Piątka dzieci, pogrążonych w niespokojnym śnie, nie była świadoma czujnych kamer, obserwujących każdy ich oddech. Nie musieli jednak tego wiedzieć. Samo zimne, białe oko lampy, zawieszonej wysoko nad nimi odbierało wątpliwe poczucie bezpieczeństwa. Bali się, wcale nie wiedząc, przed czym powinni czuć strach. Snuli jedynie posępne wizje przyszłości, w których nielegalnie stworzone laboratorium, współpracujące ze skorumpowanymi Strażnikami będzie przeprowadzać na nich nieludzkie eksperymenty.
Anneliese przebudzała się raz po raz, kiedy tylko wydawało jej się, że coś słyszy. Wpatrywała się wówczas we własne odbicie, nasłuchując, ale im dłużej czuwała, tym większe odnosiła wrażenie, że całą celę, którą nazywała tubą, wypełnia tylko rytm jej serca i szum krwi. Czasami jej puls przypominał rytm żołnierskich kroków. Kiedy zdawała sobie sprawę z pułapek, jakie zastawiła na nią wyobraźnia, znów zasypiała.
Podobnie jak pozostała czwórka, dziewczyna miała nadzieję, że obudzi się rano we własnym łóżku. Wiedziała także, że to się nie stanie. Podobnie jak towarzysze w niedoli mogła jedynie czekać i mieć nadzieję, że zjawi się rycerz na białym koniu, który wybawi wszystkich od okrutnego losu królików doświadczalnych.
Wkrótce jej przykryte powiekami źrenice poruszały się coraz wolniej. Dziewczyna usnęła.
W czasie, kiedy Anneliese poddawała się leniwej podróży po krainie NREM, pewna sylwetka otworzyła z hukiem drzwi. Postać rozejrzała się wokoło, klatka piersiowa falowała szybko, zdradzając tym uniesienie i ekscytację wymieszaną ze strachem. Jej wahanie nie trwało długo. Podbiegła do jednej z białych, połyskujących szaf, których rzędy zdobiły ściany laboratorium. Otworzyła ją i pośpiesznie zaczęła przeglądać rzeczy, przerzucała słoiki wypełnione intensywnie świecącym materiałem przypominającym ludzkie włosy i saszetki z plastikowymi pipetami. W końcu znalazła to, czego szukała. Żółtą bransoletkę, utkaną z najlepszej jakości stopu włókien węglowych i krateritu, który nadał przedziwnej ozdobie zdolność kurczenia się lub powiększania w zależności od grubości nadgarstka, na jaki go wciągano. Postać wzięła dwie takie bransolety i założyła je na oba nadgarstki. Co ciekawe, kiedy tylko jej palce przeszły przez obręcz, natychmiast zostały pokryte cienką, przezroczystą rękawiczką. Bransolety zacisnęły się i cała dłoń została pokryta miękkim, cienkim jak skrzydło motyla materiałem. Postać zatrzasnęła szafkę i zaklęła pod nosem, uświadamiając sobie, że zrobiła to zbyt głośno. A zresztą, i tak nie miała czasu na dbanie o ciszę. Huk, jaki zrobiła, podczas wysadzania mechanizmu otwierającego drzwi na pewno zwrócił uwagę ochroniarzy. Wszyscy musieli wiedzieć o jej obecności. Spojrzała przelotnie na rząd pięciu tub. Widziała, jak młodzi ludzie wewnątrz poruszają się niespokojnie. Zastanawiała się, czy odgłos wybuchu przedarł się przez materiał ich cel. Znalazła osobę, której szukała i twarz kobiety rozjaśniła czułość.
Anneliese spała wewnątrz jednej z tub, tej, której włamywaczka szukała. Dziewczyna obejmowała się rękami i przytulała do pustej, plastikowej butelki jak do ulubionego pluszaka. Postać zatrzymała się przed przezroczystą celą i wsunęła ręce do środka. Subplasta przepuściła dłonie pokryte lśniącym materiałem.
- Anneliese, obudź się! No już! - odezwała się kobieta cicho. Ann zamrugała, nie będąc pewna głosu, który wyrwał ją z przyjemnego, bezkształtnego snu.. Spojrzała sennie na postać, której tułów i ręce przecisnęły się przez materiał celi.
- Mamo? - zapytała, zbyt zaskoczona, aby powiedzieć coś więcej. Przez chwilę poczuła, że się rozpłacze. Tak bardzo brakowało jej rodziny.
- Tak kochanie, to ja, ale proszę, daj mi ręce, musimy uciekać! - Dziewczyna zupełnie nie rozumiała, dlaczego kobieta tak się spieszy. Były znowu razem. Wszystko miało być dobrze. Christine chwyciła córkę za ręce. Przyciągnęła ją do siebie i mocnym szarpnięciem wyciągnęła z tuby. Podniosła dziewczynę, żeby móc ją nieść. Pocałowała ją w czoło, nie mogąc powstrzymać tego przebłysku miłości.
CZYTASZ
Syntetyczni
Science FictionSyntetyczni. Sztuczni. Wyprodukowani w laboratorium od atomu, przez beta-kartkę aż do pierwszej komórki, zygoty i nareszcie - niemowlęcia. Ale technologia okazała się nie tak zaawansowana, jak myśleli naukowcy. Syntetyczni ludzie urodzili się zdefor...