- Czekaj, nie...! - krzyknął brunet, ale ja już runęłam w dół...
Nie do końca. Wenus zjawiła się błyskawicznie i pomknęła ku górze. Pochyliłam się najmocniej jak umiałam i trzymałam się mocno by tylko nie spaść. Teraz pędziłyśmy pionowo do góry, do chmur. Kiedy znalazłyśmy się ponad chmurami odwróciłam się ostrożnie. Druga nocna furia minęła za nami wraz z swoim jeźdźcem. Odchyliłam się do tyłu a moja smoczyca powoli zaczęła składać skrzydła. Zrobiłyśmy zgrabny przewrót do tyłu i zaczęłyśmy spadać wymijając zdezorientowanego bruneta. Pędziłyśmy w dół, ale był to dobrze przećwiczony manewr. Razem z czarną smoczycą dużo trenowałyśmy. Było to jedno z naszych ulubionych zajęć. Kiedy znalazłyśmy się tuż nad ziemią nocna furia gwałtownie wyrównała lot i szybowałyśmy do przodu mając na ogonie natrętnego jeźdźca.
- Wenus ląduj! - krzyknęłam gdy zobaczyłam piętrzącą się przed nami skalną ścianę. Smoczyca wylądowała pozostawiając za sobą wyryte w trawie ślady. Wyhamowała w ostatniej chwili. Jeszcze trzy metry i byłybyśmy przytulone do skały. Drugi jeździec nocnej furi nie miał tyle szczęścia. Przywalił bokiem w ścianę i spadł... na nas. Chłopak uderzył we mnie i poturlaliśmy się po trawie. Zamknęłam oczy. W tle słyszałam głośne ryki nocnych furii.
- Ej żyjesz!? - usłyszałam wystraszona głos tego pacan.
- Nie umarłam! - otworzyłam oczy i podniosła się gwałtownie. Dwa smoki walczyły ze sobą. Nie no super. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony i spojrzał na smoki chwiejnie wstając. Dopiero teraz zaważyłam, że nie ma nogi. Nie złapał równowagi i znów by upadł, ale podrzynałam go. Spojrzał na mnie z niezrozumiałym wyrazem twarzy.
- Co - mruknęłam i puściłam go.
- Nic... nic - odwrócił wzrok - Trzeba je powstrzymać! - krzyknął w stronę smoków.
- Wenus zostaw! - zawołałam w starożytnym języku który używali tylko profesjonalny zaklinacze smoków. Wenus momentalnie znieruchomiała. Druga nocna furia cofnęła się zdziwiona.
- Jesteście ostatnimi smokami ze swojego gatunku. Raczej niewypadałoby gdybyście się na wzajem zagtyźli - skarciłam je. Czarne smoki spuściły łby. Uśmiechnęła się.
- Jak... Co... - jąkał się Czkawka.
- To było totalnie odjechanie - powiedział jeździec czerwonego koszara ponocnika lądując.
- Mega - zawtórowały mu bliźniaki.
- Jak ty to zrobiłaś -spytała blondyna na śmiertniku zębaczu.
- Użyła mowy zaklinacze smoków - powiedział grubasek na grąklu. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Yep - przytaknęłam mu - To ja lecę - odwróciłam się w stronę swojej smoczek przyjaciółki.
- Nie stój! - Na brodę Thora co znowu.
- Co. Wy. Chcecie. Ode. Mnie. Znowu. - westchnęłam zrezygnowana. Niech już dadzą mi spokoju.
- Chcemy żebyś do nas dołączyła - powiedział Czkawką. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Ja? Wrzucić do ludzi? - zdziwiłam się. Ale widząc poważny wyraz twarzy chłopaka tylko się zaśmiał.
- To chyba dla mnie za wiele - mruknęłam.
- Dlaczego? - westchnęłam. Ile jeszcze wytrzymam?
••••••••••
Nieeee podoba mi się ten rozdział :/ Jest za krótki i wgl.