Rozdział Putin szósty

25 4 1
                                    

Kajtek i Zayn jechali na północ. Byli przekonani, że to południowy-wschód (ich celem były Indie), ale mężczyzna znów był pijany, a chłopiec zbyt głupi, żeby to zauważyć. W samochodzie panowała niezręczna atmosfera. Nie na codzień ucieka się do Indii, a ktoś kto Ci się podoba przenosi przez nie tę stronę progu.

-Dlaczego uciekamy?

-Bo psia jej mać, kura mnie wyruchała.

-Czy ty wiesz co właśnie powiedziałeś?

-Nie.

-Ratunku.

-Jedziem, bo nawiał z One Direction i ten skurczysyn menadżer, skroił mej dupę. Ja nie chcę do kicia.

-Aha.

Z Kajtka wydobył się piskliwy wrzask, kiedy Zayn zaryczał gardłowo i nacisnął hamulec. Na drodze stała Koza z ułamanym rogiem żując jakąś starą kurtkę. Udało im się nie rozjechać zwierzęcia, ale kierowca i tak wysiadł, żeby sprawdzić czy nic jej nie jest. Koza jak gdyby nigdy nic jadła już drugi rękaw, nie ruszając się o milimetr. Zayn zepchnął ją na pobocze i wsiadał do samochodu, kiedy usłyszał dziewczęce piski: TO ZAYN! TO ZAYN! Przerażony wsiadł do samochodu i popędził dalej.

Zatrzymali się piętnaście minut później w pobliskiej Biedronce. Szybko wrzucali jedzenie (w tym płatki z Kylo Renem) do koszyka i szli juz do kasy, kiedy natrafili na zbiegowisko. Koza, ta sama koza z ułamanym rogiem, żuła tym razem paczkę pringelsów, totalnie ignorując wzburzonych pracowników i dziesięciolatka, który się z nią siłował. Poszli inną alejką, ale przesądny Zayn  wiedział, że tego dnia wydarzy się coś co zmieni ich życie.

Zaopatrzeni jechali sobie autostradą i dojechali do bramek płatniczych. Przyszykowali drobne, kiedy zamiast pani daleko po sześćdziesiątce z okienka bilecik podała koza. Mężczyzna coraz bardziej poddenerwowany odebrał bilecik i odjechał stamtąd czym prędzej.

Jechali już od dobrych trzech godzin. Kajtek spał sobie śliniąc się na oparcie fotelika, a Zayn znalazł jakąś inną drogę. Nagle zamrygała mu lampka powiadamiająca o kończącej się benzynie. Skręcił w lewo i mijając pasącą się kozę podjechał do dozownika paliwa.

-Kajtuś!

-Co? - zaspany chłopiec wytarł rękawem slinę z policzka i brody.

-We're stoping. Get out of the car.

-Ok.

Chłopiec wszedł do ubikacji i robiąc sobie tron z papieru toaletowego, myślał o tej zwariowanej podróży. Jak dobrze, że rodzice są na majorce. Usiadł i zaczął przeglądać słabe memy uśmiechając się pod nosem. Wtedy usłyszał stukot niewysokich obaców i głos starej kobiety z mocnym rosyjskim akcentem.

-Szukam idealnego kibla. To mogłaby być moja autobiografia.

Kajtek spuścił wodę i wyszedł, żeby umyć ręce, pamiętając o tym, aby zapiąć rozporek. Spojrzał na najdziwniejszą staruszkę, jaką kiedykolwiek widział. Była jego wzrostu z płomiennorudymi długimi włosami. Niestety na czubku głowy ich nie miała. Jej fartuszek miał pełno przypinek z broniami różnego kalibru, a postawa była żołnierska. Nie zdążył się napatrzeć na to chodzące dzieło, bo Zayn wbił do toalety gwałtownie zatrzaskując za sobą drzwi.

-Kajtek, they have our registration number. They have us! We need help!

-Ale skąd ja wezmę Ci pomoc? Jesteśmy w zadupiu dolnym, nie znajdziemy tu salonu samochodowego!

-Oh my god, all this hiding was for nothing! I don't wanna come back!

-Mogę wam pomóc. Ale pod jednym warunkiem - nieznajoma sprzątaczka włączyła się do rozmowy.

-Jakim? - Kajtkowi udzieliło się zdesperowanie i przerażenie Zayna, dlatego zamiast to powiedzieć, pisnął.

-Zabierzecie mnie i moją kozę do Wenecji.

Chłopiec z musical.ly | z.m.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz