4. Cisza.

4.6K 280 113
                                    


Następnego dnia budzę się w momencie, w którym do pomieszczenia wchodzi chłopak. Szybko kładzie przede mną kanapkę z masłem orzechowym i butelkę wody, po czym wychodzi. 

Mam uczulenie na orzechy, świetnie. Biorę wodę i od razu wypijam połowę. Jestem spragniony. Jest mi tak zimno. Chowam dłonie pomiędzy uda, aby je bardziej zagrzać. Nowe łzy zaczynają gromadzić się w moich oczach. Patrzę w wysoko ustanowione okno. Tak bardzo chcę stąd wyjść. 

Leżę tak nie wiem ile czasu, ale w końcu moje powieki zaczynają stawać się coraz cięższe, a ciało zaczyna piec z zimnna. Do pokoju wchodzi kobieta i nabiera głęboko powietrza. Kojarzę ją skądś. 

-Tak nie bedzie! - krzyczy, podchodząc do mnie i układając  dłoń na moim boku. - Liam, zabierz go stąd, on tu wam umrze a nie!

Jak mówi, tak się staje i w pomieszczeniu pojawia się osiłek, który zabrał mnie z domu. Napinam się niebezpiecznie. Oczywiście, że się boję. Kto by się nie bał? Wchodzimy po schodach do dużego salonu, w którym znajduje się wiele osób. Rozpoznaję tylko tych z nagrania.

- Harry, powiedz ty mi, co on robi w piwnicy w zimę?! - krzyczy kobieta, a lokowaty odwraca się w jej stronę. Od razu widać, że nie jest zadowolony na mój widok. 

- A co, mam go na herbatkę zaprosić? - pyta ironicznie.

-Nie takim tonem do matki! Przyjechałam raz, dowiedziałam się, że kogoś porwałeś, on jest w takim stanie! Nie ujdzie ci to na sucho! - grozi palcem, a on tylko wywraca oczami.

- Nie mieszaj się do tego, mamo -mówi łagodnie. 

- A będę! Chodź, chłopcze. - ciągnie mnie za rękę. Wchodzimy do przestronnej łazięki. Kobieta każe mi usiąść na wannie, a sama schyla się do szafki po apteczkę, a potem układa ją na moich kolanach. Zamacza ręcznik w ciepłej wodzie i przykłada go do mojej twarzy, przemywając ją całą z brudu. Potem opatruje moje rany. 

- Wykąp się. Wszystko masz pod ręką. Zaraz przyniosę ci jakieś ciuchy i położę je w umywalce. Nie bój się, nie będę patrzeć. - głaszcze mnie po włosach i wychodzi. 

Ok, dziwne. Ale podoba mi się. Wreszcie jest ciepło. Napuszczam gorącej wody do wanny i wlewam do niej jakiś płyn. Szybko się rozbieram i wskakuję do środka. Moje mięśnie automatycznie się rozluźniają. Kiedy leżę całkowicie pokryty wodą i pianą, do łazienki wchodzi ta kobieta. Kładzie blisko mnie ubrania, tak jak powiedziała, że zrobi. Gdy już ma wychodzić, zatrzymuje ją mój słaby głos. 

- Dziękuję pani.

- Nie panie, tylko Anne. I nie dziękuj. - uśmiecha się i wychodzi. 

Szybko myje włosy i dokładnie całego siebie. Ubieram na siebie dużo za duży czarny podkoszulek i jakieś dresy, które też są na mnie za duże. Dzięki ściągaczom robię tak, aby nie spadały mi one z bioder. Spoglądam na odbicie w lustrze. Cała posiniaczona twarz, ręce i klatka piersiowa. Nie wyglądam jak ja. Raczej jak totalny wrak mnie. Wszytko mnie boli, a do tego jestem głodny. I co ja mam teraz zrobić, tak po prostu wyjść? W sumie od razu wyjdę na salon. Mam nadzieje, że tam będzie Anne. Chwytam za klamkę i pociągam za nią.

- Nie spieszą się z powrotem. Wczoraj małżeństwo zwiedzało. Córeczka płakała za braciszkiem. Dziś odwołują wszystko. Pewnie jutro będą wracać. - Kiedy te słowa opuszczają usta tego czrnowłosego chłopaka, po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Czy oni mają kompletnie gdzieś to, co się ze mną stanie? Anne zauważa mnie i to, w jakim jestem stanie. Podchodzi do mnie, ale jest już za późno. Mdleję. 

Budzę się na wygodnym łóżku. Po otworzeniu oczu pierwsze co dostrzegam to ciemność. Od razu się spinam. Nienawidzę ciemności. W ciemności nie wiadomo czego się spodziewać. Nagle czuję, że chce mi się siku. Szybko wyskakuję z łóżka i nie zastanawiając się nad konsekwencjami, wychodzę z pokoju. Zbiegam po schodach i gdy właśnie mam wchodzić do łazienki, słyszę głos.

- Okradli cały dom! Nie ma w nim nic cennego! 

-Tato, uspokuj się i odnajdź Louisa!

- Ten gówniaż mnie nie obchodzi. Nie rozumiesz, co się dzieje?! Ten dom to pobojowisko!

- Masz taki drugi! Przeprowadzimy się tam. Teraz zajmij się Louisem.

- To adoptowane, do niczego nienadające się ścierwo, mnie nie obchodzi! Jednego mniej i tyle! Pogodź się z tym. 

Anne, Luke i Liam już dawno mnie zauważyli i teraz na mnie patrzą. Patrzą jak dowiaduję się, co o mnie myśli mój ojciec. Człowiek, który mnie wychowywał. Łzy ciekną strumieniem po moich policzkach. Zabiją mnie. On tego chce. Chce żebym zginął. Bo "jednego mniej". Ten cały Harry odwraca się w moją stronę i podchodzi do mnie. Upadam na kolana. Jestem słaby, a to tym bardziej mnie osłabia. Nowe łzy gromadzą się w moich oczach. Zaczynam szlochać. Mężczyzna kuca przede mną. Nic nie mówi. W pokoju można słyszeć dźwięk zamykania laptopa, niespokojny oddech Anny i przeraźliwy reszty. Mój szloch jest jednak najgłośniejszym dźwiękiem słyszalnym w pomieszczeniu. W końcu odnajduje trochę odwagi. Podnoszę głowę i patrzę prosto w jego oczy. 

- Zabij mnie.

- Ja nie zabijam. Nie teraz.

_______

CZEŚĆ KRÓLICZKI!

Co tam 🐰🐰🐰
SZCZERZE WAM POWIEM NUDNE TO BO NIC SIĘ NIE DZIEJE ;-; SIĘ AŻ ŹLE PISZE

SPOKOJNIE JUŻ SIĘ ZACZNIE XDDD

MIŁEGO 😙🐰

I want to be happyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz