1. Rzeczywistość po bitwie

981 68 11
                                    

Myślał, że powrót będzie prostszy. Wracał do domu, więc dlaczego czuł się tak obco i nieswojo?

Podczas jednej z misji Komandosów Bucky zapytał go, co zrobi, gdy wojna się skończy. Steve zastanawiał się wtedy chwilę, przyglądając się tym samy przyjacielowi. Wiedział, że jakaś część Bucky'ego była przerażona myślą, że w życiu Steve'a nie będzie już dla niego miejsca. Że pierwsze co Steve zrobi, to poślubi Peggy, zacznie nowe życie i całkiem o nim zapomni.

Coś boleśnie ściskało go za serce za każdym razem, gdy widział tę niepewność w jego oczach. I choć Steve zapewniał go, że nic się nie zmieni, nie był pewny czy Bucky mu wierzył.

Wtedy, siedząc u jego boku, uśmiechnął się lekko i odpowiedział, najszczerzej jak umiał:

- Nie wiem. Jest jeszcze tyle do zrobienia. Myślę, że powinniśmy zacząć się o to martwić, gdy będzie już po wszystkim. Razem na pewno coś wymyślimy.

Bucky uśmiechnął się słabo i pokiwał głową. Nie zapytał już więcej o nic na ten temat.

Teraz siedział na ławce w parku i czuł się bardziej zagubiony niż kiedykolwiek. Pustka u jego boku, brak stałej obecności Bucky'ego, był czymś, z czym nigdy wcześniej nie musiał sobie radzić. Sprawiał, że czuł, jak serce roztrzaskuje mu się na kawałki za każdym razem, gdy zapominał się i odwracał, by powiedzieć o czymś przyjacielowi i widział, że go tam nie ma.

Steve zacisnął mocno oczy, walcząc ze łzami. Wylał ich już wystarczająco dużo. Wszyscy chcieli, by był tym samym człowiekiem co przed wojną i wiedział, że w pewnym stopniu nawet Peggy i Howard oczekiwali, że będzie taki sam jak podczas wojny. Ale...

On czuł się jak ktoś zupełnie inny, a ten młody chuderlawy chłopak z Brooklynu, który był zbyt głupi, by uciekać od walki, wydawał mu się teraz kimś zupełnie obcym. Może dałby radę być tą osobą pomimo koszmarów, jakie przyszło mu oglądać na froncie, pomimo tego, że zabijał ludzi i robił inne okropne rzeczy, jak każdy żołnierz w tej wojnie.

Potem jednak stracił Bucky'ego i jakaś część jego duszy umarła razem z nim.

Zatrzymanie Schmidta było dla niego tylko kwestią czasu i misją, której nie spodziewał się przeżyć. Więc gdy udało mu się zatrzymać Valkirię na lodowcu zamiast rozbić się wraz z nią, nie mógł powstrzymać bolesnego szlochu, który wyrwał się z jego gardła, bo nie tak miało się to dla niego skończyć.

Później, w Dzień Zwycięstwa w Europie, gdy wszyscy świętowali, w pubie w Londynie Kapitan i jego Komandosi wznieśli toast za poległego przyjaciela i spędzili resztę dnia, świętując w ciszy.

Teraz wszystko było za wyraźne, za głośne, za jasne. Czasami czuł wzbierająca w nim furię na ludzi, którzy traktowali jego udział w wojnie jak powód do dumy lub coś, co dodawało mu chwały.

Steve nie żałował, że brał w niej udział, ponieważ wiedział, że tak należało zrobić i, że był to jego obowiązek. Ale żadne z tych ludzi nie zdawało sobie sprawy z tego, co wojna naprawdę oznaczała.

Wszystko, co widzieli to propaganda i upiększanie tego, co naprawdę się tam działo. Steve wiedział, że będzie śnił o okrucieństwach wojny do końca swojego życia. Dlatego zawsze znajdował wymówkę, by wykręcić się od rozmowy na ten temat, nim nerwy wzięły nad nim górę i złamał komuś szczękę.

I nadal nie wiedział co robić.

Peggy chciała, by razem z nią kontynuował pracę dla S.S.R., ale Steve czuł się chory na samą myśl o tym. Uprzejmie jej podziękował za tą propozycję i odmówił. Nie chciał na razie walczyć, co mogło się wydawać do niego niepodobne, ale był tak bardzo zmęczony i chciał zwyczajnie przestać.

Steve widział w jej oczach, że Peggy tego nie rozumiała – ona sama wciąż kontynuowała walkę, jak przez całe swoje życie, więc przestać teraz nie było dla niej opcją. Wiedział też, że dystansując się od niej i od tego, co ich łączyło, bardzo ją ranił, ale nie mógł w tej chwili dać jej nic więcej. Peggy zasługiwała na to, co najlepsze i na kogoś, kto odda jej całe swoje serce, a Steve wiedział, że obecnie nie będzie w stanie jej tego dać. Nie, gdy jego własne wciąż krwawiło po stracie...

Steve ponownie zacisnął powieki i potrząsnął głową. Nawet wspomnienie jego imienia cholernie bolało, a z jeszcze trudniejszym zadaniem musiał się dopiero zmierzyć. Był w domu już o kilku tygodni, ale jak tchórz nadal uciekał przed tym, co musiał zrobić.

Cóż, koniec z tym.

Wziął głęboki oddech i dźwignął się na nogi. Powolnym krokiem ruszył przed siebie, by w końcu spojrzeć w oczy Rebecce Barnes.

This temporary flesh and boneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz