Stał za mną...wysoki i postawny mężczyzna z gęstą, rudą brodą. Jego spojrzenie zdawało się ciskać gromy z nieba i wymierzone było wprost w Czkawkę. To był jego ojciec? Definitywnie wydał się w matkę. Za nim dostrzegłam nieco niższego i zgarbionego wikingów bez nogi i ręki, za to z ołowianym, wystającym zębem. Jego mina była mniej surowa, mimo bardziej odstraszającego wyglądu. Ale to nie szata zdobi smoka...yyy... to znaczy człowieka. Szybko zganiłam się w myślach za pochopne osądzanie niepoznanych ludzkich osobników. Chciałam dać szanse Czkawce i Valce, byli inni niż ludzie z którymi żyłam za dzieciaka. Dbali o smoki, tak jak ja. Dla szczęścia Wenus chciałam spróbować na nowo zrozumieć ludzi, ale nie zmieniało to faktu, że miałam zacząć czuć się pewniej wśród nieznajomych. Szybko przeniosłam wzrok na Czkawkę. Jego twarz była zdeterminowana, ale skrywała w sobie nutkę zwątpienia. Znów spojrzałam na rudowłosego wikinga, który swoją drogą niebezpiecznie zaczynał przypominać mi mojego własnego ojca. Ten wzrok.... czasem chciałoby się być zmiennoskrzydłym i wtopić w tło.
- Wracamy do domu
Zarządził rudobrody i mruknął jeszcze coś na kształt "nigdy mnie nie słuchasz". Ruszył w stronę bruneta pewnym krokiem. Wystraszona odsunęłam się nawet nie fatygując się by wstać z ziemi przez co trochę pobudziłam sobie spodnie. Mężczyzna chwycił chłopaka za ramię i pociągnął za sobą jak by nic nie ważył. W sumie w porównaniu do swojego ojca miał on iście piórkową posturę. Zdawał się w ogóle mnie nie zauważać, co po części nawet mnie to uspakajało.
- Oj chłopie
Sapnął jasnowłosy wiking i ruszył za towarzyszem szarpiącym za sobą bruneta ku wyjściu. Szczerbatek wykonał dwa susy za nimi, ale nagle jakby się zaciął. Odwrócił się w stronę Wenus i pytająco zamruczał lekko przyklepując uszy. Spojrzałam na moja smoczyce. Nawet nie drgnęła jedynie oplatając mnie ogonem. Szczerbatek znów smutno mruknął i z pewnym ociąganiem pobiegł za przyjacielem. Kiedy znikło z naszego pola widzenia Wenus mruknęła smutno. Czułam, że jest jej przykro. Westchnęłam.
- Nie zostawimy tak tego cnie?
Spojrzałam na nią a ta jak opatrzona stanęła na równe łapy. Szybko wskoczyłam na jej grzbiet. Powinnam lecieć za nimi czy do Valki? Zamotałam się, ale po sekundzie uznałam, że druga opcja brzmi o wiele bardziej racjonalnie w moim przypadku.
- Leć do Valki
Poleciłam czarnej smoczycy, która w trymiga wzbiła się do lotu i skierowała w stronę pomieszczenia, z którego około godzinę temu wraz brunetem wybyłam. Dolecenie tam zajęło nam mniej niż dwie minuty. Poszukiwana przeze mnie kobieta właśnie rzucała Chmuroskokowi dużą rybę, którą ten z zachłannością pochłonął. Gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się promienie co mimo napiętej sytuacji wzbudziło w moim wnętrzu dziwne, przyjemne ciepło radości. Uśmiech ten jednak natychmiast zrzedł gdy zobaczyła moją przejętą minę kiedy ześlizgnęłam się z grzbietu Wenus.
- Coś się stało kochana?
Zapytała natychmiast patrząc gdzieś za mnie, najprawdopodobniej wpatrując syna.
- Kiedy bawiliśmy się z małymi śmiertnikami przyszedł jakiś rudobrody wiking, którego Czkawką nazwał tatą i zabrał go
Streściłam zachowując przy tym moja standardową kamienną twarz.
- Stoick...
Wyszeptała kobieta. Wyglądała jak by zobaczyła zjawe, co niezbyt podniosło mnie na duchu. Pamiętaj, nie pozwól by Wenus straciła przyjaciela. Powtarzałam sobie w myślach w geście motywacji. Nie lubiłam konfrontacji z ludźmi, a już szczególnie nie miałam ochoty patrzeć na rodzinny dramat, który nawet teoretycznie mnie nie dotyczy. Dla Wenus. Powtarzałam w głowie.
- Dokąd poszli?
Zapytała Valka w której glosie słyszeć było czystą determinacje.
- Prawdopodobnie w stronę wyjścia...
Odparłam po chwili zdając sobie sprawę że smocza kryjówka ma zapewne parę mniejszych wyjść. Moja smocza przystań miała masę wyjść ewakuacyjnych mimo, że znajdowała się w tak niedostępnym miejscu. Skalna jaskinia pełna korytarzy i innych, mniejszych jaskiń i pomieszczeń ulokowana wysoko, wysoko nad wodą na skalistych palach urzeźbionych przez fale. - Chodź ze mnąValka machnęła ręką w geście przywołania po czym odwróciła się biegnąc w kierunku jednego z lodowych korytarzy po drodze szybko zgarniając swoją laskę. Oszołomiona spojrzałam w kierunku Wenus na co tak lekko zdziwiona przekręciła łeb w lewą stronę. Westchnęłam. Co ja robię biegając za jakimiś ludźmi w imię tego, że jakimś cudem ich polubiłam a moją smoczyca w końcu ma szansę na partnera. Ruszyłam biegiem za Valką by przypadkiem nie stracić jej z oczu. Mijałyśmy lodowe korytarze, w oddali słysząc echo jakiejś kłótni... przybiegłabym, że słyszę głównie Czkawkę. Valka sporo mnie wyprzedziła. Zdecydowanie pewniej czuła się na śliskiej lodowej posadzce, i jestem pewna, że miała ku temu lepiej przystosowane obuwie niż ja. W końcu zniknęła za zakrętem. Modliłam się w duszy do Thora by nie zgubić się w tym nieznanym mi do końca miejscu gdzie Wenus najprawdopodobniej nie prześlizgnie się na pomoc. Przyspieszyłam, na zakręcie lekko wnikając się w ścianę. Zauważyłam Valke. Stała w lodowej grocie na końcu korytarza. Była wyprostowana a jej postura wydawała mi się wręcz królewska. Jej wzrok bił od mieszaniny uczuć, które zapewne wirowały teraz w jej głowie. Od strachu do zdecydowania poprzez smutek i gniew. Chciałam wyhamować, co niestety nie udało mi się dostatecznie szybko przez co do groty wjechałam na jednej nodze prawie zaraz się wywalając. Jak nic będę miała siniaka na tyłku. Spojrzałam na rozgrywająca się przede mną scenę. Do stojącej jakieś 7 metrów ode mnie Valki wolnym krokiem zbliżał się rudowłosy wiking. Jego hełm właśnie wylądował na ziemi wydając za tym głuchy brzdęk. Za rudowłosym dostrzegłam Czkawkę i dziwnego, towarzysza jego ojca oraz mordkę Szczerbatka. Co mam zrobić? Jak się wycofać? Tu jest za dużo ludzi, w dodatku każdy z nich wydaje się przeżywać w tym momencie inne zawirowania uczuć. Powoli podniosłam się na nogi. Skierowałam się w stronę Czkawki możliwie z jak największej odległości wymijając wikinga dla którego w tym momencie świat oprócz Valki zdawał się nie istnieć. Kobieta nawet zaczęła mówić coś do niego, ale żadne z tych słów raczej do niego nie docierało. Stanąłem niedaleko Czkawki, speszona obserwując dwójkę dorosłych. Nic z tego nie rozumiałam i powoli zaczęłam żałować, że pobiegłem za Valką zamiast zostać z smokami. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię na co prawnie krzyknęłam. Moja strefa komfortu została zaburzona. Odwróciła głowę chcąc przywalić oprawcy, ale powstrzymałam się widząc, że to Czkawka. Chłopak z niedowierzaniem wpatrywał się w swoich rodziców. Jasnowłosy, stary wiking również z niedowierzaniem wpatrywał się w scenę przed nami. Zaśmiał się gdy dwójka lekko się pocałowała a uścisk na moim ramieniu stał się lekko mocniejszy przez co po plecach przebiegł mi zimny dreszcz. Czkawka uśmiechał się od ucha do ucha a ja na prawdę, nic a nic nie rozumiałam...
...................................
Witajcie moje Szkraby!
Zaskoczeni moim zmartwychwstaniem? Bo ja bardzo xDKtoś się ucieszył, że jest nowy rozdział?
-AUTOREKLAMA-
Na moje drugie (równie zaniedbane) wypociny na profilu - "Ktoś inny || SnK || Levi x OC", niedługo wleci cały maratonik paru nowych rozdziałów więc serdecznie zapraszam!