Rozpętał się sztorm. Jak ja za tym tęskniłam. Jednak piracka krew robi swoje.
-Jak znajdziemy wyspę której nie można znaleźć z kompasem bo nie działa? -zapytał Will Gibbsa
-Kompas nie działa, ale my nie płyniemy na północ.
Jesteśmy już niedaleko celu.
-Skąd Jack ma ten kompas? -zapytał Will
-Jack był kapitanem Czarnej Perły, ponad to był chłopakiem córki swojego pierwszego oficera. -powiedział Gibbs
-Barbossy.
-Kiedy Barbossa się o tym dowiedział, zamknął córkę w pokoju, od Jacka zdobył informacje na temat skarbu Azteków, a później wyrzucił go na bezludną wyspę dając mu tylko pistolet z jedną kulą. Nie ustrzeli zwierzyny, ale może postrzelić siebie. Jack ma te kulę. Zostawił ją specjalnie dla Barbossy.
-Jak wydostał się z wyspy?
-Zrobił trawę z dwóch żółwi.
-Czym je związał?
-Włosami z własnych pleców.
-A co z córką Barbossy?
-Jack dalej coś do niej czuje, ale traci nadzieję na odzyskanie jej.
-Przez to jest taki dziwny?
-Dziwny byłem zawsze. -powiedział Sparrow dołączając się do rozmowy.
On dalej coś do mnie czuje?! Myślałam, że to działa tylko w jedną stronę. Wszystko się miesza. Jeszcze mamy walczyć z Barbossą. Zaczepiście.
-Rzucić kotwicę! -krzyknął Sparrow -Pan Turner, Hope i ja zejdziemy na ląd.
-W końcu ktoś bierze mnie pod uwagę! -krzyknęłam wskakując do szalupy.
-Jak z dzieckiem. -powiedział Will
-Jeszcze nie masz dzieci, więc nie wiesz jak jest z dzieckiem! -uśmiechnęłam się złośliwie -Poza tym jestem starsza.
-Tylko wiekowo.
-Ale jestem.
-Dobra, koniec tej jakże interesującej wymiany zdań. Płyniemy. -powiedział Jack wskakując do szalupy.
-Jakiego kodeksu miał się trzymać Gibbs? -zapytał Will
-Kodeksu piratów. -odpowiedziałam równo z Jackiem
Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. Zignorowałam to.
-Kto zostaje w tyle tego się zostawia. -powiedział Sparrow
-Nie ma bohaterów wśród złodziei. -stwierdził Will
-Mimo złego zdania o piratach, stajesz się jednym z nas. Uwolniłeś skazańca, porwałeś królewski okręt, żeglowałeś z korsarską załogą i oszalałeś na punkcie skarbu.
Dobiliśmy do brzegu.
-Nie prawda. Nie dbam o żaden skarb.
-Nie mówię o srebrze i złocie.
-Panowie nadszedł czas! -usłyszeliśmy krzyk Barbossy -Wybawienie jest bliskie.!
-Wiocha... -szepnęłam do siebie
-10 lat trwała ta próba. I każdy z was dowiódł swojego hartu duch po stokroć i jeszcze po stokroć!
Barbossa gadał jeszcze przez kilka minut. Kiedy mój "ojciec" wskazał sztyletem na Elizabeth, Will chciał wyjść z naszej kryjówki, ale Jack go powstrzymał.
-Czekamy na stosowną chwilę.
-To znaczy korzystną dla ciebie? -zapytał trochę wkurzony Will
-Mogę cię o coś zapytać. Czy kiedykolwiek cię zawiodłem? Wiem, że to dla ciebie trudne, ale zostań tu i spróbuj nie robić głupstw. -powiedział Sparrow i poszedł gdzieś.
-Ja się nie wtrącam. Idę się rozejrzeć. -powiedziałam i udałam się w drugą stronę.
Dużo złota. Jakby je tak zabrać to jest się ustawionym do kończ życia. A miałam z tym skończyć. Chyba nie wyszło. Dobra idziemy dalej. Nie mam pojęcia czemu, ale cała załoga Czarnej Perły zaczęła biegać jak popaprana po wyspie. Na moje nieszczęście musiałam trafić na paru z nich.
-No proszę, kogo my tu mamy. -powiedział jeden z nich
-Macie mnie, a teraz wybaczcie, ale śpieszę się. -powiedziałam i chciałam odejść, ale tamci mieli inne plany.
-Idziesz z nami. Kapitan się ucieszy.
-Wątpię.
Zaciągnęli mnie do Barbossy.
-Kogoż moje oczy widzą. -powiedział Barbossa
-Yyy... Mnie? -zapytalam sarkastycznie
-Widzę, że wróciłaś na stare śmieci.
Zobaczyłam niedaleko Sparrow'a. Zaczepiście.
-W życiu. -warknęłam -Nie po tym jak wszystko zniszczyłeś.
-Jak długo będziesz mi to wypominać?
-Do końca świata i jeden dzień dłużej.
-Nic się nie zmieniłaś.
-Trochę dojrzałam. Tylko trochę.
CDN...
CZYTASZ
Czarna Perła 《Piraci z Karaibów》
FanfictieHope Barbossa, obecnie Hope Rogers od 10 lat mieszka w Port Royal. Przyjaźni się z Willem Turnerem. Pewnego dnia spotyka kapitana Jacka Sparrow'a i wyrusza z nim, oraz Willem w podróż, aby uratować ukochaną Turnera.