Rozdział 2

867 50 2
                                    

  Bardzo się staram, aby oddzielić moją pracę od prywatnego życia. Nawet gdy przyjmuję klientów u siebie. Nie bez powodu płacę ekstra za dwupoziomowe mieszkanie. Dolne piętro służy mi do życia, a górne, połączone z resztą pomieszczeń wewnętrzną siecią Fiuu i wąskimi schodkami z wejściem tuż za kuchnią, to miejsce na interesy. Podczas wizyt Scorpiusa drzwi na schody są zawsze dokładnie zamknięte, a Neddie otrzymała ścisłe polecenie, aby pilnować mojego syna, dopóki nie wrócę na dół.
Na piętrze znajduje się duża sypialnia, urządzona zdecydowanie rozrzutniej, niż lubię, ale trzeba zachować pewien nastrój. Wyłącznie jedwabna pościel, zupełnie niepraktyczna do codziennego spania, i ciężkie, aksamitne kotary. Szerokie, mahoniowe łóżko, do którego wniesienia i ustawienia potrzebnych było aż dwóch pół-troli i które kosztowało małą fortunę. Świece w ściennych kinkietach i gablotki pełne win, likierów i bardzo drogiej whisky.
Obok znajduje się łazienka i właśnie tam biorę kąpiel, pozwalając, aby pachnąca sandałowcem para i aromat piżmowego mydła przeniknęły do sypialni. Rzucam kamuflaż na mój Mroczny Znak. Nie chcę straszyć klientów, to z pewnością nie podziałałoby dobrze na interesy. Zaklęciem wysuszam zarówno siebie, jak i kafelki, a na brzegu wanny układam biały, gruby ręcznik, nowe mydło i maszynkę do golenia. Każdy, kto tu przychodzi, myje się, zanim rozpocznie się jego godzina. To warunek, z którego nie mam zamiaru rezygnować, nieważne, jak częstymi i regularnymi są klientami. Skoro pozwalam im wkładać różne części ciała w moje otwory, cholernie dobrze mają się najpierw wykąpać.
Mogę być kurwą, ale mam swoje standardy.
Przez większość czasu pracuję na zewnątrz. Na spotkania preferuję mugolskie hotele. Są dużo wygodniejsze w przypadku konieczności dokonania nagłego manewru i mniejsza w nich szansa na bycie rozpoznanym przez jakiegoś czarodzieja czy czarownicę. Do tego ci żałośni idioci mają tak czarująco prowincjonalne pojęcie luksusu. Znam z imienia nocnych pracowników Brownsa, Claridgesa, Royal Garden i Savoya, nie wspominając już o La Tremoile w Paryżu czy de Russie w Rzymie*.
Między hotelową obsługą a dziwkami panuje ciekawy układ: mądra kurwa traktuje personel dobrze, zawsze jest miła, ale bez popadania w służalczość. Ci ludzie, jeśli tylko zechcą, bardzo szybko mogą zakończyć twoją karierę.
I wskazane jest, aby zawsze posiadać na ich temat pewnego rodzaju informacje, których można użyć do szantażu, gdyby rzeczywiście zdecydowali się to zrobić. Dość dobrze sprawdza się też wyćwiczona w rzucaniu Imperiusa ręka.
Na okoliczności, kiedy praca zatrzymuje mnie w domu, szafa w kącie sypialni zawiera ubrania i różnego rodzaju dodatki, przydatne w trakcie wieczornych zajęć: bicze i szpicruty, sztuczne prącia (niektóre zaklęte tak, aby wibrowały, inne nie), koraliki i wtyczki analne, pierścienie na penisa, klamerki na sutki, przepaski na oczy, sznury jedwabne i zwykłe powrozy (w końcu nigdy nie wiadomo, czy klient preferuje robić to delikatnie, czy nieco brutalnie), buteleczki z lubrykantem i olejki do masażu.
W głębinach moich szuflad znajduje się cały cholerny sex shop.
Na dzisiaj wybieram jednak jedynie buteleczkę ulubionego nawilżacza, migdałową oliwkę i kilka prezerwatyw. Oczywiście istnieją równie dobre ochronne zaklęcia, ale nie ufam, iż utrzymają się w trakcie gorących momentów.
Ustawiam wszystko na stoliku przy łóżku.
I wtedy staję się Tobiaszem.
W czarodziejskich kręgach imię to jest wystarczająco nietypowe. Egzotyczni mugole i większość moich klientów woli myśleć, że zarówno w praktyce, jak i w teorii stoję od nich niżej. Zachęcam ich do tego, bo w ten sposób mogę utrzymać nietkniętą pozycję społeczną mojej rodziny, a także skusić ich do bycia mniej roztropnymi przy udzielaniu pewnych informacji.
Zarówno ja, jak i mój adwokat nieźle skorzystaliśmy pod względem finansowym z powodu pogłosek i szeptanych plotek, niedostępnych dla większości uczestników tego interesu.
I na Boga, nie marszczcie ze wstrętem brwi! W końcu nikt nie ucierpiał fizycznie.
No dobrze, było jedno tragiczne wydarzenie z udziałem jadu akromantuli, ale Wizengamot naprawdę zdecydował w końcu, że to żona zaplanowała otrucie na długo przed tym, zanim facet stracił swoją fortunę.
Tak, wyjątkowo okropna zbieżność w czasie.
Ubieram białą, jedwabną koszulę i podwijam jej rękawy na tyle, aby wyglądać na odpowiednio nieporządnego, oraz parę czarnych, wełnianych spodni, kupionych w sklepie na Saville Row** i uszytych tak, aby ukazać moją dupę w jak najlepszym świetle. Nie zawracam sobie głowy majtkami, tylko przeszkadzają. Cienki, czarny, skórzany pasek, bose stopy i artystycznie, odrobinę rozczochrane, ciągle ciemne włosy, co ma sprawiać wrażenie, że nudzę się, czekając na przybycie Damoklesa.
Zastanawiam się, kim jest.
Czasami rzeczywiście rozpoznaję moich klientów, choć nigdy bym im o tym nie powiedział. Tu urzędnik ministerstwa, tam auror, dyplomata z Danii, Francji czy Mozambiku. Bogaty mąż i ojciec czwórki dzieci. Każdy z dochodem wystarczającym, aby pozwolić sobie na wydanie trzystu galeonów za godzinę spędzoną ze mną.
Niemniej, jak już wspomniałem, wielu z nich przychodzi do mnie pod działaniem kamuflujących zaklęć, posługuje się fałszywymi imionami i opowiada nieprawdziwe historyjki. Cały sens owych sekretów tkwi w tym, że dla tych mężczyzn bardzo często to zdecydowanie zbyt dużo pozwolić sobie na utratę wszystkiego i być znanymi jako pedały. Czarodziejskie społeczeństwo jest skłonne ignorować homoseksualne dziwactwa tak długo, dopóki nie posuniemy się za daleko. O ile płodzimy dzieci, tak jak tego oczekują nasze rodziny i populacja jako całość. Dokąd kłamiemy na własny temat, a oni mogą udawać, że żyjemy w celibacie. I pozwalamy im zapomnieć, co robimy z naszymi kutasami.
Nawet Dumbledore mówił o tym jedynie szeptem, mrugając okiem, trącając łokciem i pochylając głowę tak, aby żaden z uczniów niczego nie zauważył.
Mógłbym być szlachetny i powiedzieć, że dostarczam tym mężczyznom potrzebnego im wyzwolenia, zapewniam miejsce, gdzie mogą być naprawdę sobą, choćby tylko przez godzinę czy dwie, nawet pod działaniem zaklęć.
Jednak ja zdecydowanie do szlachetnych nie należę.
Seks to seks i jestem w nim naprawdę bardzo dobry.
Kominek w sypialni ma założone blokady dla wszystkich, oprócz tych, którym Cardinella podała odpowiedni kod dostępu. Kiedy słyszę grzechoczący dźwięk, odwracam się, aby spotkać swojego Damoklesa.
Harry cholerny Potter wypada z paleniska i ląduje na podłodze u moich stóp.
Ukrył bliznę, a włosy przefarbował na jasnorudy. Jestem pewien, że to wpływ Weasleyów. Ale tą przeklętą twarz poznałbym wszędzie. Podobnie jak cały cholerny, czarodziejski świat.
Jedynie lata praktyki pozwalają mi zachować spokój, chociaż mrugam kilka razy ze zdenerwowania. Wyciągam rękę, aby pomóc mu wstać.
— Damokles, jak sądzę — mówię z czymś, co, mam nadzieję, jest jednym z moich najbardziej uroczych uśmiechów.
Poprawia okulary na nosie i przestępuje z nogi na nogę.
— Eee... Tak. — Przebiega palcami przez włosy. — Tobiasz, prawda?
Jego niewygoda jest zabawna. Ogarnia mnie dzikie pragnienie, aby wybuchnąć histerycznym śmiechem. Opanowuję się. Zamiast tego nieznacznie pochylam głowę i ujmuję go za rękę. Cofa się odrobinę.
— Zgadza się.
— To... ciekawe imię. — Wpycha dłonie do kieszeni. Ma na sobie dżinsy i sweter. Wygląda na drogi, ale to ciągle tylko sweter. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. — Rzadko spotykane.
— Mam je po chrzestnym. — To nie jest całkowite kłamstwo. Snape dostał to imię po swoim ojcu. Czasami zastanawiam się, czy Severus byłby rozbawiony, czy raczej przerażony faktem, iż zarabiam pieprząc się z mężczyznami. Podejrzewam, że zarówno jedno, jak i drugie, choć zapewne nazwałby to obsługiwaniem starych bękartów. Trudno się nie zgodzić. — Gdybyś mógł... — Kieruję Pottera w stronę łazienki. — Cardinella z pewnością wyjaśniła...
— Tak — przerywa mi, cofa się i splata ręce na piersi. — Powiedziałem jej, że nie mam nic przeciwko.
— Doskonale. — Podchodzę bliżej. Mogę wyczuć lęk i podekscytowanie napinające jego ciało. — W takim razie została jedynie sprawa płatności... — Zamieram z uniesioną brwią. W tej robocie bardzo szybko nauczyłem się, żeby pieniądze zabierać od razu. W przeciwieństwie do powszechnie panującej opinii, większość klientów nie zostawia liścików na stoliku następnego ranka. Najpierw forsa, pieprzenie potem.
To jest prosta, elegancka transakcja.
Potter rumieni się i grzebie w kieszeni.
Przyjmuję wyłącznie gotówkę. Żadnych bonów czy bankowych czeków. Cardinella uświadamia w tej kwestii klientów już przy pierwszej wizycie. Musi dbać o swoją jedną trzecią. Potter wyciąga woreczek galeonów, które brzęczą, kiedy mi go podaje.
Liczenie ich teraz jest zbyt niezręczne. Waga w mojej dłoni świadczy o tym, iż jest raczej mało prawdopodobne, aby próbował mnie oszukać. I oczywiście nie zapominajmy o cholernym, gryfońskim honorze. Mimo to upewnię się, kiedy będzie się kąpał.
Jeśli już mowa o...
Dotyk moich warg na szczęce sprawia, że gwałtownie wciąga powietrze.
— W takim razie teraz cię zostawię. — Muskam kłykciami jego policzek i podaję mu mydło. — Nie zawracaj sobie głowy ponownym ubieraniem.
Zamykam za sobą drzwi, opieram się o nie i wciskam do ust pięść, aby powstrzymać dławiący mnie śmiech.
Moment później prysznic zostaje włączony, szumiąc i rozpryskując wodę na kafelkach.
Potter. Cholerny Harry Potter w moim łóżku. Cholerny Harry Potter, który ma żonę i trójkę dzieci, nad którymi Prorok zachwyca się przynajmniej raz w tygodniu. Oddany ojciec. Ukochany mąż. I najwyraźniej ktoś rozpaczliwie spragniony penisa.
Pansy nigdy w to nie uwierzy.
Galeony toczą się do mojej dłoni, jasne i błyszczące, kwota jest prawidłowa, dokładnie podwójna stawka za godzinę.
Potter musi być zdesperowany, skoro zwraca się do dziwki.
Otwieram gablotę z alkoholem i studiuję jej wnętrze. Bardzo wątpię, aby był koneserem wina, dlatego w zamian wybieram niskie szklanki i napełniam je whisky. Glenfiddich***. Severus zapoznał mnie z nią na siódmym roku w Hogwarcie.
Butelka prawie ląduje na podłodze, kiedy przypominam sobie, że Potter jest dziewicą. W pewnym sensie. Jasna cholera. Ręka trzęsie mi się, kiedy zakręcam whisky i odstawiam ją na półkę. Zbłąkana kropla spływa po szkle. Ścieram ją jednym palcem i oblizuję go do czysta. Alkohol pali mnie w język.
Dziewica.
I ja mam go mieć jako pierwszy.
Na zarośnięte jaja Merlina, kutas boli mnie na samą myśl.
Wypijam swoją porcję i ponownie sięgam po butelkę. Uzupełniam szklankę i tylko nieznacznie drżącą ręką dodaję do niej odrobinę eliksiru męskości. To standardowa procedura, kiedy pracuję. Mięknący penis jest ostatnią rzeczą, jakiej mi potrzeba.
Choć wcale nie przewiduję, iż będzie to problemem dzisiejszej nocy.
Niech to szlag.
W momencie, gdy drzwi łazienki otwierają się, panuję już nieco nad sobą. Nieco.
I Potter stoi przede mną. Z włosami ciągle wilgotnymi, jedynie w białym ręczniku zawiniętym wokół bioder tak cholernie nisko, że mogę widzieć wystające kości biodrowe. Pachnie mydłem, wodą oraz parą i nie mogę oderwać oczu od szerokości jego ramion.
Chryste, jak ja go kurewsko nienawidzę.
Wręczam mu drugą szklankę, którą opróżnia natychmiast, wypijając prawie połowę jednym haustem. To nie powinno być tak cholernie pociągające!
Potter oblizuje dolną wargę i odgarnia włosy z czoła. Nie ma okularów, pewnie zostawił je razem z ubraniami w łazience, przez co jego wzrok jest nieznacznie nieskupiony. Sprawia to, że wygląda na dziwnie bezbronnego.
— Zwykle tego nie robię... — zaczyna.
Odbieram od niego szklankę i odkładam ją.
— Oczywiście — mówię i podchodzę bliżej, a on przełyka mocno.
Gdy opuszkami palców muskam jego klatkę piersiową, zamyka oczy.
— Nie robię... To tylko... — Paznokciem kciuka drapię go powyżej sutka i oddech mu przyspiesza. — Jezu...
I wtedy opadam na kolana, przesuwając ustami po jego ciepłej, wilgotnej skórze, po twardym i napiętym pod moimi rękami ciele. To tylko praca, wmawiam sobie. Tylko praca i tylko kolejny klient, ale moje palce wbijają się w jego skórę, a on jęczy, więc naciskam mocniej, drapiąc jego biodra i zostawiając długie, różowo-białe ślady na bladozłotej powierzchni.
Kiedy zdejmuję ręcznik, jest już twardy. Jego penis nie jest duży, ale za to gruby, czerwony i lekko zakrzywiony w prawo i ku górze. Kiedy przebiegam językiem po spodzie, wzdłuż twardej żyły, kładzie mi rękę na ramieniu i chwyta się go mocno.
Zamykam usta wokół główki.
Potter smakuje jak sól i mydło. Cienie rzucane przez światło świec migoczą mu na piersi, gdy, przesuwając wargami po jego penisie, spoglądam w górę. Obserwuje mnie szeroko otwartymi oczami. Oddycha spazmatycznie lekko rozchylonymi ustami i nie mogę się powstrzymać przed rozsunięciem kolan szerzej. Mój kutas napiera na guziki od spodni i wszystko, o czym jestem w stanie pomyśleć, to obraz, jak porusza się w jego ustach, a potem wytryska w ich wnętrzu, na twarz, na policzki. Merlinie!
Odsuwam się, oddychając szybko, a jego penis, gładki i mokry, huśta się przed moimi oczami.
— Nigdy wcześniej nie robiłeś tego z mężczyzną — mówię i nie mogę powstrzymać się przed polizaniem główki jeszcze raz.
Jego palce wślizgują się w moje włosy.
— Nie. — Dreszcze przebiegają mi wzdłuż kręgosłupa. Przypominam sobie, jak wiele myślałem o tym w szkole. Jak pragnąłem mieć nagiego Pottera pod sobą, kiedy wsuwam w niego swojego kutasa, a język w jego usta, sprawiając, że przez to wreszcie się zamyka.
Praca. Nie przyjemność. To praca. Teraz jestem Tobiaszem. Nie Draco. Nie Malfoyem. Ponownie wślizguję się w skórę dziwki.
— Czego pragniesz? — szepczę mu do ucha. Obniżam głos w taki sposób, co wiem z doświadczenia, że przyprawia penisy o ból. Znam wszystkie sztuczki, które sprawiają, że mężczyźni czują się pożądani. Że ktoś ich pragnie. To moja praca i jestem w niej geniuszem. — Chcesz mnie ssać czy pieprzyć? A może wolisz rozsunąć nogi i sprawdzić, jak to jest mieć kogoś w sobie? — Liżę go po gardle i gryzę w szczękę. — Powiedz, ta noc należy do ciebie.
Potter napina się na tyle, aby sprawić, że się uśmiecham. Och, tak. On z pewnością mnie pragnie.
Wypuszcza powietrze, ciepły strumień drażni moją szyję.
— Chcę cię pieprzyć.
Oczywiście, za pierwszym razem wszyscy chcą to robić. Każdy z tych mężczyzn, którzy po latach obcowania z cyckami i cipkami odkryli w sobie pociąg do penisa. Tak jest łatwiej, mniej przerażająco niż wpuszczenie do własnego tyłka czyjegoś kutasa. Mimo wszystko, dziura to dziura i jeśli im się nie spodoba, zawsze mogą udawać, że właśnie pochylają się i wchodzą w swoją żonę czy dziewczynę.
Jedynie ci, którzy sięgają po moją erekcję, biorą ją w dłoń i pieszczą, kiedy mnie pieprzą, będą zainteresowani powrotem. Zwykle po to, aby dowiedzieć się, że jednak lubią penisa we własnym tyłku.
Naprawdę kocham dziewice.
Odpinam pasek i wysuwam go z pętelek. Upuszczam na podłogę. On gapi się na wybrzuszenie w moich spodniach.
— Podoba ci się to, co widzisz, Damoklesie?
Przebiegam mu palcami przez włosy i przyciągam bliżej, kciukiem kreśląc kółka na jego karku. Jedną ręką obejmuje mnie w talii i ociera biodra o spodnie. Wełniana tkanina drażni czubek mojego penisa. Pierdolony Boże!
— Wystarczająco — odpowiada szorstkim głosem.
Nie jestem pewien, jak guziki zostały odpięte, czy sam to zrobiłem, czy on, czy razem, nasze palce plątają się ze sobą. Już po chwili trzyma mnie w dłoni i głaszcze lekko, prawie niepewnie.
— Nie tak delikatnie. — Niemalże się dławię, a on tylko uśmiecha się, zaciska dłoń i porusza nią mocniej.
Kurwa.
Popycha mnie na łóżko, koszula zwija mi się pod plecami. Jego ciepłe i gładkie dłonie dotykają mojej skóry. Zrzucam spodnie.
— Nawilżacz — udaje mi się jeszcze wykrztusić i skinąć głową w stronę stolika.
Potter szuka po omacku i patrzy na mnie.
— Prezerwatywy? — Podnosi jedną do góry. — Są zaklęcia...
— A ja jestem kurwą — odpowiadam spokojnie. Tę lekcje też już przerabiałem. Eliksir przeciw opryszczce smakuje obrzydliwie. Biorę paczuszkę do ręki, rozrywam opakowanie i wręczam mu kawałek gumy. — Załóż to, jeżeli chcesz mnie pieprzyć.
Potter wykonuje polecenie, krzywiąc się. Większość klientów przynajmniej raz w tej kwestii protestuje. Zaklęcia są o wiele wygodniejsze. Ale to właśnie moją dupę ma najechać, a jego kutas był już w co najmniej jednym Weasleyu, więc mam ochotę zapewnić sobie przynajmniej taką barierę między nami. Przewracam się na brzuch i spoglądam na niego przez ramię. — Teraz olejek.
Otwiera buteleczkę i wylewa trochę płynu na palce. Patrzy na mnie z zakłopotaniem.
— Co dalej?
Jego niepewność jest prawie urocza, pomijając fakt, że to cholerny Potter. Wywracam oczami, zapominając się na chwilę. Na szczęście on wpatruje się w pokrytą śliską substancją dłoń.
— Najpierw jeden palec — mówię, ledwie powstrzymując się od westchnienia. — Do mojego tyłka, jeśli możesz.
Potter mruga ze zdziwienia.
— Nie penisa?
— Jeszcze nie. — Unoszę się i podpieram na łokciu. — Rozumiesz, że muszę zostać rozciągnięty?
Już mogę powiedzieć, że to nie pójdzie łatwo.
— Racja — odpowiada, ale ciągle się waha.
Chwytam go za nadgarstek i przyciągam dłoń w stronę mojego wejścia.
— Teraz. — Palec wślizguje się do środka, więc rozkładam szerzej uda. Koszula zrolowała mi się pod pachami. — Kurwa, tak. — Wzdycham tak, jak się ode mnie oczekuje, po czym wypycham biodra na spotkanie jego ręki.
Zerkam na zegarek. Minęło trzydzieści jeden minut.
Czasami godzina wlecze się w nieskończoność. Mam jednego klienta, który woli spędzać cały ten czas trącając nosem moje stopy i dziko szarpiąc swojego penisa. Leżę wtedy na łóżku, gapiąc się w sufit i zachęcając go od czasu do czasu. Inny z kolei lubi leżeć na mnie i pieprzyć mnie tak powoli, że prawie niemożliwością jest nie usnąć.
Tempo, z jakim porusza się Potter, grozi, że ta godzina będzie należeć właśnie do takich.
I wtedy wkłada we mnie drugi palec i pochylając się, szepcze mi do ucha:
— W ten sposób? — Wszystko, co teraz mogę, czując, jak te palce kręcą się we mnie, jest mrugnięciem i kiwnięciem głową. — Wcale nie tak inaczej niż u dziewczyny — mówi i gryzie mnie w ramię. — Trochę mniej mokro.
Unoszę biodra w jego stronę i kręcę nimi.
— Jak wiele kobiet musisz rozciągać w ten sposób?
— Byłbyś zaskoczony. — Pcha palce mocniej. To boli, więc wydaję z siebie syk. — Za szybko?
Kiwam głową, więc uspokaja swoje ruchy. Niestety, niewystarczająco.
— Wolniej. Pokręć nimi trochę. — Wykonuje polecenie. Już jestem rozluźniony. Przy ilości seksu, jaką uprawiam, tak naprawdę nietrudno mnie przygotować. Klękam. — Jestem gotowy — mówię, patrząc na niego przez ramię.
Gapi się na własne palce w moim tyłku, policzki ma zaczerwienione, a usta rozchylone i wilgotne. Drżę.
— Nie w ten sposób — odzywa się, wbijając we mnie wzrok. Odsuwa rękę. — Odwróć się.
— Po co?
Pochyla się nade mną, a jego penis muska tylną stronę mojego uda. Całuje mnie w ramię.
— Chcę widzieć twoją twarz. — Zamieram. Prawie nikt o to nie prosi. I nigdy za pierwszym razem. Wiem, że to niebezpieczne. Zaklęcie kamuflujące teoretycznie mogłoby przestać działać w trakcie pieprzenia. Ale ciągle czuję w dłoni ciężar galeonów. — Tobiaszu? — odzywa się znowu, więc biorę się w garść. To śmieszne. Ja jestem śmieszny. Siedem lat w zawodzie i to zaklęcie jeszcze nigdy mnie nie zwiodło.
Na rany Chrystusa, jestem profesjonalistą.
Przewracam się na plecy i uśmiecham do niego, przeciągając leniwie. Przesuwam palcami wzdłuż jego szczęki.
— Chcesz mnie pieprzyć, mój Damoklesie?
Potter drży pod moim dotykiem i kiwa głową.
— Tak. — Wypuszcza powietrze.
— Posmaruj penisa.
Wręczam mu buteleczkę. Robi to, co każę, głaszcząc się powoli przez prezerwatywę. Rozkładam nogi szerzej. Sam jestem twardy i sięgam w dół, aby przeciągnąć dłonią po własnym członku. Oczy Pottera otwierają się szeroko. Śmieję się cicho i unoszę biodra.
— Zwolnij trochę. Nie będzie zabawy, jeżeli dojdziesz za szybko.
Potter pochyla się nade mną, naciskając penisem na moje wejście. Zagryza dolną wargę i pcha.
Czucie go w sobie wcale nie jest nieprzyjemne. Zamykam oczy i zaciskam własną dłoń.
Bycie pieprzonym w ten sposób to właśnie to, co kocham w zawodzie dziwki. Technika Pottera jest okropna, a jego jęki i chrząknięcia mnie śmieszą. Ale tempo utrzymuje mocne, a jego pchnięcia są rytmiczne, więc wychodzę na spotkanie każdego z nich i zderzam się z nim biodrami.
Seks to jedyna rzecz, w jakiej mogę się zatracić. Gdzie nie jestem niczym, poza ciałem, pragnieniem, bólem i potrzebą. Kocham dochodzić, kocham wijącą się spiralę przyjemności, która gwałtownie skacze przez moje biodra, wzdłuż kręgosłupa, wydzierając z płuc urywany oddech. Palce poruszające się na penisie podrywają w górę moje powieki. Potter obserwuje mnie, jego skóra jest wilgotna i gładka, a oczy tak przeklęcie zielone.
Mam lepkie i śliskie dłonie. Moje ciało trzęsie się przy każdym jego pchnięciu, unoszę się, aby wyjść mu na spotkanie i nagle to zbyt wiele. Chwytam dziko jego ręce, dociskam ramiona do materaca i kończę z krzykiem.
Staję się wiotki i ospały, kiedy pieprzy mnie dalej, rozmazując mi dłonią nasienie po brzuchu i piersi. W końcu drży i wpycha się we mnie jeszcze mocniej.
Opada na mnie i przez chwilę leżymy tak, zawinięci wokół siebie.
Odwracam głowę i beznamiętnie patrzę na zegar.
Minęło dwanaście minut.
Oddech Pottera muska moją szyję. Odsuwa się i mogę wyczuć, że zdejmuje prezerwatywę. Krzywię się, kiedy chrząka mi do ucha.
— Tak? — Wysuwam się spod niego i wyciągam rękę. Podaje mi zużytą gumę, którą wyrzucam do kosza. Znika z niego momentalnie, Merlin wie gdzie.
Potter opada na plecy i wbija wzrok w sufit.
— Jestem żonaty.
— Większość jest.
Wzdycham. To część, którą gardzę. Prawdziwe wyznania. Zdecydowanie preferuję klientów, którzy staczają się ze mnie i od razu sięgają po spodnie. Jestem zmęczony. Jestem obolały. Marzy mi się kubek gorącej herbaty z odrobiną whisky, zanim zwinę się pod kołdrą na te kilka godzin, dopóki Scorpius nie obudzi mnie, żądając śniadania.
Ale nie, Potter musi należeć do tych, którzy lubią rozmawiać.
Obraca głowę i wpatruje się we mnie badawczo.
— Rozwodzę się.
To mnie zaskakuje. Prorok zapewne nie zna jeszcze tej nowiny. Gdyby tak było, rozchlapałby wieści w tempie błyskawicznym.
Jedyne, na co sobie pozwalam, to uniesienie brwi. Potter wzdycha i wraca do kontemplowania sufitu.
