Pojedyncze notki dotyczące tematyki yaoi. Będą tutaj publikowane paringi jakie przyjdą mi do głowy. Zapraszam na mojego bloga c;
www.narusasu-sasunaru.blogspot.com
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
"Szaleństwo nie jest niedorzeczne: otóż im bardziej szalone, tym bardziej logiczne, tym bardziej wyrafinowane, tym bardziej wymowne, tym bardziej olśniewające."
Znowu to miejsce. Te białe ściany, które przyprawiają o ból głowy. Stęknąłem cicho, chcąc się podnieść z łóżka. Znowu to samo - pomyślałem sfrustrowany. Przynajmniej raz w tygodniu tak się działo. Powędrowałem wzrokiem na skórzane pasy, które powstrzymywały moje chude ciało od jakiegokolwiek ruchu. Z irytacją zerknąłem na lewą dłoń. Widząc wbity wenflon z bezsilnością opadłem na łóżko. Byłem normalny, a wmawiali mi, że jestem chory psychicznie. To chyba naturalne, że chciałem stąd wyjść i domagałem się swoich racji. Przynajmniej ja tak uważałem. Ci ludzie już niekoniecznie. Nie wiedziałem, ile tutaj leżałem, odkąd się przebudziłem. Może 10 minut, może dłużej. Nie ważne. W końcu do mych uszów dotarł dźwięk. Widząc jak drzwi się otwierają, przymknąłem powieki. Czując mdlący zapach męskich perfum miałem ochotę zwymiotować. Nie zrobiłem tego. W końcu po nieznośnie, dłużących się sekundach uchyliłem powieki. Widząc uśmiech szatyna domyśliłem się, że wiedział iż kłamię. Pewnie miał doświadczenie z tego typu kłamstwami. Nie dziwiłem się. W końcu pracował tutaj już dobrych kilka lat.
- Dzień dobry, panie Hashiramo. Jak się pan czuje?
- Dobrze. Może mnie pan odwiązać? - burknąłem z niemałym poirytowaniem. Widząc jego "dobroduszny" uśmiech miałem ochotę napluć mu w twarz. Przez niego moje marzenia znikały z dnia na dzień. To przez niego tutaj byłem. W miejscu gdzie aż się roiło od psycholi. Obawiałem się, że pewnego dnia któryś z tych ludzi zrobi mi krzywdę.
- Musi pan zostać jeszcze dzień na obserwacji. Przyjmuje pan leki dożylnie. Myślę, że do wieczora powinien pan mieć poprawę - jego wargi wygięły się w lekkim uśmiechu, odwrócił się do mnie plecami i najzwyczajniej w świecie odszedł. Miałem ochotę wyć z bezsilności. Byłem 5 lat na zamkniętym oddziale dla psychicznie chorych przez tego padalca. Znał Mito, toteż podejrzewałem, że chcąc się mnie pozbyć, specjalnie mnie zamknął. A moja żona? Złożyła papiery rozwodowe i zniknęła z mojego życia. Westchnąłem. Nie rozumiałem. Skoro pewnie ją zdobył, to czemu mnie tutaj trzyma? Przymknąłem powieki nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie miałem zbyt dużo możliwości. Zostało mi albo patrzyć się w sufit, albo wyobrażać sobie szczęśliwe życie. Wolałem tą drugą opcje więc nawet się nie zorientowałem kiedy przysnąłem. Obudził mnie cichy hałas. Niczym skrzypnięcie. Po kilku sekundach przyzwyczaiłem wzrok do mroku, w jakim się znajdowałem. Słońce już dawno zdążyło zniknąć za horyzontem. Widząc czyjąś sylwetkę zmarszczyłem buńczucznie brwi. Nie wiedziałem, kto to. Nie znałem go, postura tego człowieka nic mi nie mówiła, a tym bardziej jego długie włosy. Lekko zachrypniętym głosem spytałem.