Cicha muzyka płynąca z radia delikatnie otulała przyciemnione wnętrze kawiarni. Szum ulicy wymieszany z dźwiękiem kropel deszczu uderzających o asfalt nie docierał do pary nastolatków, którzy obserwowali siebie w skupieniu.- Jestem Randy Anthony Romance. Syn Glorii i Thomasa.. niestety oboje zginęli gdy byłem młody. Byli skłóceni z całą rodziną, większość moich krewnych nienawidziła mnie przez to. Starsi uwielbiali komplikować sobie życie. Dopóki nie usamodzielniłem się, mieszkałem w Domu Dziecka. Aktualnie mam dziewiętnaście lat. - Przeniósł wzrok na szybę, chcąc uciec wzrokiem od kelnerki, która przyniosła mu kawę. Nie rozumiał poczucia potrzeby opowiedzenia towarzyszce wszystkiego, jednak pozwolił słowom płynąć.
- Dzięki dobrym opiekunkom i przydzielonym braciom dałem sobie radę. Fundacja odnalazła moją ciocię i wujka, którzy mieszkali z kuzynką, Alex. Wpada do mnie czasem. Jest drobną dziewczynką, wygląda na trzynaście, a nie siedemnaście lat. - przerwał z uśmiechem błąkającym się po wargach. Zauważył kątem oka, że jego towarzyszka wpatrywała się w wisiorek, który nosił.
- Ten wisiorek znalazłem gdy miałem czternaście lat. Bawiłem się w chowanego z braćmi, chodziliśmy po dworze w nocy. Gdy klęczałem za żywopłotem, wyczułem go palcami. Moja ciocia zna się na minerałach, gdy tylko przyjechałem oznajmiła mi, że noszę jeden z najrzadszych minerałów. Aragonit nieczęsto występuje w tak ciemnym odcieniu niebieskiego. - Odwrócił twarz w stronę dziewczyny, która wyglądała na zamyśloną. Urwał swoją wypowiedź nie mając pomysłu na ciąg dalszy.
- Jest podobny. - Kate oznajmiła po chwili ciszy.
- Słucham?
- Twój wisiorek. Różni się jedynie minerałem. Jest tak samo oszlifowany jak mój. - dotknęła odruchowo Ametystu i westchnęła - To dziwne.
- Zgodzę się... Jaka jest historia Twojego naszyjnika? - zapytał cicho.
- Znalazłam go w lesie gdy miałam dwanaście lat. - odpowiedziała sięgając po szklankę z kawą, po czym wzięła spory łyk. - Spodobał mi się, od razu go założyłam. Mam go na szyi do dziś. - odstawiła napój na spodek, obserwując jak Randy pije swoje Cappuccino. Nagle do kawiarni wpadł chłodny powiew, weszła przemoknięta para wyglądająca jak rodzeństwo. Pomimo różnicy wzrostu i postury między dziewczyną a chłopakiem, mieli coś w oczach coś, co sprawiało wrażenie, że są tacy sami. Ta sama aura. Jedyne co naprawdę ich różniło to uśmiech. Dziewczyna nie drgała kącikami ust, a chłopak wręcz promieniował radością na lewo i prawo. Miała jasną bluzkę z głębokim dekoltem, jednak na jej ramionach wisiał czarny, masywny płaszcz. Na szyi nosiła prosty naszyjnik z kwarcem. Chłopak miał szalik, więc nie mogła ocenić czy cokolwiek pod nim skrywa. Kawałek materiału w zabawny sposób odcinał się kolorystycznie od platynowych, niemalże białych włosów. Wyglądali jakby pochodzili ze Skandynawii ze względu na cechy charakterystyczne jak włosy, oczy, czy rysy twarzy. Wyższa siostra miała wręcz rosyjską urodę. Kate przyglądała im się dłuższą chwilę z takim zaciekawieniem, że Randy podążył wzrokiem za jej spojrzeniem.- Ach, to Luna i Bruno. - rzucił niedbale odwracając się do Kate, jak gdyby uważał, że nowo przybyli nie są warci jej uwagi.
- Skąd ich znasz? - zapytała zdziwiona Siedemnastolatka.
- Przychodzą często do biblioteki. Są rodzeństwem, Luna to zimna suka, długa jak sopel lodu. - zaśmiał się cicho - Bruno za to jest wyjątkowo miły. Chyba zaraz tutaj przyjdą.. - westchnął cicho, wlepiając oczy w filiżankę z kawą. Pochylił głowę, jakby chciał ukryć twarz za kurtyną włosów. Nagle zza jego pleców dobiegło radosne i dosyć głośne:
- Raandyyy! - wykrzyczał Bruno, podchodząc do ich stolika. Nachylił się nad chłopakiem, opierając o blat smukłymi dłońmi. - Dlaczego wyszedłeś dziś wcześniej z biblioteki? - zapytał go, tym razem już kucając przy stole. Kate przeniosła wzrok z chłopaka na stojącą za nim, wysoką dziewczynę. Patrzyła prosto na nią. Siedemnastolatka poczuła się wyjątkowo nieswojo, miała ochotę schować się pod stół. Usłyszała po chwili wypowiedziane pewnym, lecz chłodnym głosem:
- Kim jesteś? - Kucający Bruno dopiero zauważył dziewczynę, co sprawiło, że od razu się wyprostował i wygładził sztruksowe spodnie z przepraszającym wyrazem twarzy. Omiótł ją spojrzeniem, przyspieszając bicie jej serca. Miała ochotę uciec w buraki, bo kolorystycznie wśród nich nie wyróżniałaby się niczym.
- To jest Kate, a Wy ją właśnie wystraszyliście. - rzucił Randy, patrząc na rodzeństwo.
- Nazywam się Bruno Stardust. - Ukłonił się i posłał jej przyjemny uśmieszek, ukazujący dołeczki w policzkach.
- Miło poznać. - odparła Kate, obejmując szklankę z latte zimnymi dłońmi. Wiele by dała żeby zniknąć w tym momencie z pola widzenia Magicznego Rodzeństwa.
- To jest Luna, ale nie zwracaj uwagi na jej chłód. Ona tak już ma. - rzucił i zachichotał niski chłopak, przez co stojąca za nim siostra szturchnęła go w plecy i zwróciła się do towarzyszki Randy'ego.
- Luna Stardust, miło poznać. - Skinęła oficjalnie głową. Całą sytuację zapoznawczą przerwał właściciel Aragonitu.
- Kate, to co, zbieramy się? Musisz być niedługo w domu. - Zadając to pytanie puknął ją adidasem w piszczel. Dopiła kawę i spojrzała na pustą filiżankę towarzysza z uczuciem ulgi.
- Jasne. Robi się późno. - odparła, chwytając parasolkę. Zignorowała smutną minę Bruna i beznamiętne spojrzenie Luny.
- No cóż, może innym razem gdzieś się wybierzemy. - powiedział wesoło Bruno, siadając o stolik dalej, po czym zaprosił siostrę gestem dłoni do usadzenia siebie naprzeciw niego. Spełniła nieme polecenie i poprawiła włosy. Gdy brat zdjął szalik, wypadł z niego Biały Kwarc, uderzając o jego mostek. Kate niemalże zachłysnęła się powietrzem. Ignorując myśli o przynależeniu do jakiejś sekty, wstała równo z Randym i ruszyli do wyjścia. Pomachała z uśmiechem w kierunku Bruna i skinęła głową do Luny. Jej towarzysz mruknął jedynie ciche "cześć" i przytrzymał drzwi Siedemnastolatce. Wyszli razem na ulicę, a Kate rozłożyła swój parasol, który Randy od razu przejął, chroniąc ich oboje przed delikatnym deszczem.
- Wymknąłeś się dzisiaj wcześniej? - zapytała z uniesionymi kącikami ust nastolatka.
- I tak nikogo nie było. - mruknął Dziewiętnastolatek - Powiedziałem Ci tyle o sobie... kiedy Twoja kolej? - zapytał pewnym głosem, patrząc prosto na nią. Zignorowała pytanie, więc chłopak jedynie westchnął. Odprowadził ją pod sam dom przepraszając za najście jego znajomych. Kate miała bardzo dużo pytań do chłopaka i nie wiedząc od czego zacząć po prostu milczała.
- W porządku, nic się nie stało! - odpowiedziała stojąc już za furtką. Wyciągnęła dłoń po swoją parasolkę i.. musnęła nią dłoń chłopaka. Znów to samo. Prąd przechodzący po jej ciele niemalże ją zamroczył, a Randy przymknął powieki. Nie, nie, pewnie mrugnął. Żaden prąd.
Sekundę później prawie cisnął w nią parasolką i ruszył przed siebie. Nie wydawało jej się. Zaczęła go wołać, tak bardzo chciała wiedzieć dlaczego to się działo. Randy zignorował krzyki dziewczyny, chciał znaleźć się jak najdalej od niej. Dlaczego jego serce tak drgało?
Gdy weszła do przedpokoju, od razu zostawiła przemoczony parasol na ziemi. Randy wracał w deszczu, przez co zaczęła się martwić. Nie miała nawet jego numeru telefonu. Szlag, dlaczego pomyślała o jego numerze?
Ruszyła do kuchni, zdejmując po drodze wilgotny, granatowy sweter, a w kuchni zastała swoją ciotkę, lecz nie była sama. Koło Lucy siedział...
- T..Theo! - wykrzyczała Kate, zakrywając się mokrym swetrem.
- Oho, cóż za przywitanie, Kitty. - odpowiedział z figlarnym uśmieszkiem jej kuzyn. Miał przydługie, piaskowe włosy i orzechowe oczy. Typowy łucznik, swoją drogą ciekawe czy nadal nim jest... ale nie to było teraz istotne. Dziewczyna wycofała się z kuchni, ignorując chichotanie ciotki. Lucy krzyknęła, że upiekła ciasto i jak tylko się wysuszy ma przyjść się częstować. W tym momencie Kate chciała poczęstować się chwilą spokoju.
Wbiegła na górę dysząc. Rozebrała się, ignorując ogromnego siniaka na biodrze. O dziwo nie czuła już tego uporczywego bólu przy chodzeniu. Ubrała luźną koszulkę i getry. Wyszła z pokoju i wpadła czołem w tors kuzyna.
- Podobałaś mi się w tamtym zestawieniu. - Westchnął cicho i przyłożył dłoń do czoła w teatralnym geście rozpaczy. Był strasznie specyficznym człowiekiem, ale każdy o dziwo go lubił.
- Ach, cicho bądź. Co tutaj robisz? - zapytała po chwili, unosząc głowę. Jej kuzyn był o wiele wyższy od niej.. no tak, w końcu nie był już dzieciakiem. Nadal miał piegi i szeroki uśmiech. Zacisnęła szczęki z zazdrości.
- Zostaję na jakiś czas. Wróciłem tutaj dla starej miłości, odnaleźliśmy się i pisaliśmy do siebie listy. - odparł, opierając się o ścianę. Spojrzał na jej wisiorek i zmarszczył brwi. Kate odruchowo zasłoniła piersi, ponieważ pod t-shirtem nie miała stanika. - Chwila, co to za wisiorek? - zapytał z powagą w głosie kuzyn, nachylając się nad dziewczyną.
- Normalny! - odpowiedziała, uciekając przed jego dłońmi, po czym zbiegła na dół i od razu zgarnęła leżący na kuchennym stole kawałek ciasta drożdżowego. Spojrzała na swoją szczęśliwą ciocię.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przyjechał mój synek! - powiedziała wzdychając z uśmiechem. - Upodabnia się z buzi do Borysa.
- Owszem, zmienił się. Długo tu zabawi? - zapytała Kate z resztą ciasta w buzi.
- Chyba tak. Wrócił tu dla Emmy, to taka wspaniała dziewczyna. - odparła Lucy, opierając się biodrem o blat. Pozostawiając ją w euforii, Siedemnastolatka ruszyła z powrotem do pokoju. Weszła pod kołdrę. Było krótko przed dziewiętnastą, ale przez natłok emocji miała ochotę odpocząć. Potrzebowała tego. Nadal słyszała krople deszczu pukające o jej szybę, był to bardzo kojący dźwięk. Gdy nastała cisza, zdała sobie sprawę, że to nie krople deszczu.
To był Randy.
CZYTASZ
Mineral Kids
FantasyIle tajemnic kryje ten świat? 'Mineral Kids' opowiada o ludziach wybranych przez minerał, który towarzyszy im przez całe życie. To, czy przyniesie on kłopoty, miłość, czy szczęście zależy od właściciela. / Rozdziały są dodawane nieregularnie, ze w...