Levi P.O.V
Huk, krzyk, ciemność. Wygrzebałem się spod ruin swojego domu, jednak nie mogłem się uśmiechnąć. Wręcz przeciwnie, zacząłem krzyczeć. Widziałem martwe ciała swoich rodziców, przyjaciół. A zaraz potem zobaczyłem ogień, który zaczął mnie otaczać a potem pochłaniać...
Obudziłem się z krzykiem, zalany potem. To był tylko sen. Zły sen, który nie jest prawdziwy. On pokazuję tylko przeszłość... Przeszłość od której chcę uciec, ale nie mogę.
Około cztery lata temu doszło do tragedii. Z niewyjaśnionych powodów dom, w którym mieszkałem wraz z rodziną i przyjaciółmi zawalił się. Tylko ja przeżyłem. Od tamtej pory męczy mnie jeden i ten sam koszmar.
Spojrzałem na zegarek w telefonie, była 6:47. Ciężko westchnąłem i przetarłem oczy dłonią. Wstałem z łóżka i chwiejnym krokiem podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej czyste ubrania po czym udałem się w stronę łazienki. Zamknąłem za sobą drzwi na klucz, ściągnąłem z siebie koszulkę oraz dresy w których spałem i wszedłem pod prysznic. Odkręciłem kurek z zimną wodą zamykając przy tym oczy. Było mi tak dobrze i... Zimno.
Około godziny 7:30 wyszedłem z domu i udałem się na przystanek autobusowy. Dziś jest mój pierwszy dzień w szkole, idę do pierwszej klasy liceum. Już wolałbym siedzieć w domu i nigdzie nie wychodzić!
Wszedłem do pustego autobusu, skasowałem wcześniej kupiony bilet i usiadłem na samym końcu pojazdu. Położyłem swoją torbę na kolanach i wlepiłem swoje kobaltowe tęczówki w brudną szybę. Chyba nikt jej nie mył od BARDZO dawna.
Kiedy drzwi autobusu miały się zamknąć, wbiegł do niego dość wysoki chłopak o roztrzepanych, czekoladowych włosach. Zdyszany skasował bilet i usiadł gdzieś z przodu.
*
Wysiadłem zaraz obok budynku szkoły. Chłopak który ze mną jechał już dawno zniknął mi z oczu a ja stałem na chodniku, nabierając mroźnego powietrza do płuc.
- Levi! Gdzieś ty się podziewał?! Czekam tu na ciebie od piętnastu minut! - obok mnie stanął mój dobry przyjaciel.
- Jakbyś jeszcze nie wiedział, muszę dojeżdżać autobusem Erwin. - warknąłem podnosząc głowę do góry.
Blondyn był wyższy ode mnie o jakieś dwadzieścia centymetrów, jednak nie przeszkadzało mi to. Nigdy nie narzekałem na swój wzrost, odpowiadał mi.
- Dobrze, już dobrze. Chodź, jest już dawno po dzwonku.
- Co ty pieprzysz, jest dopiero - spojrzałem na zegarek w telefonie - Pięć po ósmej?! Rusz się Erwin!
Razem z blondynem zaczęliśmy biec w stronę swoich klas. Erwin jest o rok ode mnie starszy, więc już na samym starcie zostałem kompletnie sam.
Zatrzymałem się pod klasą numer czterdzieści sześć. Wyrównałem oddech i wszedłem do środka. Na moje nieszczęście była to lekcja matematyki.
- Przepraszam za spóźnienie. - zamknąłem za sobą drzwi
Starsza kobieta w okularach podniosła wzrok znad dziennika i spojrzała na mnie. Przeszedł mnie dreszcz, jej twarz wyglądała jak jakaś wysuszona, przejechana żaba.
- Zajmij wolne miejsce i wiedz, że nie toleruje spóźnień, panie? - czekała aż podam jej swoje nazwisko
- Ackermann. - odpowiedziałem, rozglądając się za wolną ławką.
Niestety, jedyne wolne miejsce było obok jakiejś rudej ropuchy z tłustymi włosami lub chłopaka, z którym jechałem autobusem. Zrezygnowany zająłem miejsce obok chłopaka, wypakowałem zeszyty i zająłem się lekcją. Jednak mój "kolega" z ławki miał inne plany:
- Jestem Eren a ty? - zapytał, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha
Nie miałem zamiaru z nim rozmawiać, dlatego odpowiedziała mu cisza.
- Nie ignoruj mnie. Jak masz na...
- Levi. - przerwałem mu.
- Dlaczego jesteś ubrany cały na czarno? To smutny kolor.
-A dlaczego ty cały czas gadasz? - cicho warknąłem.
- Chłopcy, chcecie odpowiadać na ocenę? - zapytała zdenerwowana nauczycielka - Uspokójcie się.
- Daj mi spokój. - szepnąłem do niego robiąc zadanie
*
Po skończonych zajęciach ruszyłem w stronę domu. Postanowiłem się przejść, zaczerpnąć świeżego powietrza. Już po pierwszym dniu szkoły miałem dość wszystkich, a zwłaszcza tego całego Jaegera! Przykleił się do mnie jak jakiś rzep do psiego ogona! Czy on nie ma innych kolegów?!
- Levi, zaczekaj! - o wilku mowa.
Nie zatrzymałem się nawet na chwilę, ale i tak ten dzieciak mnie dogonił.
- Mogę iść z tobą? - zapytał zdyszany.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- To nie jest odpowiedź.
- Bo cię nie lubię, wystarczy? - te dziecko działa mi na nerwy.
- Dlaczego taki jesteś?
- Jaki?
- Taki niedostępny.
- Bo... Lubię.
- Aha... To mogę iść z tobą? - uśmiechnął się.
- I tak już idziesz.
Jaeger zaśmiał się i zaczął opowiadać o sobie i swoim życiu, jakby mnie to interesowało. Nawet przez chwilę miałem wrażenie, że gdyby zaszyli mu buzię lub czymś zakleili, wybuchłby. On strasznie dużo gada.
- Zaraz, ty naprawdę jesteś gejem? - zdziwiłem się.
- No tak, coś w tym złego?
- I ty się jeszcze pytasz? Jesteś obrzydliwy i chory!
Po moich słowach już się nie odezwał, a nawet zwolnił i został w tyle. Przynajmniej nie zatruwa mi dupy historiami o swoim życiu.
Zanim zdążyłem się zorientować, stałem przed drzwiami do mieszkania w którym mieszkam razem z wujem. Obejrzałem się za siebie, szukając wzrokiem Jaegera i z przykrością muszę stwierdzić, że mieszka on po drugiej stronie ulicy.
**********
Jak mówiłam tak jest!Za wszystkie błędy przepraszam. ^^
Pisząc ten rozdział, starałam się jak najbardziej postawić na oryginalność... I jeżeli gdzieś jest coś podobnego, to przepraszam!
~Bay ^^