— Tak jest lepiej dla nas obojga.— Skubie prześcieradło i nawija jedwabne fałdki między palce. — Nie bardzo jej się podoba moja skłonność do mężczyzn.
— Racja, w końcu jest twoją żoną. — Opieram podbródek o zaciśniętą pięść. — Byłeś już wcześniej z facetem? Pytam, bo zapłaciłeś podwójnie.
— Nie — odpowiada z lekkim rumieńcem. — Raz pocałowałem brata żony. — Zagryza dolną wargę. — Byłem pijany, on był pijany, nie wiem, co mnie napadło.
Mam ochotę się roześmiać. Och, Merlin tylko wie jak bardzo. W zamian przybieram minę, która, mam nadzieję, wyraża współczucie. To prawdziwa męka.
— Och — odpowiadam niezobowiązująco. Mam desperacką ochotę zapytać, którego brata. Niezrobienie tego kosztuje mnie całą moją samokontrolę.
Potter podnosi się.
— Nie wiem, po co to mówię. — Pociera dłońmi twarz. — To tylko... Dziś wieczorem wreszcie złożyliśmy u adwokata papiery i... — Nieruchomieje ze spuszczonymi ramionami.
Jedno pytanie mniej. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę rano Proroka.
Teraz jednak głaszczę go po ręce. Tobiasz, przypominam sobie. Jesteś Tobiaszem, a on okazałby współczucie.
— To fatalnie.
Jak sądzę, nie brzmi to szczególnie pocieszająco.
— Racja. — Odsuwa z czoła kosmyk włosów. Widzę słaby zarys blizny pod zacierającym się zaklęciem. — Ona kogoś spotkała. I chce z nim spróbować.
Jak absolutnie bajecznie.
— Zdradziła cię?
— Nie! — Piorunuje mnie spojrzeniem, a ja wzruszam jedynie ramionami. — Ona nie jest taka. — Nie podzielam jego pewności. W końcu to Weasleyówna. Potter pociera dłońmi o nagie uda. Jego penis przesuwa się, co wywołuje rumieniec. — Próbowaliśmy jakoś to pogodzić, ale nie udało się. Żadnemu z nas. Dlatego teraz pójdziemy własnymi drogami. — Napotyka moje spojrzenie. — Zostaniemy przyjaciółmi.
Biorąc pod uwagę moją własną sytuację, tak naprawdę nie mogę z niego z tego powodu kpić. Niech to cholera.
Przebiegam palcami po jego klatce piersiowej.
— W takim razie traktuj nasze spotkanie jak okazję do świętowania.
Uśmiecha się słabo, ale dłonią głaszcze mnie po policzku.
— Tak, być może masz rację. — Kciukiem zakreśla kontur mojej dolnej wargi. — To samo powiedział Connor, kiedy cię polecał.
Zapisuję imię w pamięci. Zawsze istnieje możliwość, że w jakimś momencie będę zmuszony go użyć przeciwko mojemu Augustynowi.
Potter wstaje.
— Powinienem... — Wskazuje w stronę łazienki, więc kiwam głową. Kiedy drzwi się za nim zamykają, rozciągam się na chwilę na poduszkach.
Właśnie kończę nakładać spodnie, kiedy wychodzi, wykąpany i całkowicie ubrany. Postarał się nawet wysuszyć włosy, więc pewnie wraca do swojej Wiewiórki.
— Dziękuję — mówi. Muska ustami mój policzek i zawija palce wokół dłoni.
Jest już w kominku, kiedy uświadamiam sobie, że dał mi kolejny woreczek galeonów.
Przeklęty skurwysyn.


***


*wszystkie hotele istnieją naprawdę, cztery wymienione jako pierwsze mieszczą się w Londynie
** miejsce, gdzie mieści się pierwszy międzynarodowy sklep marki Abercrombie&Filch, otwarty 22 marca 2007 roku w Londynie
*** co znaczy: „dolina jeleni", szkocka whisky, destylowana i butelkowana przez Wiliam Grant&Son w destylarni Glenfiddich w miejscowości Dufftown w Szkocji  

Londyński pocałunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz