna, młoda dama, jest zniszczona od środka. Bulimia doprowadziła ją do strasznie złego stanu, a on - wskazał na dobrze zbudowanego mężczyznę. - Ile świństwa musiał wziąć, żeby tak wyglądać? Nie mówiąc już o moim kolejnym pacjencie. - Stanął obok ostatniego krzesła. - Jego żyły są wypalone od chemii, którą sobie wstrzykiwał. - Poklepał go po twarzy, a uwięziony blondyn przebudził się i potrząsną zdezorientowany głową. - Znów zaczyna dochodzić do siebie. Będę mu musiał coś jeszcze podać przed kolacją - westchnął i odszedł do stołu. Napełnił jedną ze strzykawek i podał ją mężczyźnie, który próbował się wydostać. - Dla nas mam kogoś specjalnego - przeszedł do ciemnej komórki i wyprowadził wózek inwalidzki, na którym siedział przywiązany młody chłopak. Ustawił go przed wszystkimi i poklepałem po policzku, żeby się przebudził. - Oto mój drogi przyjacielu nasz gość specjalny. - Mówca w masce chirurgicznej wziął portfel z nóg nieprzytomnego i podał starszemu mężczyźnie, którego nazwał przyjacielem. Ten otworzył go i badał niebieskimi oczami zdjęcia znajdujące się w środku.
- Piękna kobieta - niebieskooki przejechał palcem po fotografii, oblizując czubkiem języka górną wargę. - Gdzie ona jest?
- Już nie długą ją przyprowadzą. - Błysk w oczach bruneta wywołał uśmiech u jego rozmówcy.
- Doktorze Smiley pozwól, że pójdę wszystko przygotować. Znam twoją historię jak nikt inny, więc zajmę się czymś bardziej pożytecznym.
- Oczywiście. Ja w ty czasie, zabawię naszych gości. - Starszy mężczyzna opuścił pomieszczenie, w którym panował półmrok.
-Zacznijmy więc. Od czego powinienem zacząć - zamyślił się na chwilę. - Od dzieciństwa... Nie, tam nie zdarzyło się nic ciekawego. Może College? Tak, chyba od tego momentu powinienem zacząć - uśmiechnął się, ale uwięzieni nie mogli tego dostrzec. Maska przysłaniająca usta uniemożliwiając im to, a słabe światło nie pozwalało dostrzec napiętych policzków.
A więc byłem wtedy na studiach. Żyłem tylko zaliczeniami. Nie miałem tak dobrze jak inni uczniowie, których rodzice byli znanymi lekarzami. Ja byłem w mniejszości, której próbowano się pozbyć z uczelni na wszystkie możliwe sposoby. Dziś czekała mnie pierwsza sekcja. Chciałem być chirurgiem, więc to były moje obowiązkowe zajęcia. Stałem pod salą i obserwowałem innych studentów. Jedni byli pewni siebie, a inni wręcz drżeli z nerwów. Od początku powtarzano nam, że te zajęcia pokażą kto może zostać chirurgiem, a kto powinien zmienić kierunek.
Spojrzałem na zegarek. Wykładowca spóźniał się już dziesięć minut przez co zacząłem się denerwować. Miałem dzisiaj spotkanie, które było moim być albo nie być na uczelni. Niestety musiałem dorabiać, żeby było stać mnie na te studia, a z ostatniej pracy wyrzucono mnie za odsypianie nocnego dyżuru. Bezpłatna praktyka, praca, zajęcia. Nie starczało mi na wszystko czasu.
- Aż tak wielu - powiedział profesor stając pod drzwiami. - Dziś mamy trupa topielca, więc osoby, które nie czują się na siłach niech nie wchodzą. Uprzedzam, że jeżeli którekolwiek z was zwymiotuje, sam będzie to sprzątał. Zapraszam. - Otworzył drzwi stając obok. Dziewczyna i dwóch chłopaków zrezygnowali nawet nie zaglądając do środka. Wszedłem za innymi. Od razu wyczułem odór, który pochodził od ciała. Kiedyś słyszałem, że trupy wyłowione z wody są najgorsze.
Stanęliśmy z boku. Spoglądałem z zaciekawieniem na stół przykryty białą płachtą.
- Macie szczęście - znów odezwał się profesor stając przy nieboszczyku. - Tego młodego człowieka wyłowiono po trzech dniach, więc nie jest z nim źle. - Ściągnął z niego materiał. Kilka osób jęknęło, ja jednak nie zwróciłem na to uwagi. Przyglądałem się ciału w głowie, przypominając sobie plan sekcji, którego się wczoraj uczyłem. - Jeśli przyjrzycie się ciału, będziecie mogli dostrzec glony, które już zdążyły się rozwinąć. To wskazywałoby, że ciało przebywało w wodzie ponad cztery dni. Jednakże, że mamy lato mogło to nastąpić szybciej.
- Skąd profesor wiedział, że ciało przebywało w wodzie trzy dni? - spytałem. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Profesor uniósł kącik ust i zaczął ubierać rękawiczki.
- Zgłoszono jego zaginięcie trzy dni temu. Miał przy sobie portfel z dokumentami, więc jego tożsamość została potwierdzona. My musimy dowiedzieć się, czemu znalazł się w wodzie. - Przejechał palcem po wypukłych żebrach. - Jak widzicie płuca trupa nie mieszczą się w klatce piersiowej, dlatego napierają na żebra, to tak zwana rozedma wodna płuc. Jednak nie będę was tym zanudzać i opowiadać o okresach utonięcia. W końcu macie być chirurgami, a nie patologami, ale skoro już tu jesteście to dowiecie się kilku niepotrzebnych wam informacji. Zwracamy uwagę na stopy i dłonie. Dzięki nim możemy określić ile ciało spędziło czasu pod wodą, znów nie będę zanudzał was szczegółami. Nim przejdziemy do oględzin wnętrza, sprawdzamy czy na ciele nie ma śladów walki lub ran, które mogłyby doprowadzić do śmierci. Jednak w tym przypadku od razu można określić, że pacjent zmarł po przez utonięcie. - Doktor wziął skalpel i przyjrzał się uważnie każdemu z nas. - Jeszcze możecie wyjść - zaproponował, jednak nikt nawet nie drgnął. Naciął skórę od linii żeber, aż po podbrzusze. Z ciała zaczęła wypływać woda, która sprawiła, że smród stał się nie do zniesienia. Zakryłem usta ręką jak inni. Trzy osoby zaczęły wymiotować, a ja nadal patrzyłem z uwagą na profesora. Przyglądał się nam z lekkim uśmiechem. - Na dziś starczy - powiedział po chwili, choć było widać, że dręczenie nas sprawiało mu przyjemność. - Ci którzy nie zwymiotowali mają u mnie plusa. Na następnej sekcji zaczniemy się już normalnymi zwłokami. Wyszedłem z pomieszczenia jako pierwszy. Nie dlatego, że było mi niedobrze, ale dlatego że nie mogłem oderwać wzroku od zwłok. Chciałem zobaczyć to co znajdowało się w środku. Narządy o których tyle się uczyłem.
- Poskarżę się dziekanowi - powiedział jeden ze studentów. Od razu skierowałem na niego wzrok. - Mój ojciec płaci za naukę w tej szkole, żebym był chirurgiem, a nie pieprzonym patologiem od śmierdzących zwłok.
- Ty też kiedyś będziesz tylko zwłokami - wtrąciłem się mierząc się z nim spojrzeniem. - Obyś wtedy nie musiał trafić pod nóż patologa.
- Coś ci się nie podoba? - podszedł do mnie. - Mogę zadbać o to, żeby wywalili Cię z uczelni.
- Zrobisz to sam, czy poprosisz tatusia o pomoc?
- Ty?! - syknął i złapał mnie za koszulę.
- Co się tutaj dzieje!? - krzyknął profesor i zostałem oswobodzony - Wracajcie na zajęcia albo do akademików. Nie chce tu żadnego zamieszania.
Odszedłem pierwszy. Nie miałem ochoty na bójkę. Byłem wysokim, ale szczupłym mężczyzną. Wszyscy powtarzali mi od dzieciństwa, że moje długie palce są stworzone do bycia pianistą lub chirurgiem. Nie lubowałem się w muzyce, więc moim marzeniem stało się zostanie lekarzem. Kiedy byłem mały zawsze nosiłem w plecaku wodę utlenioną, bandaż i plastry. Kiedy komuś coś się stało, choćby najmniejsze zadrapanie, zawsze to opatrywałem. Zawsze myślałem o tym, że to będzie coś więcej niż tylko praca dla mnie. To miała być moja misja. Chciałem pomagać... Ratować ludzkie życie.
CZYTASZ
Obłęd
HorrorCzłowiek to tylko zbiór kości, mięśni, tkanek i organów. W czym jesteśmy lepsi od zwykłej krowy czy świni? W tym, że mamy kręgosłup moralny? Że okazujemy współczucie? Myślimy? Mówimy? To wszystko robią i zwierzęta. Czyż nawet w stadzie wilków...