Rozdział 5

55 12 1
                                    

Kolejny dzień.
Kolejna wizyta u tego przeklętego Jokera.
Trudno mi się spało tej nocy, cały czas o nim myślałam, zastanawiałam się czy może nie zrezygnować z tej pracy, ale czy to by coś zmieniło? Przecież wie jakie mam imię i nazwisko, a moją rodzinę zna chyba nawet bardziej niż ja, już nie mówiąc o adresie, który wnioskując po podarunkach, umie na pamięć i trafiłby tu z zamkniętymi oczami. Nie zdziwiłoby mnie nawet, gdyby wiedział o mojej przeszłości.
Kolejna myśl jaka mnie dręczyła, to moja siostra- pozwoliłam jej umrzeć, to wszystko moja wina. Mogłam nie wyjeżdżać...
Zawsze byłyśmy inne, nigdy nie popierała moich wyborów i w pewnym momencie miarka się przebrała, wyjechałam do innego miasta i zerwałam z nią wszelki kontakt, ale potrzebowałam paru lat, żeby zrozumieć jaki błąd popełniłam. Próbowałam się pocieszać myślą, że to pewnie ona była nieostrożna i roztrzepana, jak zwykle. Może zostawiła otwarte drzwi od domu, czy coś w tym stylu.
Kolejna myśl również dotyczyła jej śmierci. Anna jak mniemam mieszka jeszcze w Rosji. To jakim cudem Joker tam dotarł, chociaż nie wątpię, że ma ludzi wszędzie.
Wiedziałam, że jedynym sposobem, aby sprawdzić to, czy moja siostra naprawdę nie żyje, jest zadzwonienie do niej. No może nie jedynym, ale najprostszym, zawsze mogę wysłać list i poczekać, czy odpisze.
Uśmiechnęłam się na myśl o tak głupim pomyśle, który przed ułamkiem sekundy wydawał się sensowny.
Spojrzałam na telefon. Nie przejęłam się dość późną godziną. Postudiowałam sobie plan dnia Jokera i okazało się, że ma naprawdę dużo czasu wolnego, przynajmniej dzisiaj.
Ubrałam się w niebieską koszulę i czarne, skórzane spodnie. Poszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie. No tak, lodówka pusta, bo mądra Eli zapomniała zrobić zakupów, a wszystko przez tego pajaca, a właściwie nawet dwóch. Rozstanie z Mattem, jak i sesje z Jokerem mocno wpływały na moją psychikę i to raczej w ten negatywny sposób.
Ubrałam ciepłą kurtkę, kozaki i wyszłam na zakupy.
- Hej, Elisabeth - usłyszałam kobiecy głos z drugiego końca ulicy. Rozpoznałam jego właścicielkę niemal odrazu. Odwróciłam się, moje przypuszczenia się sprawdziły.
- Cześć, Gwen. Przepraszam.
- Nie rozumiem.
- Przecież obie wiemy, że jestem wielką idiotką.- dopiero po chwili zrozumiałam, jak bardzo to zdanie jest wyrwane z kontekstu.
Po mimo wszystko moja przyjaciółka zrozumiała o co mi chodziło i dodała ze smutnym uśmiechem:
- Nie mów tak, Matt nie był ciebie wart.
- Yhm, tak. Wiesz co, muszę iść po zakupy. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - pożegnała się, całując mnie w policzek.
Nigdy nie lubiłam tego całego 'przyjaciółeczkowania', jednak wsparcie Gwen było mi teraz potrzebne. Chciałam z kimś o tym wszystkim porozmawiać...

🥀🥀🥀

Wszystko kupione, można wracać do domu.
Po drodze kilka razy złapałam się na gadaniu samej do siebie. Robiłam to wcześniej, ale teraz to zdawało się być inne. Na szczęście oprócz paru dziwnych min przechodniów nikt nie zwrócił na to większej uwagi.
Weszłam do mieszkania.
- To niemożliwe!
Moje mieszkanie to już nie miejsce mieszkalne a jeden wielki syf. Na wewnętrznej stronie drzwi zauważyłam napis.
Uważaj, na swoją przyjaciółkę, nigdy nie wiadomo, komu stanie się krzywda ~ Mr.J
No tak, po nim mogłam się wszystkiego spodziewać. Co za sukinsyn.
Wszystko zniszczone, ubrania podarte, szafki i krzesła połamene, drzwi powyrywane, a w niektórych miejscach na ścianie mogłam zobaczyć napisy ('Ha Ha'), a raczej gryzmoły imitujące litery. Usiadłam w kącie.
- Wszystko będzie dobrze... Dobrze... Dobrze... - słowa odbijały się echem w mojej głowie - Nie dam mu tej cholernej satysfakcji!
Wstałam i jak gdyby nigdy nic, zaczęłam robić jajecznicę, na patelni, którą podniosłam z ziemi w drodze do kuchenki.
Zaczęłam nucić piosenkę, czułam że zaczynam się uśmiechać.
- Wszystko jest cudownie! Smacznego Eli!

Hejo! Tu ja! Jak tam rozdział? Wera mi bardzo pomogła wymyśliła dużo fabuły, ale... Nie jestem pewna czy dobrze wyszło, no i trochę krótkie... Ale mam nadzieję, że się podoba!

Before A PsychoWhere stories live. Discover now