Jadę jednym z busów z Zaynem i Liamem. Jesteśmy ubrani w stroje jednej z firm przeprowadzkowych. Nikt nie będzie nic podejrzewać. Wychodzimy wszyscy z pięciu ciężarówek. Liam włamuje się do domu, wcześniej wyłączając wszystkie alarmy. Od razu ludzie rozpraszają się po rezydencji, zabierając wszystkie wartościowe rzeczy.- Szefie, jest problem! - krzyczy jeden z moich pracowników. Wzdycham i wbiegam po schodach na górę. Już się boje. Wchodzę do pokoju i znajduję tam dwójkę moich ludzi i przerażonego dzieciaka, siedzącego na łóżku.
- NIE MA NIKOGO W DOMU, TAK?! - wydzieram się na cały dom. Młody podskakuje na swoim miejscu. Zaraz, moment, to ten syn. - ZAYN, W PODSKOKACH MI TU!
- Czego się drzesz? - pyta, wchodząc do pokoju. - Mike mówił, że wyszedł.
Podchodzę do dzieciaka, a on przesuwa się jak najbliżej ściany.
- Proszę, zostaw mnie - błaga.
- Do pracy, już! - krzyczę do całej reszty, a oni momentalnie wychodzą. Jestem zły, cholernie zły. I co ja mam zrobić z tym dzieciakiem...
- Harry, bierzemy go. Skosimy ich do zera, stary - do pokoju wkracza Liam.
- Zajmijcie się resztą, ja biorę dzieciaka i samochód - wzdycham. Liam ma rację, za dzieciaka dostaniemy duży okup. Zostaną bankrutami. Podnoszę chłopaka jedną dłonią, lecz ten się wyrywa. Niech mnie lepiej nie denerwuje.
- Uspokój się, a będę miły. - mówię przez zaciśnięte zęby. Ale ze mnie śmieszny człowiek.
- Szefie, lina - jeden z moich pracowników związuje nadgarstki i nogi chłopca. Rozkazuję mu jeszcze iść po jakąś szmatę, która zostaje użyta do zakneblowania chłopaka i mogę iść. Wsiadam do najdroższego pojazdu, uprzednio wrzucając młodego na tylne siedzenie.
Całą drogę zastanawiam się nad tym, co ja z nim zrobię. Rzadko pakuje się w podrywanie dla okupu, bo to ani trochę przydatne czy przyjemne. Wtedy istnieją większe szanse, że coś pójdzie nie tak. Wyjeżdżam do podziemnego garażu, gdzie znajduje się już wystarczająco dużo pojazdów. Za dużo. Trzeba będzie posprzedawać.
Wsadzam dzieciaka do jednego z pokoi w piwnicy. Nie stawia się, nie wrzeszczy. Szczerze mnie to dziwi, ale z drugiej strony odpowiada mi taka kolej rzeczy.
Pokój, w którym go zostawiam nie jest jakiś wyjątkowo okropny. Ma materac, a nawet i koc. No hotel pięciogwiazdkowy. Nic dodać, nic ująć. Okej, może nie jest tam jakoś ciepło i ściany nie są super gładkie, w sumie sam beton. No ale po co mi luksusowa piwnica?
Młody Foks rozgląda się po pokoju i opuszcza głowę.
- Zabijesz mnie teraz? - pyta, pociągając nosem. Czy on płacze? W sumie pewnie jest wystraszony i niech tak na razie zostanie.
- Za dużo filmów dzieciaki - śmieję się krótko i wychodzę, zamykając drzwi na klucz.
*** Louis***
Siedzę na podłodze, w samym rogu tego pomieszczenia. Jest mi zimno. Dresy i nąciągnięty podkoszulek to chyba nie idealny strój. Zaczynam płakać. Chciałem trochę miłości, a co dostałem? Ugh... nie chcę tak żyć. W sumie to nie wiem, czy w ogóle przeżyje.
Wczoraj rozmawiałem z Niallem o tym, jak potraktował mnie mój ojczym. Od dwóch tygodni słyszę tylko, jak to będzie super na wakacjach, ale ja nie mam nawet co na nie liczyć, bo przecież mam szkołę. Której, tak nawiasem mówiąc, nienawidzę. Wszędzie liczy się tylko kasa. A co ona nam takiego daje? Dzięki niej dostajemy miłość? Prawdziwych przyjaciół? Co mi z pieniędzy, jak nie mam co z nimi zrobić. Przecież sam bym nie poszedł na jakiś wypad. Do tego potrzebni są znajomi, aby to było na serio super.
Niespodziewanie ktoś wchodzi do piwnicy. Jest to czarnowłosy chłopak. W jednej ręce trzyma sznur, a w drugiej krzesło.
- Luke, no rusz się! - krzyczy, układając krzesło na środku pokoju. A ja dalej siedzę w tym kącie. Nie jestem głupi i nie próbuje uciec czy coś. I tak pewnie by mi się to nie udało. To nie jakiś film.
Do pokoju wchodzi kolejny chłopak. Podchodzi do mnie i chwyta za włosy, stawiając do góry. Łapie za mój podkoszulek i rozrywa go w paru miejscach. To samo robi z desami. Ale po co? Sadza mnie na krześle i przywiązuje do niego. Sznury wżynają się boleśnie w moje ciało. Chłopak zadaje mi parę ciosów w twarz, przez co zaczyna kręcić mi się w głowie. Rozcięty łuk brwiowy i warga... no super. Może od razu mnie pociachajcie.
- Gotowe? - do sali wchodzi ten sam mężczyzna, który mnie tu przywiózł. Podaje blondynowi - Luke'owi, kamerę.
Aha, czyli chcą nagrać filmik dla mojego ojca. No oryginalnie, nie powiem. Postarali się. Po chwili blondyn daje wszystkim znak dłonią.
Film się nagrywa. Lokowaty wraz z czarnowłosym zasłaniają mi twarz czarną chustą. Zaczynają mnie bić, a ja krzyczę z bólu. Odporny to ja nie jestem. Po czasie wszystko się kończy.
Oddech ulgi miesza się z tymi wywołanym zmęczeniem. Mój szloch przełamuje ciszę. Ktoś mnie odwiązuje, a ja zsuwam się na podłogę. Mój tors tak bardo boli. Moje nadgarstki są poranione od moich prób wyrywania się. Cały czas czuję sznury wbijające się w mój brzuch.
Po krótkiej chwili wszyscy wychodzą, zostawiając mnie samego. Zaczynam się trząść z zimna. Jestem taki żałosny. Dlaczego wtedy nie poszedłem do Nialla. Teraz miałbym spokój. Moje życie nie ma sensu.
***Megan***
Śmieję się, wchodząc do mojego tymczasowego pokoju. Tu jest tak pięknie. Chciałabym tu zamieszkać. Szkoda, że Louis nie może być z nami. Szybko rozpakowuję walizki i biegnę do mamy. Razem z tatą siedzą w salonie i oglądają TV. Siadam obok nich i zaczynam bawić się telefonem.
"Niech ojczulek sprawdzi pocztę"
SMS od Louisa. Ale to jest dziwne, on by tak nigdy nie napisał.
- Tato, sprawdź pocztę. - mówię z prośbą w głosie.
- Po co? - pyta zdziwiony. - To miał być tydzień wolny od pracy.
- Nie wiem, ale Louis napisał, abyś to zrobił - wzruszam ramionami. Jak poprosiłam, tak też zrobił.
Otwiera filmik, który jest załączony do maila. Na początku widać jedynie zakapturzoną postać.
- Twój dom jest bardzo ładny. Znaczy, był ładny. Tymi samochodami się na prawdę super jeździ - facet z nagrania śmieje się perfidnie - Ale mam coś cenniejszego. Twojego adoptowanego syna.
- Co ten gówniaż wyprawia? - tata krzyczy ewidentnie zły.
Teraz na ekranie ukazuje nam się Louis, siedzący na jakimś krześle. Nagle dwie postacie zaczynają go bić, a on krzyczy, aby go zostawili. Płaacze. To... To straszne.
- Wróć do kraju, chyba że chcesz żebym spalił twój dom i zabił dzieciaka. - znowu odzywa się ten glos. - Jeśli nie chcesz, aby do tego doszło, radzę uszykować dla nas cztery miliony. Zrozumiano? Zadzwonię, jak już będziesz z powrotem, Foks.
__________
1029 słówElo Króliczki 🐰🐰
Co tam?
CZYTASZ
I want to be happy
RandomLouis to zwykły chłopak. Po prostu inaczej zaczął swoje życie. Jako adoptowany mały chłopczyk raczej nie był zbytnio otwarty. Od zawsze potrzebuje miłości i zrozumienia. Nie pieniędzy. A Harry? Od początku nie miał łatwo. To tylko zmusiło do tego...