Rozdział nareszcie dziesiąty

15 1 8
                                    

Kajtek i Zayn przerażeni zerwali się z miejsc. Do chrumkania dołączył dźwięk łamanych patyków i szyszek. Chłopiec już miał zerwać się do biegu, ale jego towarzysz zatoczył się próbując wstać i ręką przez przypadek posłał go w krzak. A potwór się zbliżał.

Pijanemu mężczyźnie wydawało się, że ciągnąc za sobą Kajtka, będzie mu się łatwiej i szybciej biegło, dlatego złapał go za nogi, starając się nie zwracać uwagi na to, że były całe w krowich plackach.

W tamtej chwili zza krzaka wyskoczył dzik. Zaskoczony odbił się od nogi Zayna i wylądował na grzbiecie. Oczywiście musieli znów pomylić kierunki, bo zamiast uciekać od dzika to na niego wpadli. Biedne zwierzę się przestraszyło i uciekło w głąb lasu.

Kajtek zdążył wstać, a Zayn wytrzeć ręce o trawę, kiedy chłopiec doznał olśnienia.

Dzik jest dziki,
dzik jest zły,
dzik ma bardzo ostre kły,
kto spotyka w lesie dzika ten na drzewo zaraz zmyka.

Piosenki z dzieciństwa nigdy nie kłamały, dlatego postanowił, że wejdą na drzewo, w razie gdyby bestia powróciła.

W realizacji pomysł nie był jednak taki prosty. Kajtek podpierany przez Zayna może i wlazł na roślinę, ale brunetowi trzęsły się nogi,  przez co nie mógł się wdrapać. Chude kończyny chłopca niewiele mogły mu pomóc.

W końcu Zayn się poddał i przytulił do konara. Będąc przekonany iż jest niewidoczny, przymknął powieki i usiłował przypomnieć sobie, dlaczego tak właściwie się tu znalazł.

Kiedy Baba z Kałachem wróciła z oglądania ogrodzenia była tak załamana, że minęła ich bez słowa, a oni poszli za nią. A przynajmniej próbowali, bo Kajtek spadając z drzewa kopnął Zayna w głowę, co nie pomogło ich problemom z koordynacją.

Kobieta usiadła na siedzeniu kierowcy i kiedy wszycy wrócili na miejsca, przywaliła głową w kierownicę. Trąbiła na bramę drąc się w ojczystym języku na tych kretynów, którzy nawet nie ruszyć się z miejsca nie potrafili.

Kajtek i Zayn siedzieli przerażeni na tylnym siedzeniu, marząc o tym, żeby Baba przestała ich opieprzać. Chłopiec skulił się próbując wbić się głębiej w fotel i nie zacząć płakać. Mężczyzna widząc jego przerażenie, nie bardzo wiedział jak ma się zachować, dlatego pogłaskał go tylko niezręcznie po ramieniu.

W tamtej chwili brama się otworzyła, a zaskoczona kobieta przestała niszczyć sobie struny głosowe.

- Jak jeszcze raz coś takiego odwalicie, to zamiast moich krzyków, zabiję po prostu, a jak nie ja to ktoś inny - zagroziła im, po czym przejechała przez bramę.

Katedra była strzelista, nieco wyższa od starego sosnowego lasu. Światła rozpalały się w coraz większej części pomieszczeń, przez co upośledzone postacie na witrażach jaśniały. Była otoczona oszronionymi trawnikami i bukszpanami, część roślin zakryto białymi workami. Droga była żwirowa i rodzielała się na wiele pomniejszych scieżek oplatających budynek.

Pełni wątpliowości zatrzymali samochód i skierowali się do parometrowych drzwi wejściowych. Z tego miejsca świątynia wydawała się jeszcze wyższa, przy słabym oświetleniu twarze wykute na płaskorzeźbach wyglądały makabrycznie.

Załomotawszy w drzwi, czekali na ich otwarcie. Nastąpiło to niedługo, a towarzyszące temu skrzypienie dotkliwie raniło uszy uciekających. Kobieta modliła się w myślach, żeby to był jakiś dziwny, zapomniany zakon odcięty od cywilizacji, w którym będą mogli odpocząć.

Chłopiec z musical.ly | z.m.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz