14.

5.9K 228 7
                                    

Właśnie parkowałam, i tu was chyba zaskoczę, pod szkołą, do której chodzą chłopaki i do której będę uczęszczać w miarę chęci i możliwości, również ja.

Swoim przybyciem wywołałam małe zamieszanie, ponieważ na dziedzińcu znajdowało się paręnaście osób, więc aby zrobić jako takie wrażenie, z gracją wyszłam z pojazdu, a wzrok wszystkich- z auta- przeniósł się na mnie. Skłamałabym, gdybym powiedziałam, że nie chciało mi się śmiać, a chciało ogromnie. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę sekretariatu, który według rozkładu pomieszczeń powinien znajdować się na końcu pierwszego piętra. Przepychając się przez tłum wylewających się właśnie uczniów, dotarłam do budynku. Teraz czas na schody, ale gdy chciałam po nich wchodzić, ktoś złapał mnie w łokciu i odciągnął na bok.

-Co ty tutaj robisz?- Lucas, więc tutaj się podziewa.

-Co ci się stało?- spytałam patrząc na jego posiniaczoną twarz, aż się uśmiechnęłam, bo to oznaczało, że wcale nie wyszłam z wprawy.

-Nie interesuj się, odpowiedz.- zażądał.

-Ty również, cześć.- odepchnęłam go i powróciłam do poprzedniego celu, nie interesowało mnie już jego wołanie, miałam sprawę do załatwienie, a nie zamierzała marnować czasu dodatkowo na rozmowę z taką amebą.

**

Weszłam do gabinetu, który miał być sekretariatem.

-Dzień dobry, miałam się dzisiaj pojawić.- uśmiechnęłam się do starszej kobiety siedzącej za biurkiem.

-Jak się nazywasz?

-Clarissa Evans, chciałam odebrać kluczyk i plan, w zeszłym tygodniu przesyłałam potrzebne dokumenty mailem.- dodałam.

-Ah, proszę, szafka numer 25, a to plan zajęć, zaczynasz od poniedziałku.

-Oczywiście, dziękuję.- powiedziałam i ruszyłam do wyjścia.

-To moja praca, powodzenia, kochanie.- powiedziała, a ja uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z budynku. Jednak nie dane mi było szybkie odjechanie spod szkoły, bo jacyś idioci postanowili pomacać sobie moje auto.

-Spierdalać od samochodu, idioci!- wrzasnęłam, a wzrok tłumu przeniósł się na mnie.

-Skarbie, nie mam zamiaru odchodzić od mojej własności.- gotowało się we mnie, gdy ten gówniarz zaczął siadać na masce.

-Powiedziałam! Spierdalaj! Od! Samochodu!- stałam trzy metry od niego.

-Nie drzyj się na mnie i to ty stąd odejdź, bo zaraz pożałujesz, że odezwałaś się w taki sposób do mnie, jasne?!- teraz się zaśmiałam, a on? był cały czerwony. Nie wiem czy ze złości, czy wstydu.

-W takim razie, skoro jesteś pieprzonym właścicielem, to zaprezentuj coś. Napewno każdy chciałby zobaczyć jak wymiatasz, prawda?- powiedziałam, a temu zrzędła mina. Wycianęłam kluczyki i za pomocą guzika otworzyłam drzwi, podeszłam do chłopaka i szepnęłam:- Następnym razem, kotku, upewnij się, że nie rozmawiasz z właścicielem.- uderzyłam go pięścią prosto w twarz, przy okazji pozbywając się go z maski. Wsiadłam i odjechałam z piskiem opon.




life changesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz