chapter 8

354 63 3
                                    

drugi w małym okresie czasu; sprawdź czy przeczytałaś/eś poprzedni, xx

kolejny o 21:20



poniedziałek, rano; szkoła

luke nienawidził poniedziałkowych poranków ani świadomości, że jeszcze przez kilka dni będzie zmuszony zrywać się przed siódmą z łóżka i iść do szkoły, by zaliczyć resztę projektów naukowych, od których zależała jego ocena na koniec roku szkolnego.

mimo wszystko jednak pokornie znosił wszelkie niedogodności, bo wiedział, że jeszcze tylko kilka zwykłych dni dzieli go od prawie trzymiesięcznej przerwy od tych wszystkich lekcji, sprawdzianów i znienawidzonych kartkówek. ale zdawał sobie też sprawę, że po tej wolności nastanie jeden z gorszych czasów w jego młodym życiu, ponieważ nadejdzie czas egzaminów końcowych oraz decyzja co do wyboru uczelni, na której będzie chciał dalej się kształcić.

jego rozmyślania na temat przyszłości przerwał zirytowany głos felicity.

— znowu mnie nie słuchasz, luke.
— przepraszam, możesz powtórzyć?
— pytałam gdzie zniknąłeś z cliffordem w piątek, bo widziałam jak wychodzicie.
— czyli nie uwierzyłaś w bajkę, że źle się poczułem?
— nie bardzo, nie jestem jak robbie, że wierzę we wszystko co przeczytam, prawda rob?
— czemu znowu robisz ze mnie faceta, który jest tak łatwowierny?
— nie muszę nikogo z ciebie robić. ty po prostu taki jesteś, robbie.
— czasami cię naprawdę nienawidzę, fel.

brunetka zaśmiała się głośno i otarła niewidzialne łzy smutku.

— no więc, luke? gdzie byliście?
— poszliśmy się po prostu przejść.
— na pewno tylko przejść?
— felicity! przestań.
— mam przestać, co? tylko kulturalnie spytałam.

na jej ustach pokrytych czerwoną szminką, pojawił się niewinny uśmiech. uwielbiała przedrzeźniać blondyna i wprowadzać go w dość duże zakłopotanie niektórymi pytaniami.
znała go na tyle długo, że zdążyła wyrobić w sobie umiejętność rozróżniania kiedy chłopak kłamie, mówi prawdę, a kiedy ktoś mu się zwyczajnie podoba.
urok kobiet, widzą to, czego nie widzi nikt inny, lub nie zwraca na to większej uwagi niż potrzeba.
a sprytne, ciemne oczy felicity zauważyły małą zmianę w zachowaniu blond przyjaciela. luke zaczął coraz częściej zamyślać i wręcz nie kontaktować. był w swoim małym, prywatnym świecie.

— no dalej, luke. mów co jest między tobą, a michaelem.
— fel, daj mu już spokój.
— robbie ma rację. nic między nami nie ma. byliśmy na spacerze, a w sobotę był u mnie z rodzicami na kolacji i po prostu rozmawialiśmy.
— i nadal twierdzisz, że nic między wami nie ma? luke! on ewidentnie na ciebie leci!
— felicity west! przestań już zachowywać się jakbyś miała zaraz sikać tęczą. błagam cię.

mimo, że luke mówił całkiem poważnie, to i tak wybuchnął wesołym śmiechem razem z felicity oraz robbie'm, ale gdzieś w głębi świadomości zrodziła się ta jedna, malutka myśl czy naprawdę podoba się on komuś takiemu jak michael? osobie, która na pierwszy rzut oka może mieć każdego? to było absurdalne.

przynajmniej dla luke'a i jego podejścia do związków oraz całego tego szumu wokół randek i miłości.

crazy in love ▪ mukeWhere stories live. Discover now